Czytaj w "PN": Czy Lewandowski odzyska armatę, a Ronaldo i Aguero obronią swoje trofea?

 Redakcja
Redakcja

Lis wdarł się do kurnika

W futbolu teoretycznie wszystko jest możliwe, ale chyba nie to, by Leicester City sięgnął po mistrzowski tytuł, a Jamie Vardy po Złoty But. Na pewno nie?
Lisy prowadzone przez Claudio Ranieriego nie prezentują najbardziej wyszukanego futbolu w Europie. Można nawet zaryzykować tezę, że to piłka dość prosta, ale właśnie w takim układzie doskonale odnalazł się Vardy - człowiek, którego w wielkim futbolu w zasadzie nie powinno być, a który ma szansę pojechać nawet na Euro 2016. Bazuje na sile fizycznej, szybkości, odwadze, zdecydowaniu. Gra tak jak cały zespół: unika dryblingów, nie szuka niekonwencjonalnych rozwiązań, po prostu strzela. Zdobywał bramki w 11 kolejnych meczach Premier League, dzięki czemu pobił rekord Ruuda van Nistelrooya. Nim to uczynił, głos zabrał Ranieri: - Kiedyś Gabriel Batistuta strzelał w 11 kolejnych meczach Serie A. Batigol to zdecydowanie najlepszy zawodnik, jakiego trenowałem.

Dziś można już mówić o efekcie Vardy’ego. Człowieka, który pracował fizycznie w fabryce, miał wyrok za bójkę i był królem strzelców piątej ligi kibice widzą w reprezentacji Anglii. Fani Leicester kochają go zaś miłością ślepą. Ostatnio jeden z nich zbierał podpisy pod petycją umożliwiającą nadanie jego córce drugiego imienia: Vardy. Na pierwsze oczywiście Jamie, ale ono akurat jako żeńskie funkcjonuje w Anglii od dłuższego czasu. Oby tylko Lis numer 1 nie zgłupiał od tego wszystkiego. Niedawno przedłużył kontrakt, dostał podwyżkę tygodniówki do 80 tysięcy funtów i od razu kupił Bentleya Continentala...

Pytanie jak długo potrwa fenomen Leicester, bo chyba tylko od tego uzależnione są osiągi Jamiego... W każdym razie może być on pierwszym od 2000 roku Anglikiem, który wygra rywalizację snajperów w Premier League. Dobra wiadomość dla fanów Albionu jest taka, że zagrozić może mu inny kadrowicz Roya Hodgsona - Harry Kane. Swoje trzy grosze będzie się starał wtrącić Romelu Lukaku, który doskonale współpracuje z Rossem Barkleyem, ale jego pech polega na tym, że występuje w słabszym klubie niż reszta konkurentów. Chociaż...

W połowie stycznia na portalu igol.pl ukazał się wywiad z Andrzejem Twarowskim, specjalistą i komentatorem Premier League w nc+: - Na moje oko koronę króla strzelców zdobędzie Lukaku. Everton nie jest drużyną, która szuka zwycięstwa 1:0. Ona szuka bramek i to jest idealna sytuacja dla napastnika. Poza tym ma obok siebie wiele osób, które są w stanie ułatwić mu życie. Tam naprawdę jest paru chłopaków, którzy będą mu wypracowywać okazje, takich jak Deulofeu czy Barkley. Oprócz tego Lukaku świetnie spisuje się w pojedynkach powietrznych, a o efektywności wykonywania stałych fragmentów gry przez Bainesa nie trzeba nikogo przekonywać.
Wyścig zatem zapowiada się pasjonująco.

- Dzisiaj Vardy i Kane są według mnie na tym samym poziomie, co Aguero. Oczywiście każdy z nich jest inny, ale to jest top - zawyrokował Mauricio Pochettino, menedżer Tottenham Hotspur. Na pewno trudno zakładać, by nowo mianowany król, ktokolwiek nim będzie, pobił strzelecki rekord PL, należący do Andy'ego Cole'a i Alana Shearera (obaj zdobyli po 34 bramki). U angielskich bukmacherów nie da się wiele wygrać (właściwie to da się najmniej) stawiając na Vardy’ego jako przyszłego króla strzelców.

Goni go co prawda spora grupa, lecz świetnych skądinąd Odiona Ighalo i Riyada Mahreza w dłuższej perspektywie trudno widzieć na tronie, stąd listę potencjalnych kandydatów trzeba chyba zamknąć na Aguero. Jego zwolennicy liczą, że w końcu Argentyńczyka opuszczą kłopoty zdrowotne i ustabilizuje formę strzelecką. Kun opuścił w tym sezonie około 10 meczów na wszystkich frontach, kiedy był kontuzjowany lub się rehabilitował. Jego bezpośredni konkurenci w tym aspekcie prezentują się dużo lepiej, jeśli nie doskonale. Na jego generalnie niezły rezultat (14) wpływ ma jednak przede wszystkim niesamowity występ przeciwko Newcastle United zakończony pięcioma trafieniami, bo poza tym wciąż aktualny król strzelców Premier League nie imponuje taką regularnością jak w poprzednim sezonie. Ale że będzie jednak groźny do końca - to pewnik.

Zbigniew Mucha

Czytaj więcej w "PN"

Włoskie ikony nie pojadą na Euro

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
Piłka Nożna
Zgłoś błąd
Komentarze (0)