Jeszcze w minionym sezonie zawodnicy
PGE Ekstraligi nie mieli możliwości startów w dwóch ligach zagranicznych. Od tego roku sytuacja jednak się zmieni. Wraz z korektą przepisów niektórzy nabrali wątpliwości, czy nie stracą na tym obcokrajowcy, którzy dopiero próbują zaistnieć w światowym żużlu, budując nazwisko, by zdobyć angaż w Polsce.
Przyzwyczajenia uległy zmianie
W końcu dla pewnego grona może zabraknąć miejsca w składzie, bo kluby zdecydują się sięgnąć po głośniejsze nazwiska. O ile problem nie dotyczyłby ligi szwedzkiej, bo większość żużlowców rywalizujących w naszym kraju priorytetowo wybierało tamtejsze rozgrywki jako miejsce startów, nie wiadomo, co z Wielką Brytanią i Danią. Zdaniem Jacka Frątczaka, przepis niewiele zmienia.
- Jeszcze jakiś czas temu zawodnicy startowali w trzech ligach, ale od pewnego czasu przepisy wymusiły na nich zmianę rytmu. Myślę, że ze względu na zmianę przyzwyczajeń ogromna większość pozostanie przy jednych rozgrywkach zagranicznych, bo doszła do wniosku, że odpoczynek jest równie istotny co trening - mówił Jacek Frątczak w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ Wielka impreza i pakiet sponsorski dla klubu z PGE Ekstraligi? "Rozmowy trwają"
- W związku z tym myślę, że to nie jest zmiana in plus lub in minus, tylko neutralna. Uważam, że garstka zawodników skorzysta z tej możliwości. Być może niektórzy Polacy i kilku Duńczyków, szczególnie ci, którzy należą do szeroko pojętej czołówki z tego kraju i zależy im na startach w ojczyźnie - dodał.
Kierunek Dania
Według Jacka Frątczaka, cały proces wymaga odpowiedniej organizacji, dlatego większość zawodników, którzy "rozszerzą" swoją działalność, wybierze właśnie ligę duńską. Sprzyjają temu terminy.
- Sądzę, że najłatwiej będzie połączyć starty w lidze szwedzkiej z rozgrywkami w Danii. A to dlatego, że zawodnicy za jednym zamachem będą mogli załatwić starty w obu miejscach. Terminy się zgrywają i jedna podróż wystarczy, stąd łatwiej wszystko dograć - tłumaczył Frątczak.
- Wielka Brytania jest już bardziej skomplikowana, bo jakoś trzeba pokonać kanał La Manche. Busem się przez niego nie przejedzie, dlatego część sprzętu należy mieć na miejscu. Zresztą, tak jak powiedziałem, ta zmiana raczej nie ma większego znaczenia. Kilku zawodników zdecyduje się wykorzystać te przepisy, ale i tak nie pojadą we wszystkich meczach. Żadna liga na tym nie ucierpi, a ich rozwój nie będzie zaburzony - podsumował Jacek Frątczak.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Menedżer jednoznacznie o oczekiwaniach co do Szlauderbacha. "Mamy na niego jasny plan"
- Bellego to inny zawodnik po roku w PGE Ekstralidze? "Różnica nie jest tak duża"