We wtorek Piraterna Motala przegrała na własnym torze z Indianerną Kumla 43:47, a Jakub Jamróg zdobył w tym meczu 8 punktów z bonusem. Zapraszamy na lekturę rozmowy, przeprowadzonej po tym spotkaniu z zawodnikiem gdańskiego Zdunek Wybrzeża i wychowankiem Unii Tarnów.
Stanisław Wrona (WP SportoweFakty): Piraterna uległa kolejnemu rywalowi na własnym torze, lecz ponownie była to niewielka porażka, a pan dołożył do tego dorobku 8 punktów z bonusem. Co może pan powiedzieć o tym meczu i swoim występie?
Jakub Jamróg (Zdunek Wybrzeże Gdańsk, Piraterna Motala): Co do mojego wyniku, to na domowym torze chyba tylko raz udało mi się osiągnąć poziom dwucyfrowy. W poprzednim spotkaniu zdobyłem 10 punktów z bonusem. Moja jazda w Szwecji wygląda nieco w kratkę. Przede wszystkim, pomimo tego, że jeżdżę na żużlu już ok. 11 lat, to jest mój pierwszy taki pełny sezon w tym kraju. Wcześniej miałem tam pojedyncze epizody, a najwięcej w roku, to pojechałem "całe" dwa mecze wyjazdowe w Szwecji, w barwach Vetlandy. Dlatego to mój pierwszy taki rok i bardzo się cieszę, że mam taką szansę. Dla mnie to jest świetna sprawa, bo w końcu czuję się żużlowcem. Po raz pierwszy od czasów młodzieńczych mam tak dużo jazdy, bo w tej Szwecji startuję regularnie. Muszę zatem trochę tego frycowego zapłacić. Co do mojego wyniku w meczu z Indianerną, to uważam, że to jest takie minimum, które chcę za każdym razem osiągać. Wiem jednak, że stać mnie na więcej, bo pojawiło się troszeczkę błędów.
ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?
Jeszcze kilka słów o warunkach. Po deszczu w Polsce pewnie mecz by się nie odbył, a tutaj widzieliśmy całkiem niezłe ściganie. Takie sytuacje powtarzają się tu często?
Jeśli chodzi o warunki, to ja jechałem w Motali trzeci mecz w deszczu, a ten był chyba najlżejszy. Bywały jednak takie opady, że po nich na 100 procent w Polsce spotkania by się nie odbyły. Jestem pełen szacunku i podziwu dla organizatorów meczów w Szwecji. Mają oni świetny sprzęt, są bardzo dobrze przygotowani, nikt na nic nie czeka, nie patrzy w niebo i nie ma dezinformacji. Pada deszcz, to przychodzi wiadomość, że za pięć minut robimy to, za dziesięć to, a za kilkanaście ma przestać padać. Myślę, że jest to świetna sprawa, godna podziwu i naśladowania. Dlatego też mogliśmy w tym spotkaniu oglądać fajne ściganie, mimo tego, że prawie całe zawody jechaliśmy w deszczu.
Skład Piraterny "na papierze" wydawał się słabszy od pozostałych drużyn. Oczywiście "papier" nie jedzie, ale udało się zdobyć na razie tylko jeden punkt i do końca sezonu może być ciężko powiększyć ten dorobek. Kilka meczów przegranych było jednak niewielką różnicą. Czy przed sezonem działacze Piratów mieli jakieś inne założenia?
Niestety tak to wygląda. Przed sezonem jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy o celach. Skład jest szeroki, a ja cieszę się, że pojechałem w każdym meczu. To zestawienie cały czas się zmienia. Jedynie ja i Tomas Jonasson wystąpiliśmy we wszystkich meczach. Na pewno chcielibyśmy wygrać kilka spotkań. Chyba jesteśmy jednak jedynym zespołem, który nie ma w swoich szeregach zawodnika z PGE Ekstraligi. Nie znam drugiej drużyny w lidze, która nie miałaby w składzie przynajmniej jednego. Zdarzają się ekipy, które mają dwóch takich zawodników i więcej. Jest to odczuwalne.
Naprawdę zawsze się staramy i potrafiliśmy nawet zremisować w meczu domowym z Vastervik Speedway, rywalizując wtedy z naprawdę świetnymi zawodnikami. Brakuje nam zawsze niewiele i chyba to najbardziej boli, bo w Motali większych założeń nie było. Klub wstaje z kolan po problemach finansowych, więc nie ma "szarpania się" na jakiś lepszy wynik. Szkoda, że Piraternie nie udało się wygrywać, chociaż u siebie i nie mamy w tej tabeli przynajmniej pięciu, sześciu punktów. To wyglądałoby już jakoś inaczej.
Czy były przeprowadzone już jakieś rozmowy odnośnie kolejnego sezonu w Szwecji lub czy sam może ma pan jakieś przemyślenia na ten temat? Chciałby pan zostać w Motali i budować większą siłę Piraterny, czy może szukać innego klubu w Bauhaus-Ligan?
Ja jestem zadowolony z jazdy w Piraternie. Poznałem tutaj kilku fajnych ludzi. Z racji tego, że pojechałem w każdym meczu, to spędziłem w tym klubie sporo czasu i miałem okazję poznać to miasto. Szczerze mówiąc, to nie muszę niczego zmieniać. Jesteśmy jednak jeszcze przed tymi rozmowami. To zapewne tak szybko nie nastąpi, bo jak wiemy wszystko wiąże się z finansami. Myślę, że klub musi sobie po tym sezonie poukładać to, jaki będzie miał budżet i wtedy zacznie budować skład. Wówczas okaże się, czy będę pożądany, czy nie. Sam jednak na siłę nie będę szukał czegoś innego, bo po co, skoro w tym miejscu jest ok?
Kilka słów o występach w Polsce. Zdunek Wybrzeże Gdańsk do końca walczy o udział w fazie play-off. Musi zdobyć punkty z Unią Tarnów, lecz również liczyć na potknięcie Abramczyk Polonii Bydgoszcz w Ostrowie. Wydawało się chyba, że ta walka o play-offy będzie nie tyle łatwiejsza, co uda się awansować nieco wcześniej?
Tak, można to nieco porównać do sytuacji ze Szwecji. Oczywiście w Gdańsku jest dużo lepiej, bo mówimy o jeździe w play-offach, a w przypadku Piraterny o wygraniu meczu. W eWinner 1. Lidze zbyt dużo jednak punktów "głupio" nam uciekło. Przegraliśmy np. jednym punktem z Orłem Łódź, a zremisowaliśmy z rywalami z Rybnika oraz z Ostrowa Wielkopolskiego. W tym ostatnim spotkaniu przed biegami nominowanymi mieliśmy trzy punkty "w kieszeni", a zostaliśmy z jednym. Tutaj też mogę uderzyć się w pierś, bo akurat w tym meczu mocno zawaliłem. Uważam też, że w Rybniku było nas stać na dużo więcej. Sam zawaliłem to spotkanie i myślę, że Wiktor Kułakow też nie obrazi się, gdy powiem za niego, że on również. Wiadomo, że wszyscy liczyli także na jego punkty, ale wydaje mi się, że nawet, gdybyśmy zdobyli ich po 10, to mogłoby nam zabraknąć do wygrania meczu, bo wtedy po sześć razy nie pojechaliby Rasmus Jensen z Krystianem Pieszczkiem.
Mieliśmy sporo pecha. Tak naprawdę gdybyśmy zdobyli punkt więcej i wygrali z Unią Tarnów, to nie musielibyśmy patrzeć na mecz w Ostrowie. Teraz to się tak ułoży, że skończymy nasz pojedynek, będziemy odpalać telewizory i trzymać kciuki za Arged Malesę. Tak to wszystko jest wyrównane. "Daliśmy ciała" w kilku meczach i nie zapewniliśmy sobie tego spokojnie. Jeśli doliczylibyśmy te wszystkie punkty, o których mówiłem, to myślelibyśmy tylko o tym, czy z pierwszego czy drugiego miejsca będziemy przystępować do fazy play-off, a nie o tym, czy w ogóle się w niej znajdziemy.
Pomimo dużych odległości do pokonania, atmosfera w Gdańsku wydaje się być odpowiednia. Chyba dobrze się panu jeździ w tym zespole?
Nie ukrywam tego, że wybór Gdańska wiązał się z tym, że uwielbiam, a wręcz kocham to miasto, morze i wszystko z nim związane. Mam wiele pasji, które wiążą się z tym miejscem. Razem z moją żoną i całą rodziną od dawna polubiliśmy polskie wybrzeże. Naprawdę to również był argument do podjęcia takiej decyzji. Wiadomo, że najważniejszą kwestią były cele drużyny i klubu. Z żoną w ogóle nie przejmowaliśmy się tym, że z Tarnowa do Gdańska jest tak daleko. Nie ma co tego ukrywać. Odnośnie występów w Szwecji, cała logistyka również się tutaj zgrywa. Połowę wyjazdów do tego kraju miałem z Gdańska, ponieważ na prom do Gdyni jadę 40 minut i to wszystko.
Terminarz tak się ułożył, że ostatni mecz sezonu zasadniczego pana drużyna pojedzie z Unią Tarnów. Rywale stawią się w chyba najmocniejszym zestawieniu, podobnie jak w wygranym 54:36 spotkaniu z Orłem Łódź. Czy będzie ich ciężko pokonać?
Oczywiście chcemy ten mecz wygrać, ale paradoksalnie wystarczy nam punkt bonusowy, jeśli drużyna z Bydgoszczy przegra mecz w Ostrowie. Wiadomo jednak, że będziemy chcieli w tym spotkaniu zwyciężyć za trzy punkty. Mamy dużą zaliczkę, jeśli chodzi o bonus (w pierwszym meczu wygrana 55:35 - przyp. red.). Co do samego składu, to uważam, że rywale mieli w tym sezonie ogromnego pecha i w meczu z Orłem pokazali właśnie, że są piekielnie mocnym zespołem. Gdyby to potoczyło się inaczej i inne sprawy w klubie były poukładane, to ta drużyna jechałaby całkiem odmiennie i teraz mogłaby spokojnie być w play-offach.
Spotkanie będzie też trochę symboliczne, ponieważ pamiętamy, że jest pan wychowankiem Unii, a teraz ona spada do 2. Ligi Żużlowej. Chyba przed sezonem nikt się tego nie spodziewał?
Jeśli chodzi o sytuację Unii, to serce się kraje. Myślę, że nie jest żadną tajemnicą to, dlaczego nie ma mnie w tym zespole, ale nadal mam bardzo dobry kontakt z działaczami i osobami w klubie. Byłem na dwóch treningach bez żadnych przeszkód, choćby właśnie po tym meczu, który odjechaliśmy w Tarnowie. Jak już mówiłem, serce się kraje i trzymam mocno kciuki za to, żeby Unia wróciła tam, gdzie jest jej miejsce. A moim zdaniem jest ono w ekstralidze. Mieli oni dużo pecha, ale niestety, gdy kilka rzeczy nie jest poukładanych organizacyjnie, to ten pech się "przykleja" i wtedy wszystko leci na łeb, na szyję. Niestety tak się stało i jakby spełniły się moje przewidywania co do wyboru. Miałem pod nosem, 9 kilometrów od domu swój klub, a wybrałem inny, który znajduje się 670 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania.
Czytaj także:
Rozchwytywany junior z szeregiem urazów. Czeka go długa przerwa!
Wyrównany mecz w Hallstavik. Bardzo dobry występ Patryka Dudka