Który to już raz?! Kontrowersyjne decyzje jury

PAP/EPA / GIAN EHRENZELLER / Na zdjęciu: Daniel Huber
PAP/EPA / GIAN EHRENZELLER / Na zdjęciu: Daniel Huber

W niedzielę jury znów pokazało, że nie potrafi dobrze korzystać z możliwości obniżania albo podwyższania belki startowej w trakcie zawodów. Ich decyzje z kwalifikacji i pierwszej serii konkursu trudno zrozumieć.

W niedzielę warunki pogodowe w Engelbergu były znacznie trudniejsze niż dzień wcześniej. Wiało w plecy, momentami bardzo mocno. W takich warunkach jury, nie po raz pierwszy w tym sezonie, nie zdało egzaminu.

Najpierw sędziowie nie popisali się podczas kwalifikacji. W nich rozbieg ustawiono, jak na siłę niekorzystnego wiatru, nisko. Eliminacje rozpoczęto z 17. belki startowej i poziom był, pisząc delikatnie, bardzo słaby. Jury zachowywało się jednak tak, jakby odległości uzyskiwane przez skoczków nie miały żadnego znaczenia.

Zawodnicy mieli dodawane po 20 punktów za wiatr w plecy, coraz to lepsi skoczkowie lądowali w okolicach 110. metra, a kwalifikacje na siłę były rozgrywane z 17. belki. Dopiero gdy wiatr w plecy był już na tyle mocny, że nie mieścił się w tzw. korytarzu wietrznym, jury zdecydowało się podwyższyć rozbieg. Inaczej mieliby problem w ogóle z dokończeniem kwalifikacji. Decyzja o podwyższeniu belki mogła jednak zapaść znacznie szybciej. Widowisko byłoby znacznie lepsze.

ZOBACZ WIDEO: Były skoczek komentuje słowa oburzonego Małysza. "Dzisiaj kombinezony są na limicie"

Kolejne kontrowersja w niedzielę dotyczy pierwszej serii. W niej jury znów pokazało jak nie należy przeprowadzać zawodów. Wiatr w plecy był nadal bardzo silny i tylko momentami zmniejszał się. Bogatsi o doświadczenie z kwalifikacji sędziowie tym razem ustawili rozbieg nieco wyżej. Wystarczył jednak jeden daleki skok Daniela Hubera na 137. metr, by natychmiast obniżyć belkę. Pytanie: po co?

Austriak nie przekroczył odległości bezpieczeństwa skoczni, usytuowanej na 140. metrze. Do tego skorzystał z lepszych warunków. Było jednak niemal pewne, że po chwili znów będzie wiało mocniej w plecy i z niższej belki zawodnikom będzie już ciężko powalczyć o daleki skok. Scenariusz sprawdził się szybko i niestety dotyczył m. in. Kamila Stocha.

W pierwszej serii Polak, Johann Andre Forfang, Timi Zajc, Markus Eisenbichler czy Stefan Kraft jechali w takich warunkach, że nie mieli szans na dobry skok z niższej belki. Mogliby powalczyć o dłuższe próby, gdyby jury zachowało rozbieg nr 18. Tak się jednak nie stało i w efekcie już po pierwszej serii cała piątka mogła zapomnieć o dobrym wyniku. U Stocha ostatecznie skończyło się na 16. miejscu.

Zawody wygrał Ryoyu Kobayashi przed Karlem Geigerem i Mariusem Lindvikiem. Z Polaków najlepszy był 15. Piotr Żyła.

Czytaj także:
Fatalny upadek skoczka. Aż trudno uwierzyć, co wykryli lekarze
Zauważyłeś to?! Tak w studiu skoków narciarskich stanęli w obronie TVN

Komentarze (0)