Wielkie "oszustwo" w reprezentacji. Oni robią to od roku [OPINIA]

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki

Uszy więdną, gdy słucha się polskich piłkarzy i trenera. A oczy bolą, od poczynań drużyny na boisku. Powtarza się jeden zwrot - że "jest dobrze'. Od roku jesteśmy w ten sposób oszukiwani.

W tym artykule dowiesz się o:

Dawno żaden selekcjoner nie miał tyle czasu od opinii publicznej i spokoju w tworzeniu swojej drużyny, co Michał Probierz. Ale parasol ochronny się skończył. W momencie, gdy kadra spadła do drugiej dywizji Ligi Narodów, przegrywając u siebie ze Szkocją (1:2), przyszedł czas rozliczyć trenera z jego pracy.

Ale zanim kilka faktów, warto przytoczyć parę cytatów. Po jednym z ważniejszych meczów swojej kadencji Probierz wyszedł do dziennikarzy i na gorąco po spotkaniu stwierdził: - Niektóre elementy wymagają zdecydowanej poprawy, ale nie mam żadnego problemu, żeby dalej to prowadzić i rozwijać, bo uważam, że idziemy w dobrym kierunku - komentował trener kilka minut po przegranej w Warszawie 1:2 ze Szkotami.

To niesamowite, w jaki sposób selekcjoner wypowiada się po niepowodzeniach. Od początku swojej kadencji ani razu nie przyznał się do błędu. Wręcz przeciwnie, podkreśla, że "nie zejdzie z obranej drogi". Od ponad roku jesteśmy karmieni PR-ową papką i zdaniami, które nie mają pokrycia z rzeczywistością.

Najpierw słyszeliśmy, że reprezentacja gra ofensywnie i agresywnie. Mecze z Mołdawią, Czechami, Walią, Holandią, Austrią, Francją, oba z Portugalią i wyjazdowy z Chorwacją tego nie potwierdzały. Fakt, polscy piłkarze mieli w tych spotkaniach swoje okazje, ale trzeba zaliczyć fragmenty niezłej gry raczej do zrywów, niż ciągłości.

Trwa natomiast mieszanie chochlą w wielkim kotle. Trener testuje i jak pokazały jego wybory - marnuje czas. Po dwumeczu barażowym o awans na Euro z Estonią i Walią odszedł od stabilizacji. Kończyło się to negatywnie dla drużyny. Dalej nie widać koncepcji prowadzenia zespołu. Nie ma stabilizacji. Trener ustawia skład pod danego rywala dobierając nowych wykonawców. Nieoficjalnie słyszeliśmy od zawodników, że takie roszady nie do końca podobają się drużynie, przeszkadzają w zgraniu.

Brak automatyzmów i konsekwencji widoczny jest, zwłaszcza gdy burzy się plan naszej drużyny w czasie gry. Gdy Chorwaci podkręcili tempo w Warszawie, a Portugalczycy w Porto, kadra zachowywała się jak po kilku sierpowych, ledwo stała na nogach. Zawodnicy jechali bez mapy, nie wiedzieli, jak zareagować.

Taras Romanczuk rozpoczyna mistrzostwa Europy w pierwszym składzie, a później nie ma go w reprezentacji do listopada. Takie rotacje dotyczą także innych graczy: Bartosza Slisza, Mateusza Bogusza. Nagle liderem defensywy staje się początkowo pomijany przez trenera Jan Bednarek. Na pozycji numer "6" występuje Piotr Zieliński, który później przyznaje, że nie nie czuje się komfortowo w tym sektorze boiska.

W reprezentacji panuje chaos. Pomysły wydają się być tworzone na tu i teraz, od ściany do ściany. Trener reaguje dopiero po wydarzeniach, gdy już się potknie. Nie zapobiega upadkowi.

Wszyscy w kadrze mówią dziś jednym głosem. To oczywiście pozytywne zjawisko, ale piłkarze za bardzo uwierzyli słowom selekcjonera. Rozpływają się nad ofensywną taktyką po dwóch, trzech dobrych akcjach w meczu. Zupełnie jakby poza własną świadomością stali się grupą ludzi zadowolonych z ładnych porażek. Ich wypowiedzi brzmią równie absurdalnie, co selekcjonera.

Jakub Kiwior: - Zmieniliśmy styl gry i pod tym względem jest to pozytyw. Szkoda, że zabrakło dobrych wyników, ale też trzeba zwrócić uwagę na to, z jakimi reprezentacjami się mierzyliśmy. Wydaje mi się, że nie odstawaliśmy od nich poziomem. Zdarzyła się dużo gorsza druga połowa z Portugalią, ale poza tym, to wyglądaliśmy bardzo dobrze na tle topowych reprezentacji - stwierdził gracz Arsenalu po poniedziałkowym blamażu na Stadionie Narodowym.

Piotr Zieliński: - Gdybyśmy mieli trochę więcej szczęścia, rozmawialibyśmy o innym wyniku. Mogło być 4:2, 6:2, 5:3. Jestem spokojny o tę drużynę. Idzie to w dobrym kierunku - komentował.

Kapitan już przed meczem ze Szkocją twierdził, że nasza kadra ma potencjał na grę z najlepszymi. Ale z rywalem ze ścisłej czołówki rankingu FIFA nie wygraliśmy o punkty od dziesięciu lat i spotkania z Niemcami na Stadionie Narodowym. Fakty są takie, że dziś wyzwaniem są dla reprezentacji mecze z zespołami pokroju Walii, Szkocji lub Czech.

- Uważam, że idziemy w dobrym kierunku. Jestem przekonany, że awansujemy na mundial - dodawał Tymoteusz Puchacz.

Rozmawiałem z byłymi selekcjonerami kadry, którzy mówią wprost: te wypowiedzi są komiczne, nie odzwierciedlają stanu faktycznego. Uszy więdną, gdy słucha się polskich piłkarzy i trenera, a oczy bolą, od poczynań kadry na boisku.

Uparcie wmawia nam się, że jest dobrze i idzie nowe. Od roku jesteśmy w ten sposób oszukiwani. A gdy pytamy selekcjonera o konkrety podczas wywiadów lub konferencji prasowych, odpowiada nie na temat, sam wybiera, co powiedzieć, ciągle dziękuje kibicom za wsparcie, mimo że na stadionie od dawna nie ma dopingu, a piłkarzy i drużynę chwali za rozwój, choć na siedemnaście meczów o punkty wygrał trzy: z Wyspami Owczymi, Estonią i Szkocją.

Polska kadra ma dziś twarz pomylonych spodenek, niezgłoszonego piłkarza do meczu i zawodników proszących o "fotkę" gwiazdę światowej piłki po tęgim laniu na boisku. Są uśmiechy i zdziwienie, że mówi o tym cały kraj. A później to samo widać na murawie.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty