Drużyna z Kanady trafiła w tym meczu tylko 18 na 36 oddanych rzutów wolnych. Przy ich wykonywaniu zawodników Toronto Raptors rozpraszała Diar DeRozan.
Jak? Głośnym krzykiem. Świetnie słychać było to nawet w telewizyjnej transmisji.
Córka DeMara DeRozana, jednego z liderów Byków, skradła show. - Powiedziałem jej, że może opuścić jeden dzień w szkole i przylecieć na mecz. Cieszę się, że to zrobiłem - mówił w rozmowie z mediami 33-latek.
Chicago Bulls pokonali w środę Raptors 109:105, odrabiając 19 punktów straty. Goście zakończyli sezon Dinozaurów, a sami zapewnili sobie awans do meczu, którego stawką będzie ósme miejsce w Konferencji Wschodniej. W piątek zmierzą się z Miami Heat.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!
- Słyszałem, że ktoś krzyczy. Obróciłem się, patrzę i myślę sobie: cholera, to moja córka - śmiał się DeRozan. - Stała się viralem - dodawał rzucający obrońca, zdobywca 23 punktów.
Bulls do sukcesu poprowadził Zach LaVine, który rzucił 39 oczek.
Co ciekawe, 18 spudłowanych rzutów wolnych to najwięcej w historii Raptors od 1997 roku.
DeRozan zapytany o to, czy jego córka będzie towarzyszyć mu także podczas meczu w Miami odparł, że nie. - Musi wracać do szkoły - mówił z uśmiechem absolwent uczelni USC, który od 2009 do 2018 roku reprezentował barwy Raptors. Teraz chce awansować do fazy play-off z Bulls. A do tego Bykom brakuje już tylko jednego zwycięstwa.
Czytaj także:
Polacy ponieśli mistrzów Polski. Wzięli wszystko na swoje barki
Zakończył się sezon zasadniczy w NBA. Wszystko wiemy!