Po zwycięstwie 2:0 z Macedonią Północną reprezentacja Polski zanotowała trzeci awans z rzędu do wielkiej imprezy. Gracze Jerzego Brzęczka grę w mistrzostwach Europy 2020 zapewnili sobie na 2 kolejki przed końcem fazy grupowej.
- Jesteśmy z tego dumni i zadowoleni. Udało się dokonać fajnej rzeczy. Zapisaliśmy małą kartę w historii. To na pewno jeszcze nie koniec. Mamy przed sobą kolejne dwa mecze za miesiąc, chcemy tę grupę wygrać, a później jak najlepiej przygotować się do ME - przekonywał na łamach TVP Sport Kamil Glik.
Reprezentacja zapewniła sobie awans, ale w eliminacjach często była krytykowana za styl, także w zwycięskich meczach. Obrońca AS Monaco podkreśla, że niedzielny mecz może być punktem zwrotnym. - Wyniki były całkiem niezłe, ale tego stylu brakowało. Dziś do wyniku dołożyliśmy styl, nieco polotu i stworzyliśmy kilka fajnych akcji. To na pewno cieszy. Miejmy nadzieję, że będzie to występ, który będzie dla nas punktem odniesienia. Były rzeczy, które nie do końca funkcjonowały, ale było ich zdecydowanie mniej niż w przeszłości - podkreślił filar obrony kadry.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Pazdan kozłem ofiarnym kadry Brzęczka? "To ma wpływ na atmosferę w zespole"
Glik po poprzednim meczu z Łotwą (0:3) przyznał, że w przerwie skrytykował w szatni swoich kolegów za zbyt indywidualną grę. Po spotkaniu z Macedonią Północną nawiązał do tej sytuacji. - Jesteśmy drużyną mężczyzn. Nie ma na świecie drużyny, w której każdy się kocha i przepada się za sobą, ale jesteśmy dorosłymi ludźmi. Ja wolę, jak mi ktoś mówi rzeczy w twarz i myślę, że tak jest lepiej dla każdego - zakończył rozmowę Glik.
W listopadzie Polaków czekają jeszcze dwa eliminacyjne mecze - na wyjeździe z Izraelem i u siebie ze Słowenią.
Czytaj też: Eliminacje Euro 2020. Jerzy Brzęczek: Jestem dumny i szczęśliwy!