Zamiast kawału wielkie show. "Otworzył nam bramę na zachód"

WP SportoweFakty / Michał Chęć
WP SportoweFakty / Michał Chęć

1 kwietnia mija rocznica debiutu w Lublinie Hansa Nielsena, 4-krotnego indywidualnego mistrza świata. Wydarzenie to przeszło do historii polskiego żużla.

Każda zima sprawia, że kibice żużla są wygłodniali ścigania i emocji, które tworzą kolejne spotkania. Motor Lublin w 1989 awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. Fani tej drużyny zastanawiali się jakie transfery ostatecznie zostaną dokonane. Działacze z Lublina starali się zrobić wszystko, by zespół na dłużej zagościł w ówczesnej pierwsze lidze. Dzięki zaangażowaniu sędziego Jerzego Kaczmarka i kierownika drużyny Motoru Tadeusza Supryna kontrakt z beniaminkiem podpisał Hans Nielsen. Umowa to jedno, ale nie każdy wierzył, że Duńczyk będzie 1 kwietnia 1990 w Kozim Grodzie.

- Ufaliśmy działaczom, że mistrz świata pojawi się. Takie też mieliśmy informacje, że stawi się na meczu. Była nuta niepewności, bo niektórzy kibice droczyli się z nami, że to 1 kwietnia i nic z tego nie będzie. Znajomi, sąsiedzi, przypadkowe osoby pytały czy to prawda, że Nielsen wystartuje. Zainteresowanie wzrosło, nawet wśród osób, które nigdy na żadnym meczu nie były. Gdyby nie ten 1 kwietnia, to pewnie nikt by nawet nie pytał - wspomina tamten czas Jerzy Głogowski, były żużlowiec Motoru Lublin.

ZOBACZ WIDEO: Nie ma żadnych wątpliwości. To są najlepsi żużlowi eksperci

1 kwietnia nie było już żadnych wątpliwości. Nielsen został przywieziony z lotniska w Warszawie do Lublina, by odjechać pierwszy mecz w barwach Motoru. Szaleństwo i hasło Mistrz Świata w Lublinie zadziałało na ogromną skalę.

- Jak szliśmy na prezentację, to aż dziwiliśmy się, że tyle ludzi może zmieścić się na tym stadionie. Ludzie oczekiwali tego meczu. Bilety się rozeszły bez problemu. Stadion się zapełnił. Nie pamiętam żadnego meczu, żeby stadion przy Zygmuntowskich był tak szczelnie wypełniony. Ci co się nie zmieścili to można ich było znaleźć na drzewach, ogrodzeniach i budynkach. Przy wjazdach i wejściach było oblężenie. Atmosfera niespotykana do tej pory - wyjaśnia uczestnik tamtego wydarzenia.

Dla Głogowskiego był to wyjątkowy dzień. Wszystkie bowiem oczy były skupione na Nielsenie i drużynie, którą miał wówczas zaprezentować. - Dla nas było ciekawe jak on się zaprezentuje, bo nigdy na tym torze nie jeździł. Jak poradzi sobie z polskimi zawodnikami. To była w pewnym sensie konfrontacja świata zachodniego z wschodnim. Kibice chcieli to zobaczyć.

Zawodnicy Motoru bacznie przyglądali się Nielsenowi, który najpierw ubrany w zachodnim stylu, w przyciemnianych okularach wysiadł z samochodu, a później prezentował się w swojej czarnej, obszytej w reklamy skórze.

- Obserwowaliśmy jaki on jest. Zachowanie i prezentacja jak na mistrza świata przystało. Elegancki, dobrej sylwetki, pewny siebie. Czuło się spokój w tym co robi. Kolorowe, czyściutkie motocykle. Pełen profesjonalizm. Poczuliśmy, że dotyka nas zachód. Otwieraliśmy szeroko oczy ze zdumienia. To był szok - dodaje.

Nielsen odjechał w 1990 cztery spotkania, a w kolejnym roku był już ważnym ogniwem Motoru w walce o najwyższe cele. Lublinianie wywalczyli wicemistrzostwo Polski. Na obecności Duńczyka zyskała cała drużyna.

- Pierwszy mecz to było takie onieśmielenie z naszej strony, ale potem zdarzało się tak, że grzałem mu motocykl. Podpatrywałem jak ma ustawione sprzęgło i jak jego silnik pracuje. To było prawdziwie niesamowite. Chłopaki mogli liczyć na rady z jego strony. Zbieraliśmy od niego cenne lekcje. Motor był beniaminkiem, więc wiadomo, że będzie trudniej. Najważniejsze, że udało nam się wtedy utrzymać.

Motor obecnie jest hegemonem ligi, a w latach 80. sytuacja klubu była bardzo trudna. Upadek komunizmu i debiut Nielsena sprawił, że nad Bystrzycą zaczęła się moda na żużel, a zawodnicy byli wpatrzeni w duńskiego mistrza jak w obrazek.

- Ta końcówka lat 80. to była klecenie i zbieranina. Angielskie linki i tarczki, które dopiero wchodziły i my to chcieliśmy mieć. Poprzez zawodników i mechaników z zachodu udawało się takie części zdobyć. Zachód dopiero docierał do nas. Hans też nas w tym wydatnie wspomógł i zaczął nas uczyć profesjonalizmu w tym sporcie. Otworzył nam bramę na zachód. Wszystko  zmieniło się na lepsze - kończy Głogowski.

Komentarze (8)
avatar
visp
11 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Co ta > beka
avatar
Beka z gorzowiaczków
13 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wszyscy czyli jeden dekiel z 10-cioma multi. Ot, falublaznowy swiat huehuer 
avatar
FALUBAZ-KING
14 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Beka to że robisz tu za błazna to wszyscy wiemy,ale nie pograżaj się jeszcze bardziej 
avatar
Beka z gorzowiaczków
22 h temu
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jak zwykle słychac skowyt kundli z zielonki, falubłazny nic w tym sporcie nie znaczyły, stad frustracja huehueee 
avatar
ma kn
1.04.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Pozdrowienia dla Pana Głogowskiego z Krosna!! Żółta skóra i ta sylwetka... :) 
Zgłoś nielegalne treści