Freddy Adu na równi pochyłej: miał talent jak Pele, gra na peryferiach futbolu
17 lat - debiut w reprezentacji narodowej, 18 lat - wspaniałe MŚ do lat 20 (w meczu z Polską ustrzelił hat-tricka, a USA wygrało aż 6:1!), a potem transfer do Europy. Podpisał kontrakt z Benficą Lizbona. - Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem - mówi Bob Bradley, który prowadził Adu w kadrze USA. - Nic nie wskazywało na katastrofę. Freddy radził sobie z coraz większymi obciążeniami. Zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi. Bawił się piłką. W Lizbonie miał dobry początek, wydawało się, że wkrótce będzie podstawowym zawodnikiem. A potem, wiadomo. Transfer do czołowych klubów świata.
Portugalczycy wydali sporo - dwa miliony dolarów. Zaledwie dwa tygodnie po podpisaniu umowy Adu zadebiutował podczas meczu eliminacji Ligi Mistrzów, wszedł w 37. minucie spotkania z ławki.
- Nie byłem przygotowany na walkę o miejsce w podstawowym składzie - analizuje Adu. - Zawsze grałem, zawsze byłem gwiazdą. W Lizbonie zderzyłem się z brutalną rzeczywistością. Zostałem jednym z 30 piłkarzy. Tłum mnie wchłonął.
I zaczęły się kłopoty.
-
Bubbles Zgłoś komentarzMaradony i nie on pierwszy nie dał rady udźwignąć tego porównania.
-
szczoty Zgłoś komentarzmusieliscie rozdzielic artykul na 7 stron nie? kretyni
-
Jackey Zgłoś komentarzNo to czas na Chiny, tam go jeszcze nie było , a oni szukają głośnych nazwisk..