Temat zerwanego porozumienia przez Jasona Doyle'a i jego przenosiny do Cellfast Wilków Krosno jest tematem, który elektryzuje środowisko żużlowe w ostatnich dniach.
Janusz Kołodziej w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym" przyznaje, że każdy zna swoje życiowe priorytety, ale jest zdumiony decyzją, jaką podjął jego jeszcze do niedawna klubowy partner.
- Bardzo mnie zaskoczyła, przecież już od czerwca mówiło się, że Jason zostaje w Lesznie na 100 procent i ja, jak kibice, nie miałem powodu, żeby w to nie wierzyć. Ja czułem się jako drugi, bo po Jasonie, ja jako drugi z klubem się dogadywałem na następny sezon. Wydawało się, że to jest pewne. Szczerze, to bardzo się cieszyłem, że Jason zostanie w Unii na kolejny rok. Ale wiadomo jak się stało - dodał zawodnik.
Tarnowianin przyznaje, że początkowo nie wierzył w to, co piszą media i o czym się mówi w środowisku. - Tylko że ja od samego początku mówiłem wszystkim, że to jest jakiś Prima Aprillis i kompletna nieprawda. Nie miałem racji - skomentował.
ZOBACZ Dominik Kubera: Cieszę się, że nie dostałem dzikiej karty na Grand Prix
Z Fogo Unią Leszno żegna się również Piotr Pawlicki, a luki załatają krajowi reprezentanci, ogłoszony już Grzegorz Zengota oraz wychowanek Unii, Bartosz Smektała, który ostatnio ścigał się w barwach zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa.
Kołodziej przyznaje, że Smektała jest zarówno dobrym zawodnikiem, jak i kolegą. Optymizmu w ich serca dodatkowo wlewa postawa w końcówce sezonu, kiedy to leszczynianin bardzo dobrze spisał się w meczu o brązowy medal w PGE Ekstralidze, a ponadto wygrał kilka imprez towarzyskich. Tarnowianin dodaje, że atutem tego ruchu jest fakt, że to właśnie zawodnik miejscowy, który wraca do domu, a nie najemnik.
Na papierze siła rażenia Unii Leszno mocno spada, a niektórzy widzą nawet biało-niebieskich walczących jedynie o utrzymane w PGE Ekstralidze. Kołodziej mówi wprost, że nadzieja umiera ostatnia, a on i jego koledzy będą podwójnie pracować nad jak najlepszym wynikiem.
Czytaj także:
Niesamowity wyczyn Motoru Lublin. Zrobili to jako pierwsi w historii!
Wychowankowie Motoru muszą zadać sobie szczere pytanie. To jest ich życiowa droga