Żużel. Mrozek: Popeliny już nie będzie, bo obiecałem to prezydentowi. Taczek dla mnie jakoś nie widziałem [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krzysztof Mrozek, prezes PGG ROW-u Rybnik
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krzysztof Mrozek, prezes PGG ROW-u Rybnik

- Drużyna pojechała świetnie, a każdy zawodnik mówi mi, że ma jeszcze rezerwy. Będziemy nad tym pracować. Popeliny jak na inaugurację już nie zrobimy, bo obiecałem to prezydentowi. A słowo to słowo - mówi prezes PGG ROW-u Rybnik Krzysztof Mrozek.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Przed meczem z Moje Bermudy Stalą Gorzów część kibiców pisała, że Krzysztof Mrozek musi odejść. Co pan im powiedział, kiedy spotkaliście się na stadionie?

Krzysztof Mrozek, prezes PGG ROW-u Rybnik: Przecież ja za każdym razem mówię w takich sytuacjach to samo. Jeśli ktoś ma poważny sportowo - biznesowy plan na ten klub, to może przedstawić go Radzie Nadzorczej. Ja w każdej chwili mogę stąd odejść. Nie mogę jednak słuchać opinii krzykaczy internetowych, którzy chowają się pod nickami Franicszek15 lub Iwona16. Nie da się sterować klubem zza klawiatury. Kiedy dochodzi jednak do konfrontacji, to zwykle brakuje argumentów. Poza tym taczek, na których mieli mnie wywieźć, jakoś nie widziałem. To nic nowego. Opowiadać potrafi każdy, a zderzenie z rzeczywistością bywa później trudniejsze. Niektórym tylko wydaje się, że to łatwy chleb. Klub to jednak ogrom roboty.

Czy w niedzielę zobaczyliśmy PGG ROW Rybnik, który przed sezonem reklamował pan jako klub "spoconej manetki"?

Tak, to była drużyna, o którą mi chodziło. Zawodnicy pojechali bardzo dobre spotkanie, ale jeszcze bardziej od wyniku ucieszyło mnie to, co usłyszałem od nich po meczu. Każdy powiedział, że coś zepsuł i ma jeszcze rezerwy. Wspólnymi siłami ze sztabem szkoleniowym i mechanikami będziemy pracować nad tymi mankamentami. Jestem przekonany, że to dopracujemy i nie będzie źle. Od godziny 20:00 w niedzielę ruszyła już u nas akcja Lublin.

ZOBACZ WIDEO Prezes Motoru nie tłumaczył zawodnikom, skąd wziął pieniądze na Hampela. Nie pokazał faktury

A co pan czuł po pierwszych meczach sezonu 2020? Z RM Solar Falubazem Zielona Góra mieliśmy falstart. W Grudziądzu wcale nie było lepiej.

Czułem zobowiązanie, bo po pierwszym spotkaniu z rozmawiałem z prezydentem Piotrem Kuczerą, któremu złożyłem obietnicę. To były krótkie żołnierskie słowa.

Jaką?

Powiedziałem, że to była żenada, a później przeprosiłem w imieniu swoim, zawodników i sztabu szkoleniowego. Zapewniałem, że takiej popeliny na naszym stadionie już w tym roku nie będzie. Teraz nie mam innej opcji. Muszę się tego trzymać. Słowo to słowo. Jestem jednak całkowicie spokojny, bo ta drużyna zaczyna jechać fajny speedway. Każdy ma u nas jedną ważną cechę. Trzyma gaz przez cztery okrążenia.

Gwiazdą PGG ROW-u jest Robert Lambert. Przed sezonem obiecywał pan, że na pewno okaże się lepszą ósemką od Daniela Bewley'a, ale proszę powiedzieć z ręką na sercu: czy spodziewał się pan, że Brytyjczyk zostanie liderem?

Mogę położyć nawet obie ręce na sercu i zapewnić pana, że wierzyłem. Jego postawa w ogóle mnie nie zaskakuje. Oglądałem go już wcześniej i zawsze twierdziłem, że to wielki talent. Dostał u nas ogromną swobodę i to mu służy. Poza tym ujął mnie w trakcie negocjacji kontraktowych. Wyciął numer, którego długo nie zapomnę.

W takim razie poproszę o szczegóły.

Przyjechał do Rybnika i zaczęliśmy wszystko ustalać. Kiedy byliśmy już blisko brzegu, zapytał mnie, gdzie jest toaleta i powiedział, że musi na chwilę wyjść. Ja czekam, czekam, a gościa nie ma. Nie było go bardzo długo. W końcu znalazłem go na naszym balkonie, kiedy wrzucał zdjęcie na Instagrama i oznajmiał kibicom, gdzie właśnie jest. Wróciliśmy do gabinetu i myślałem, że w takim razie jest po sprawie. Mówię do Roberta, że podpisujemy kontrakt, a on mi na to, że jeszcze nie, bo musi najpierw to poczytać. No gigant, jakich mało.

A sportowo?

Najważniejsza jest dusza wojownika, a on ją ma. Imponuje mi także jego wyszkolenie techniczne i skrupulatność. Na każdym treningu i meczu robi szczegółowe zapiski. Kiedy zjeżdża do boksu, wypisuje, jakie miał ustawienia i jakie były wtedy warunki. Na naszych treningach naprawdę się wyróżnia. Wygrywa wszystko, a na koniec jego mechanik mówi nam jeszcze, że to były rezerwowe motocykle.

Do trzeciej kolejki czekaliśmy na Siergieja Łogaczowa. W końcu się pojawił i zaliczył chyba całkiem przyzwoity debiut.

Przyzwoity? Jak na ekstraligowy debiut to było bardzo dobrze. Zasłużył na miejsce w składzie, aczkolwiek decyzja będzie należeć do trenera. Siergieja obserwuję od wielu lat zarówno na torze, jak i poza nim. Nigdy nie miałem wątpliwości, że chcemy w niego inwestować. Dla PGE Ekstraligi to znakomity ruch. Tacy ludzie jak on robią wiele dobrego. Poza tym to nowa twarz, powiew świeżości. Ile można jechać tymi samymi żużlowcami? Trzeba wpuścić do rozgrywek trochę świeżej krwi i my to robimy.

A martwi pana trochę forma Kacpra Woryny? Przecież to on miał być liderem.

Zdobył osiem punktów, więc nie róbmy tragedii. Byłoby lepiej, gdyby nie wykluczenie w biegu z Szymonem Woźniakiem. Nie twierdzę, że był bez winy, ale Szymon dobrze wykorzystał to, co wydarzyło się wtedy na torze. Wiedział, że jeśli nie zjedzie do krawężnika, to będzie po zabawie. Taki bywa czasami żużel. O Kacpra się jednak w ogóle nie martwię. Jestem przekonany, że niebawem pojedzie zdecydowanie lepiej.

Jak to było z Kamilem Nowackim i jego wypożyczeniem ze Stali Gorzów? Czytałem już komentarze, że musieliście długo namawiać waszego rywala, żeby zezwolić na jego występ w niedzielnym spotkaniu.

Zacznę od tego, że chłopak zrobił nam genialną robotę. A cała reszta to plotki i mity. Nie wiem, skąd się to wzięło. Przecież regulamin zabrania stosowania zapisów blokujących zawodnika. Tego nie ma już od kilku lat. Stal Gorzów zachowała się profesjonalnie. Poza Kamilem mieli trzech innych juniorów. Dla wszystkich nie było miejsca, więc go wypuścili. Objedzie się u nas i to im zaprocentuje. W życiu i sporcie nie można być tak krótkowzrocznym. Gorzowianie podjęli słuszną decyzję. Nie rozumiem ludzi, którzy się z tego śmieją. Mecz potoczył się tak, że Kamil wygrał dla nas bieg, ale to żadna wielka historia. Ironia losu i tyle.

Czy będzie pan jeszcze wzmacniać drużynę? Może jakiś gość?

Gość już jest i nazywa się Adrian Miedziński. Zapewniam, że w niedalekiej przyszłości on także stanie na wysokości zadania i da nam wiele radości. Musi tylko uporządkować sprawy sprzętowe i złapać rytm meczowy. Z pewnością będzie wzmocnieniem, ale proszę o cierpliwość. A co do innych transferów, to na chwilę obecną nie widzę takiej potrzeby.

Podtrzymuje pan, że PGG ROW jedzie o szóste miejsce?

Podtrzymuję, że szóste miejsce będzie dla nas jak mistrzostwo Polski.

Kogo pana zdaniem wyprzedzicie?

Na takie dywagacje to mnie pan nie namówi. Zwyczajnie mnie to nie interesuje. Jestem lokalnym patriotą. Zajmuję się własnym podwórkiem. Kiedy pytają mnie, co słychać u innych, to odpowiadam, że nie wiem, bo mnie tam nie ma. Dla mnie liczy się, żeby ROW walczył i nie przynosił wstydu.

Zobacz także:
Wiktor Kułakow potrzebny w Stali od zaraz?
Kibice ciasno na trybunach, a zawodnicy w maseczkach

Źródło artykułu: