Gigant kusił gwiazdę polskiej ligi. Jonah Mathews: trener mówił: "tylko mln dolarów" [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Na zdjęciu: Jonah Mathews
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Na zdjęciu: Jonah Mathews

- Rozumiem klub z Włocławka, który odrzucił wielką ofertę z Fenerbahce. Nie mam do nikogo żalu i pretensji. Za kilka miesięcy widzę siebie w mistrzowskim Anwilu. To jest cel, do którego dążymy - mówi nam Jonah Mathews, gwiazda polskiej ligi.

Bardzo głośno w ostatnim czasie zrobiło się o Jonah Mathewsie, którym zainteresowali się przedstawiciele Fenerbahce Beko Stambuł. Turecki gigant złożył konkretną ofertę, która opiewała na sześciocyfrową kwotę wyrażoną w dolarach. Anwil Włocławek się jednak nie ugiął i odrzucił propozycję. Uznano, że za tę kwotę trudno będzie znaleźć jakościowego następcę, który gwarantowałby utrzymanie poziomu sportowego. Turcy nie podnieśli już swojej kwoty, więc sprawę można było uznać za zakończoną.

23-latek w obecnym sezonie siedem spotkań kończył z 20 i więcej punktami na koncie. Przeciwko mistrzom Polski zdobył... aż 38 pkt! Amerykanin jest wszechstronnym graczem, który także poświęca się w obronie, mocno uprzykrza życie rywalom. Na jego grę i postawę na boisku patrzy się z ogromną przyjemnością. Jak sam mówi - wiele zawdzięcza trenerowi Przemysławowi Frasunkiewiczowi i kolegom z drużyny, z którymi często rozmawia.
 
- Jesteśmy teraz w dobrym rytmie, oczekuje się od nas zdobycia mistrzostwa Polski i ja, jako zawodnik, który gra dopiero drugi sezon w Europie, chcę być znany jako zwycięzca. Po tym poznaje się wielkich graczy - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"


Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W ostatnich dniach gorąco zrobiło się wokół pana, gdy tureckie Fenerbahce Beko Stambuł złożyło ofertę wykupu kontraktu z Anwilu Włocławek. Klub odrzucił tę dużą propozycję, deklarując, że nie chce pana sprzedawać do innego zespołu. Jak pan komentuje całą sprawę?

Jonah Mathews, zawodnik Anwilu Włocławek: Zacznę od tego, że oferta z Fenerbahce była bardzo kusząca, zrobiła na mnie duże wrażenie, co oczywiście nie może dziwić, bo turecki klub jest jednym z najlepszych w całej Europie. To wielka organizacja, która co roku ściąga głośne nazwiska za duże pieniądze. Nie będę ukrywał, że byłby to dla mnie duży zaszczyt zagrać w takim klubie w tak młodym wieku.

Czyli pan żałuje?

Właśnie nie. Bo moja chemia i więź z zespołem, trenerami i atmosferą w Anwilu Włocławek są czymś, czego nie chciałem w tym momencie stracić. Nie chciałem odchodzić. W pełni też rozumiem klub z Włocławka, który odrzucił tę ofertę. Nie mam do nikogo żalu i pretensji. Jesteśmy teraz w dobrym rytmie, oczekuje się od nas zdobycia mistrzostwa Polski i ja, jako zawodnik, który gra dopiero drugi sezon w Europie, chcę być znany jako zwycięzca. Po tym poznaje się wielkich graczy.

Jaka była pana pierwsza myśl, gdy agent powiedział: "Fenerbahce widzi cię w zespole"?

Byłem szczęśliwy, bo zdałem sobie sprawę, że moja kariera zmierza w dobrym kierunku. A jeszcze 1,5 roku temu wcale tak dobrze nie było. Koronawirus zrujnował moje plany na ostatnim roku studiów. Nie mogłem wziąć udziału w treningach z drużynami NBA przed wyborem w drafcie, co znacznie zmniejszyło moje szanse, musiałem obrać inną drogę w karierze. Wyjechałem do Szwecji, by tam rozpocząć karierę w Europie. Więc gdy teraz zadzwoniło Fenerbahce, to uśmiechnąłem się i pomyślałem, że wykonałem w ostatnim czasie sporo dobrej pracy.

Wierzy pan w to, że oferty z tak wielkich klubów przyjdą już niedługo? Gdzie się pan widzi za kilka miesięcy?

Myślę, że skoro Fenerbache zadzwoniło właśnie teraz, w trakcie sezonu, to kolejne zespoły zrobią to samo po zakończeniu rozgrywek. Gdzie widzę siebie za kilka miesięcy? To proste. Widzę siebie w mistrzowskim zespole Anwilu Włocławek.

Czyli zostaje pan w Anwilu do końca sezonu?

Tak. Nie zamierzam nigdzie odchodzić.

Interesujący jest ten wątek z koronawirusem, który - jak to pan nazwał - "zrujnował duże plany". Gdyby nie pandemia, teraz byłby pan w innym miejscu?

Myślę, że to całkiem prawdopodobne. Mój plan był taki, by odbyć kilka sesji treningowych z klubami NBA, pokazać się przed skautami i trenerami. Dla każdego zawodnika gra w najlepszej lidze świata jest spełnieniem marzeń z dzieciństwa. Dlatego chciałem podjąć rękawicę. A gdyby nie udało się tego osiągnąć, to planowałem wyjechać do Europy i tam zagrać w jednej z czołowych lig.

