"Szarlotka z lodem and bita śmietana". Kibice polskiego klubu go pokochali

YouTube / Tomaz Pozrl / Na zdjęciu: Jernej Kolenko na torze
YouTube / Tomaz Pozrl / Na zdjęciu: Jernej Kolenko na torze

Jednym z solenizantów 20 listopada jest słoweński żużlowiec Jernej Kolenko. Były zawodnik musiał odwiesić kevlar na kołek w trosce o własne zdrowie. Jedna kraksa mogłaby zmienić jego życie o 180 stopni.

W tym artykule dowiesz się o:

Jernej Kolenko urodził się 20 listopada 1982 roku w Lublanie. Swoją oficjalną karierę rozpoczął bardzo wcześnie, bo już jako piętnastolatek zadebiutował w mistrzostwach kraju. Po raz pierwszy plastron AMTK Ljubljana przywdział oficjalnie 7 września w Lendawie, gdzie odbywała się 4. runda słoweńsko-chorwackiego czempionatu. Zaprezentował się z dobrej strony, bo wywalczył sześć punktów i zakwalifikował się do finału C. W nim przegrał jednak z dwójką Chorwatów - Zeljko Feherem i Krunoslavem Zgacem.

Dwa tygodnie później spisał się podobnie, choć na domowym torze został wyżej sklasyfikowany, tym razem z siedmioma oczkami i zwycięstwem w finale C. Ostatni występ zaliczył w Krsko, gdzie przy jego nazwisku pojawiło się dziewięć punktów. W klasyfikacji generalnej zajął ostatecznie dwunastą lokatę.

W mistrzostwach Słowenii nigdy nie było mu dane zostać numerem jeden. Dwukrotnie na jego szyi zawisł srebrny medal - (2005, 2007) oraz czterokrotnie ten z brązowego kruszcu (2001, 2002, 2003, 2006).

ZOBACZ WIDEO: Włókniarz wciąż szuka trenera. Cieślak o potencjalnym powrocie

Polska przygoda

Do kraju nad Wisłą trafił jeszcze jako młodzieżowiec, bo w 2001 roku związał się z TŻ-em Lublin. Swoją szansę otrzymał 19 sierpnia tamtego sezonu w meczu z Iskrą Ostrów. Pierwsza styczność z polskim speedwayem okazała się dla niego jednak pechowa, bo od defektu na prowadzeniu, a sam wyścig zakończył się porażką TŻ-u 0:5. Później było już lepiej i do domu wyjeżdżał z sześcioma punktami w sześciu startach (d,3,1,1,1,0).

I choć debiut nie był zły, tym bardziej kiedy weźmiemy pod uwagę ten pechowy defekt, to nikt nie dał mu więcej szansy. I to nie tylko w kolejnym meczu, ale przez kilka sezonów, bo na kolejny kontrakt musiał czekać aż do 2006 roku. Wówczas trafił do Kolejarza Rawicz, w którym mocno się zadomowił, stając się przy tym ulubieńcem publiczności, między innymi za sprawą swojej skutecznej i ofensywnej jazdy.

W debiucie z Niedźwiadkiem na plastronie zdobywał średnio 2,071 punktu na wyścig. Nie było skuteczniejszego żużlowca od Słoweńca w tej ekipie. Po sezonie 2007 podpisał nowy - pięcioletni kontrakt, co nie zdarzało i nie zdarza się często w kooperacjach z seniorami.

Upadek przerwał pogoń za marzeniami

Trzynasty dzień kwietnia 2008 roku na zawsze utkwił w pamięci słoweńskiego żużlowca. Tamtego dnia zaliczył paskudny wypadek, po którym musiał zakończyć swoją przygodę z czarnym sportem w roli jeźdźca.

- To jest speedway, tutaj upadki zdarzają się na co dzień. Jest to absolutnie normalne, więc nie mogę mieć do nikogo żadnych pretensji. Jak tłumaczę sobie tą całą sytuację? Po prostu miałem pecha, że znalazłem się w pewnym miejscu w określonym czasie. Tylko brakiem szczęścia tego dnia mogę to sobie tłumaczyć - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.

Kolenko z kraksy niczego nie pamięta, choć oglądał go w materiałach wideo. Nie ukrywał, że zaliczył wiele groźniejszych kraks, ale żadna nie miała takich poważnych konsekwencji, jak ta w Prelogu. - W tym wypadku było inaczej i jak już mówiłem, ten upadek mogę skomentować tylko jednym słowem: pech. Upadłem z prostego powodu: nadmierna szybkość. Całe zdarzenie miało miejsce na wejściu w drugi łuk, a wiadomo, że tam jedzie się zawsze bardzo szybko. Bieg tak się potoczył, że to ja upadłem... - wspominał.

Przez dziesięć dni przebywał w śpiączce. - Nie pamiętam niczego ze szpitala. I to jest w tej całej sytuacji tak naprawdę jedyny pozytyw. Nie mam dzięki temu nawet okazji do myślenia, w jak złym stanie byłem. Jednak rozmawiałem na ten temat z lekarzami i w przyszłości będę prawdopodobnie pamiętał już wszystko - przyznał.

W sierpniu 2008 roku zakończył karierę. Miał wtedy problemy z koordynacją i równowagą, a także mówieniem. Wyjawił, że gdyby upadł po raz kolejny, mógłby trafić na wózek inwalidzki. W gruzach legły plany o regularnej jeździe w polskiej lidze oraz przystąpieniu do eliminacji Grand Prix. Matej Zagar utworzył specjalne konto, na którym zbierano środki dla Kolenki. Sam wpłacił na nie 500 euro.

- Jest to przemyślana decyzja, podjąłem ją w oparciu o opinie i rady mej najbliższej rodziny i przyjaciół. Sprzedam cały sprzęt, zostawię sobie tylko jeden motocykl na pamiątkę tych wszystkich lat spędzonych na różnych torach. Pozostawiam sobie 1 proc. szans na to, że może kiedyś w przyszłości wrócę do tego sportu, ale jest to naprawdę bardzo mało prawdopodobne - tłumaczył w rozmowie z naszym portalem.

Kolenko po wypadku i wybudzeniu ze śpiączki miał spore problemy z mówieniem. Dopiero z czasem kłopoty z porozumiewaniem się przeminęły, a na co dzień był w stanie dogadać się z rozmówcą po słoweńsku, angielsku i niemiecku. Znał kilka zwrotów po polsku. Pytany, jakie słowa pamięta, odpowiedział: - Szarlotka z lodem and bita smietana.

Nieźle rozwijająca się kariera Słoweńca została brutalnie przerwana, gdy ten miał 26 lat. Do Rawicza wrócił, choć już w innej roli. Pomagał wówczas Maksowi Gregoricowi, który miał zostać jego następcą w Kolejarzu.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty