Braki w nawierzchni oraz krawężniki wystające na prostych - to były główne zarzuty żużlowców względem toru w Pile, na którym w sobotę miał się odbyć finał Złotego Kasku. Zawody zostały odwołane, bo zawodnicy solidarnie odmówili rozpoczęcia rywalizacji w prestiżowej imprezie.
- Jest nam bardzo przykro i chcemy przeprosić kibiców. My też przyjechaliśmy tyle kilometrów, ale niestety tor nie został regulaminowo przygotowany. Już nawet nie chodzi o nawierzchnię, ale o bandy. Krawężniki wystają w kilku miejscach - powiedział w wywiadzie na antenie Polsatu Sport Piotr Pawlicki, zawodnik Fogo Unii Leszno.
Czytaj także: Rybniczanie wyczerpali limit wpadek
Pawlicki podkreślił, że rywalizacja w takich warunkach zagrażała zdrowiu zawodników. - Wiadomo, że nie jeździmy wolno. Mamy sporą prędkość na motocyklach. Podjęliśmy taką, a nie inną decyzję, bo nie mogliśmy jechać na takim torze. On jest nieregulaminowy - dodał.
ZOBACZ WIDEO Świetny Tai Woffinden. Zobacz skrót meczu Betard Sparta Wrocław - Stelmet Falubaz Zielona Góra
- Mamy kilka przypadków w żużlu, że ten sport jest niezwykle niebezpieczny i wysoce urazowy. Nie chcemy kusić losu taką nawierzchnią. To my się ścigamy na motocyklach. Ryzykujemy zdrowiem, życiem - wyjaśnił.
Żużlowiec zwrócił uwagę na to, że zastrzeżenia względem pilskiego toru pojawiały się już wcześniej. - On został odebrany na początku roku. Dostał licencję, ale było sporo uwag. Z tej listy zarzutów zostały wykonane chyba dwie rzeczy. Od nas oczekuje się dużego profesjonalizmu, tak do tego podchodzimy i też oczekujemy, by tory były bezpieczne - wyjaśnił żużlowiec - ocenił Pawlicki w rozmowie z Tomaszem Lorkiem.
Czytaj także: Sam Tai Woffinden meczu nie wygra
- Takich sytuacji nie powinno być. Tu nawet nie chodzi o rangę zawodów, bo nie umniejszając zawodnikom z II ligi, to również tam tory powinny być bezpieczne - podsumował żużlowiec z Leszna.