Najwięksi pechowcy w Grand Prix. Kilka razy byli blisko, jednak turnieju nie wygrali nigdy
Scott Nicholls - 9 startów w finale
Po Louisie drugi z reprezentantów Wielkiej Brytanii, który był blisko chwały, ale ostatecznie również nie zdołał odsłuchać "God Save the Queen". Ongiś numer jeden speedwaya na Wyspach spędził w światowej elicie sporo czasu (stały uczestnik w latach 2002-2009), momentami potrafił błyszczeć, lecz zawsze czegoś brakowało, by móc dołączyć do Marka Lorama, Martina Dugarda i Chrisa Harrisa i wpisać się na listę zwycięzców. Słowem uzupełnienia, po latach jako ostatni do tego grona dołączył oczywiście Tai Woffinden.
Nicholls czterokrotnie znajdywał zaledwie jednego pogromcę. Centymetry od triumfu był w swoim debiucie w decydującym wyścigu. W Sydney w 2002 roku do samej mety gnał za prowadzącym Gregiem Hancockiem, ale ostatecznie to Amerykanin wpadł na kreskę szybciej. Brytyjczyk w kolejnych latach drugą lokatę zajmował jeszcze w Goeteborgu (2003), Lonigo (2006) i Krsko (2007). W Słowenii też zajął jedyny raz pozycję trzecią (2006). "Hot Scott" na łącznie dziewięć finałów w czterech wypadał poza trójkę. Taka sytuacja miała miejsce m.in. przed własną publicznością w Cardiff (2008).
-
SWC zdechł - Januszy płacz Zgłoś komentarzJimmy Nilsen - żużlowy pierwowzór Jarosława Hampela
-
elvis Zgłoś komentarzBrawo dla autora. Nareszcie cos ciekawego,a nie jak u ostafy...co dzien to pomowienia i pudelek.
-
yes Zgłoś komentarznie wszystko było następstwem pecha...