Dlaczego wybór padł w końcu na Szwecję, ligę, która nie należy do najsilniejszych w Europie?

Powiem wprost: to była jedyna opcja, którą miałem w tamtym czasie. Pandemia mocno mnie dotknęła, straciłem sporo szans i możliwości. Ale nie ma sensu już o tym mówić, bo i tak czasu nie cofniemy. Tak się życie potoczyło, trzeba iść do przodu.

Z perspektywy czasu może pan powiedzieć, że Szwecja była dobrym wyborem?

Tak i nie. Gdybym zaczął swoją przygodę w Europie w mocniejszej lidze, to teraz mógłbym być w innym miejscu. Szwecja umieściła mnie w polskiej lidze, która nauczyła mnie grać i pozwoliła zaprezentować umiejętności w dwóch różnych rolach: rozgrywającego i strzelca.

A w Szwecji czego się pan nauczył?

To był proces adaptacji do europejskich warunków, to było wyzwanie, z którym musiałem się zmierzyć. Nie będę też ukrywał, że Szwecję potraktowałem jako miejsce, gdzie będę mógł zrobić dobre statystyki, by w kolejnym sezonie znaleźć się w mocniejszej lidze.

Miał pan dużo ofert po Szwecji?

Tak. Miałem kilka ciekawych ofert - m.in. z Włoch, ligi VTB, ale mój agent powiedział mi, że liga polska będzie najlepszym wyborem. Pamiętam jego słowa doskonale: "ta liga może pomóc w poprawie twojego statusu w Europie. Jeśli zagrasz dobrze, to będziesz miał otwarte wiele drzwi".

Jonah Mathews: Za kilka miesięcy widzę siebie w mistrzowskim Anwilu
Jonah Mathews: Za kilka miesięcy widzę siebie w mistrzowskim Anwilu


Uważam, że wielu zawodników - na pana miejscu - wybrałoby Włochy, nie wspominając już o lidze VTB, która jest jedną z najsilniejszych w Europie.

Zgadza się. Większość graczy pewnie by tak zrobiło, ale ja posłuchałem agenta i myślę, że podjąłem bardzo dobrą decyzję. Miał rację.

Co trener Przemysław Frasunkiewicz zrobił, że w tym momencie mówimy o panu jako jednym z najlepszych zawodników tej ligi?

Mamy super kontakt. Przemysław Frasunkiewicz to "player's coach", któremu zależy na relacjach z graczami. Świetnie rozumie, co czują zawodnicy na boisku i poza nim, pozwala mi grać to, co najbardziej lubię. Gdy wychodzę na boisku, to jestem bardzo zrelaksowany. Tego właśnie chcą zawodnicy. Trenera, któremu można zaufać, który wie, jak rozwinąć i wykorzystać twoje umiejętności. Mogę mówić o nim w samych superlatywach.

Słyszałem taką anegdotę i chciałbym ją teraz potwierdzić. To prawda, że trener Frasunkiewicz w trakcie sezonu mówił w żartach: "Jonah, mogę cię sprzedać, ale tylko za milion dolarów"?

Ha ha! Tak, to prawda. Trener uwielbia żartować, bardzo często to robi.

Pan też lubi żartować?

Jasne. Nie możesz być cały czas poważny, zwłaszcza, gdy ciąży na tobie i drużynie duża presja wygrywania. Musisz trochę wyluzować i mieć uśmiech na twarzy.

Największym żartownisiem w drużynie to Szymon Szewczyk?

Tak! Jest bardzo zabawny, żartuje i przez cały czas utrzymuje dobry nastrój. Taki człowiek jest bardzo potrzebny w szatni, by czasami rozładować duże napięcie. Szymon też jest świetnym graczem, dużo nam daje na boisku, oby jak najszybciej wrócił!

Wiem, że Szymon Szewczyk jest odpowiedzialny za muzykę w szatni Anwilu Włocławek. To dobry DJ?

Tak! Jego "house music" do mnie przemawia. Lubię taki rodzaj muzyki. Nie ma co ukrywać, że w Stanach Zjednoczonych dużo słucha się właśnie takich rytmów.

Gdy zapytałem Kamila Łączyńskiego o pana, to ten wspomniał, że zadaje pan mnóstwo pytań na każdym treningu i meczach. "To jest seria pytań o wszystko, ale to mi się w nim najbardziej podoba". Jak to wygląda z pana strony?

Kamil jest w tym biznesie od dawna i odnosi sukcesy, a dla mnie - będąc dopiero drugi w Europie - dobrze jest zadawać pytania i wiedzieć, jak on widzi daną sytuację, co daje mi możliwość poprawy swoich wyników i zespołu. To są bardzo pouczające rozmowy, z których wyciągam wiele wniosków. Jestem wdzięczny Kamilowi za każdą chwilę, którą mi poświęca.



CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Zaskakujący powrót gwiazdora! Polski klub gra va-banque: aneks i większa kasa
To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze
Łukasz Wiśniewski: Czarni mogą wyprzeć Zastal. Mówi, co mu nie pasuje w Stali

Źródło artykułu: