W tym tygodniu poznaliśmy oficjalną listę startową cyklu Speedway Grand Prix w sezonie 2025. Stałe "dzikie karty" otrzymali Mikkel Michelsen, Jason Doyle, Jan Kvech i Kai Huckenbeck. Wybór działaczy nie wszystkim przypadł do gustu. Pokrzywdzeni czują się Polacy, bo w przyszłym roku w mistrzostwach świata będziemy oglądać tylko dwóch Biało-Czerwonych.
Niepocieszony jest też Leon Madsen. Dwukrotny wicemistrz świata wypadł z cyklu SGP po nieudanym sezonie i nie otrzymał zaproszenia od działaczy FIM. - To wstyd dla tego sportu, że o tytuł mistrza świata nie walczą najlepsi - powiedział Madsen w rozmowie z dr.dk.
Nieco inaczej na sprawę patrzy Nicki Pedersen, trzykrotny mistrz świata, a obecnie trener reprezentacji Danii. - Gdybyś miał wybrać najlepszego zawodnika do "dzikiej karty", to Leon powinien ją dostać. Jednak to tak nie działa. Ten system jest zbudowany inaczej. Pamiętam to po sobie. Chodzi o to, by w Grand Prix reprezentowanych było wiele nacji - powiedział były mistrz świata portalowi jv.dk.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Woźniak, Holder i Korościel
Pedersen w przeszłości, gdy jego wyniki w SGP stawały się coraz gorsze, sam kilkukrotnie musiał liczyć na "dziką kartę". Dlatego rozumie, jakimi argumentami posługują się działacze ze światowej federacji. - Huckenbeck i Kvech dostali nominację, bo mamy turnieje Grand Prix w Niemczech i Czechach - dodał 47-latek.
Równocześnie opiekun duńskiej kadry w pełni rozumie zaproszenie do mistrzostw Michelsena. 30-latek opuścił ostatnie rundy SGP z powodu kontuzji. Gdyby nie to, być może nawet wywalczyłby medal. - Uraz przytrafił mu się w bardzo niefortunnym momencie. Mógłby wywalczyć naprawdę wysoką pozycję w "generalce" i myślę, że spisał się w tym roku naprawdę dobrze - podsumował Pedersen.