Kai Huckenbeck, który obchodzi 23 lutego 32. urodziny, drugi rok z rzędu znalazł się w gronie stałych uczestników cyklu Grand Prix. Gdy po sezonie 2023 otrzymał stałą dziką kartę na rywalizację o indywidualne mistrzostwo świata, to wielu ekspertów przecierało oczy ze zdumienia, sugerując, iż Niemiec nie zasługuje na jazdę w elicie. Były też pojedyncze głosy, że to odpowiednia decyzja.
Zaskoczył go telefon z FIM
- On może być czarnym koniem (…) Musi ściągnąć do teamu jednego dobrego mechanika z doświadczeniem w cyklu, który będzie wiedział, jak ustawić jego motocykle - mówił w rozmowie z serwisem polskizuzel.pl Sławomir Kryjom, który współpracował z Huckenbeckiem jako menedżer Trans MF Landshut Devils.
Na początku cyklu Huckenbeck spisywał się bardzo dobrze. Dwukrotnie docierał do półfinałów, choć miał też pecha. Podczas Grand Prix Polski w Warszawie uczestniczył w paskudnie wyglądającym upadku i w powtórce półfinału nie mógł wyjechać na tor. Po tym zdarzeniu nie był już tak skuteczny w kolejnych rundach. Ostatecznie z dorobkiem 61 punktów zajął 12. miejsce w klasyfikacji generalnej. W międzyczasie pojawiały się przebłyski dobrej formy.
ZOBACZ WIDEO: Miliarder mocno zaangażował się w działanie klubu. "Rozmawiamy codziennie"
Mimo wszystko daleko mu było do utrzymania w cyklu, ale FIM ponownie zaprosił go do udziału w Grand Prix w roli stałej dzikiej karty. Takie postrzeganie sprawy zaskoczyło nawet samego zawodnika.
- Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałem się tego. Myślałem, że dostanę miejsce w rezerwie cyklu, ale nie "dziką kartę". Rozmawiałem o tym z Philem Morrisem, który wyjaśnił mi kilka rzeczy, dlaczego to do mnie trafiło jedno z tych miejsc. Przyznał, że widział, jak walczyłem przez cały sezon i nawet, jeśli wyniki nie były takie, jakich się spodziewałem, to widział we mnie walkę. I to było ważne - skomentował Huckenbeck w rozmowie z brytyjskim "Speedway Star".
Decyzja o przydziale dzikich kart znów wywołała wiele dyskusji - szczególnie w Polsce.
Nie brakowało opinii, że są lepsi kandydaci do walki w mistrzostwach świata od zawodnika Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Sam Huckenbeck zrobi wszystko, aby wykorzystać kolejną szansę lepiej niż w sezonie 2024.
- Szczerze mówiąc, to nie czytam tych komentarzy. Jak powiedziałem, nie można zadowolić wszystkich. Nawet mnie to nie obchodzi – dodał Niemiec.
Awans do PGE Ekstraligi jednym z marzeń
Rodacy Huckenbecka mają prawo liczyć na to, że ich najlepszy żużlowiec pociągnie niemiecki żużel do przodu. Szczególnie w Bawarii speedway cieszy się dużym zainteresowaniem. W przeszłości turniej cyklu Grand Prix sensacyjnie wygrywał Martin Smolinski, kiedy w 2014 triumfował w nowozelandzkim Auckland.
Teraz niemieccy kibice marzą o podobnym scenariuszu w przypadku Huckenbecka. Na pewno dla 32-latka sezon 2025 będzie kluczowy. I nie chodzi tylko o kwestię startów w Grand Prix.
Niemiec bowiem czuje się gotowy na powrót do PGE Ekstraligi i celuje w awans razem z Abramczyk Polonią Bydgoszcz. W przeszłości jeździł w najlepszej żużlowej lidze świata w barwach GKM-u Grudziądz (lata 2017-2018). Później musiał zejść do niższych lig.
W poprzednich rozgrywkach awans sprzed nosa Abramczyk Polonii Bydgoszcz zgarnął Innpro ROW Rybnik. Teraz znów na zapleczu będzie toczyć się zacięta rywalizacja o zwycięstwo, a najgroźniejszym rywalem bydgoszczan ma być Fogo Unia Leszno.
W ostatnich latach Huckenbeck miewał oczywiście słabsze występy w lidze, ale na ogół stał się jeźdźcem zapewniającym duże zdobycze punktowe. Jego kariera mocno odmieniła się po przejściu do Trans MF Landshut Devils. Huckenbeck dość zaskakująco przeniósł się na do najniższej klasy rozgrywkowej w 2021 roku i poprowadził Diabły do triumfu w lidze. Następnie był skuteczny już na poziomie Metalkas 2. Ekstraligi.
Co ciekawe, w trakcie swojej kariery dwukrotnie wracał do Bydgoszczy, startując z gryfem na plastronie najpierw w 2016 roku, następnie w 2020 i ponownie od sezonu 2024. Stał się dojrzałym zawodnikiem. I doskonale zdaje sobie sprawę, że powinien zrobić kolejny krok naprzód.