Żużel. Był bohaterem najdroższego transferu. Mistrzem świata nie został, a teraz sprawdza, jak żyje się bez żużla

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Rafał Okoniewski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Rafał Okoniewski

- Stal zapłaciła za mnie kosmiczne pieniądze. Trochę obciążenie przez to czułem, bo nie chciałem dać plamy, skoro klub wyłożył za mnie aż 600 tysięcy złotych - wspomina czasy sprzed ponad dwóch dekad Rafał Okoniewski, który kończy właśnie 41 lat.

Po minionym sezonie Rafał Okoniewski ogłosił zakończenie bogatej kariery żużlowej. To pierwsza zima, w trakcie której nie musi przygotowywać się do kolejnych rozgrywek, kompletować sprzętu i myśleć o następnym sezonie na torach żużlowych. - Odnalazłem się w nowej rzeczywistości. Na razie żużla mi nie brakuje. Nie wiem, jak to będzie, gdy nadejdzie wiosna i wszyscy wyjadą na tor. Aczkolwiek myślę, że dam sobie radę i jakoś przeżyję bez speedwaya - śmieje się były żużlowiec, który 26 stycznia kończy 41 lat.

Ma teraz spokojną głowę

Rafał Okoniewski na razie nie myśli o żadnej innej swojej roli w sporcie żużlowym. Do trenerki go nie ciągnęło. Doświadczenie ma na pewno ogromne i pewnie wielu młodych adeptów mogłoby się sporo nauczyć od żużlowca, który największe sukcesy święcił w czasach juniorskich. - Póki co prowadzę z żoną własny biznes. Mamy co robić. Ta zima jest dla mnie inna niż wszystkie. Potrzebowałem odpoczynku psychicznego od żużla, ale to nie jest tak, że 2-3 miesiące wystarczą. Widzę jednak poprawę. Normalnie o tej porze roku człowiek musiałby myśleć nie tylko o przygotowaniach fizycznych, ale i sprzętowych. Zachodziłby w głowę, czy ten silnik pojedzie czy nie. Mętlik w głowie byłby, a teraz już tego nie ma i jest spokojniej - mówi były już żużlowiec.

Jako 19-latek był bohaterem jednego z najgłośniejszych i najdroższych w historii polskiej ligi żużlowej transferów. W 1999 roku Stal Gorzów zapłaciła za niego Polonii Piła bagatela 600 tysięcy złotych. - Obecnie to sporo pieniędzy, a na tamte czasy to była kosmiczna kwota. Wyrównałem wówczas rekordowy transfer Tomasza Bajerskiego. To było już dawno temu. Nie pamiętam dokładnie, co można było wtedy kupić za te pieniądze, ale suma robiła wrażenie - tłumaczy Okoniewski.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze

Wyrównał rekordowy transfer Bajerskiego

Dla młodego żużlowca było to swego rodzaju obciążenie mentalne. Czuł, że musi podołać wyzwaniu, skoro jego klub zapłacił za niego tak astronomiczną kwotę. - Poniekąd trochę to było obciążające. Wiedziałem przecież, że jest to dużo pieniędzy. Nie chciałem dać plamy. Klub wyłożył kosmiczną kasę na mnie. Czułem, że nie mogę zawieść nowego pracodawcy. Było mi o tyle łatwiej, że głowę miałem spokojną. Wiedziałem, że o sprzęt dba mój tata, który czuł, co mi pasuje i co trzeba zrobić, żeby te silniki jechały. Zresztą, w Gorzowie odjechałem trzy dobre sezony - wspomina Rafał Okoniewski.

Do Gorzowa trafił z Piły, gdzie od pierwszego sezonu startu notował spore sukcesy. Z Polonią sięgał po dwa brązowe medale i jeden srebrny. - To był naprawdę świetny okres dla mnie, aczkolwiek ciężko jest mi wskazać jeden, najlepszy czas w mojej karierze. Na pewno lata juniorskie bardzo dobrze wspominam. Także rok 2012, kiedy stanąłem na drugim stopniu podium obok Tomasza Jędrzejaka. Był to dla mnie również bardzo udany sezon - dodaje.

Okoniewski dwukrotnie został indywidualnym mistrzem Europy juniorów. Ma także na koncie brązowy medal IMŚJ, wywalczony w 2001 roku w Peterborough. Wówczas sensacyjnym mistrzem świata do lat 21 został Dawid Kujawa, choć tak naprawdę w gronie faworytów wymieniany był właśnie Okoniewski.

Co by było gdyby…

- W Gorzowie jeździł wtedy Jason Crump, a finał IMŚJ był rozgrywany na jego domowym angielskim torze w Peterborough. Jadąc do Anglii mieliśmy do dyspozycji motocykle Jasona Crumpa, które na treningu bardzo dobrze się spisywały. Moje z kolei wydawało się, że jadą gorzej. Podjęliśmy decyzję, że w zawodach wystartuję na sprzęcie Australijczyka. Motocykle jechały dobrze i były szybkie, tyle tylko, że nie szło na nich dobrze wystartować. Albo sprzęgło albo inny element zawodził, bo coś ewidentnie nie grało. Zamiast do przodu, jechałem w górę. Przegrywałem wszystkie starty i później było ciężko ścigać się i wygrywać, bo walczyłem z motocyklem - wspomina Rafał Okoniewski.

- Po któryś wyścigu wspólnie z trenerem Stanisławem Chomskim uznaliśmy, że wracamy do moich motocykli. Trener wyczuł, że jest jeszcze szansa, by stanąć na podium. Przesiadka na mój sprzęt zadziałała. Później już wszystkie wyścigi wygrałem, w tym dodatkowy o brązowy medal. Szkoda, ale to już historia. Mistrzem świata juniorów nigdy nie zostałem, ale nie ma co tego rozpamiętywać. Ryzyko niestety nie zaowocowało złotym medalem. Po zawodach plułem sobie w brodę, bo w końcówce zawodów wygrałem ważne wyścigi. Jestem brązowym medalistą, a nie złotym i trzeba się z tym pogodzić. Brązowy krążek też jest fajny - kończy Rafał Okoniewski.

Sukcesów solenizantowi mogłoby pozazdrościć wielu żużlowców. Do wspomnianych osiągnięć na arenie międzynarodowej, trzeba doliczyć dominację na krajowym podwórku. Trzy razy wygrywał Brązowy Kask, dwa razy Srebrny i raz Złoty. Jako jeden z niewielu żużlowców w historii ma kolekcję kompletu zwycięstw w tych prestiżowych zawodach w Polsce. Do tego był indywidualnym wicemistrzem Polski, dwukrotnie młodzieżowym indywidualnym mistrzem kraju i ma pięć medali DMP. Choć brakuje mu do kolekcji złota, to tragedii z tego nigdy nie robił.

Po zakończeniu kariery sportowej odpoczywa od żużla i smakuje życia po drugiej strony barykady. Prędzej czy później za speedwayem pewnie zatęskni. Może kiedyś odnajdzie się w innej żużlowej roli? Póki co, życzymy sto lat i satysfakcji na sportowej emeryturze!

Zobacz także: Był wielkim idolem gdańskich fanów

Źródło artykułu: