Brytyjczycy w długim oczekiwaniu na "God Save the Queen". Tai Woffinden wciąż nie zdobył Cardiff

Tomasz Janiszewski
Tomasz Janiszewski

Cardiff. Nowa jakość i oaza BSI

Przejęcie praw do organizacji GP w roku milenijnym przez firmę BSI doprowadziło do zmian w kalendarzu cyklu. Zdecydowano się wprowadzić żużel na salony, czyli inaczej mówiąc na duże stadiony, gdzie układano tymczasowe tory. Jednym z pierwszych takich miejsc było Millenium Stadium w Cardiff, gdzie w czerwcu 2001 roku przy ogłuszającej wrzawie brytyjskich fanów najlepsi ścigali się po raz pierwszy.

Stolica Walii szybko zaskarbiła sobie serca kibiców, zawodników i na lata stała się flagowym turniejem BSI, które obchodzi się z tymi zawodami jak z jajkiem. Duże nakłady na promocję, specjalna otoczka i przez lata największa frekwencja, choć kompletu widzów w Cardiff nigdy się nie doczekano. Obecnie trudno wyobrazić sobie cykl bez ścigania w tym miejscu, a wygrana zawsze smakuje w nim wyjątkowo.

W parze z sukcesami organizacyjnymi Brytyjczyków nie poszły jednak sportowe, pomimo tego, że na początku XXI wieku na arenie międzynarodowej zaczęły się pokazywać młode wilki. Nadzieje wiązano ze Scottem Nichollsem i Lee Richardsonem, którzy mieli zastąpić tracących werwę Lorama, czy Louisa i osiągać znacznie lepszy wyniki, niż tułający się pod koniec stawki "Foxy" Smith, czy Carl Stonehewer.

Czy sobotnią GP Wielkiej Brytanii w Cardiff wygra reprezentant gospodarzy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub Żużel na Facebooku
inf. własna
Zgłoś błąd
Komentarze (7)