Najwięksi pechowcy w Grand Prix. Kilka razy byli blisko, jednak turnieju nie wygrali nigdy
Chris Louis - 6 startów w finale
Podobnie jak Max ma stuprocentową skuteczność stawania na podium względem startów w finałach. Po trzy razy kończył rywalizację na drugim i trzecim miejscu. Po raz pierwszy zasmakował szampana od razu w chwili debiutu nowej formuły we Wrocławiu w 1995 roku, kiedy na Stadionie Olimpijskim w euforię wprawiał kibiców Tomasz Gollob. Louis przegrał wówczas jeszcze z Hansem Nielsenem. Brytyjczyk na kolejne miejsce na podium czekał aż do roku 1998. Tam w Vojens i Linkoeping zajmował drugą pozycję, a całe mistrzostwa kończył na piątej.
Bliski pełni szczęścia był też w Coventry w sezonie 1999, gdy nie znalazł sposobu na zaciekle odrabiającego straty do Golloba arcyszybkiego Tony'ego Rickardssona. Rok później kończył zmagania na trzeciej pozycji w Pradze i Wrocławiu. Wtedy wydawało się, że ponownie stać go na włączenie się do walki o medale (Louis ma w dorobku brąz z 1993 roku z jednodniowego finału w Pocking), jednak znów brakowało mu regularności i ustabilizowania formy, czyli tego samego, co w poprzednich latach.
-
SWC zdechł - Januszy płacz Zgłoś komentarzJimmy Nilsen - żużlowy pierwowzór Jarosława Hampela
-
elvis Zgłoś komentarzBrawo dla autora. Nareszcie cos ciekawego,a nie jak u ostafy...co dzien to pomowienia i pudelek.
-
yes Zgłoś komentarznie wszystko było następstwem pecha...