Niedziela była bardzo ważnym dniem w kalendarzu koszykarzy Asseco Arki. To właśnie tego dnia do Gdyni przyjechał zespół GTK Gliwice, który jest czerwoną latarnią ligi. To był mecz "o cztery punkty" w kontekście utrzymania w PLK. Znacznie lepiej zaprezentowali się gdynianie, którzy pewnie zwyciężyli 84:68. Nic dziwnego, że po spotkaniu w szeregach Asseco Arki było sporo entuzjazmu.
To było pierwsze zwycięstwo gdynian od 11 grudnia (później pięć porażek). Warto też dodać, że żółto-niebiescy mają już niemal zagwarantowany byt na kolejny sezon w ekstraklasie. Choć trener Milos Mitrović na konferencji prasowej nie chciał niczego przesądzać. Apelował o cierpliwość.
- Nie możemy odetchnąć, bo jest jeszcze sporo meczów do rozegrania, wiele rzeczy może się wydarzyć. Drużyny mają jeszcze czas, by się wzmocnić, dokupić nowych zawodników. Trudno powiedzieć, kto i kiedy kogoś weźmie, więc nie możemy popadać w hurraoptymizm, bo jeden transfer może zmienić ligową hierarchię - zaznaczył serbski szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"
Trener dał zagadkę dziennikarzom i kibicom
Zawodnicy Asseco Arki - w przeciwieństwie do GTK - stanęli na wysokości zadania, pokazali innym, jak grać i walczyć w meczach o wszystko. Mitrović ma w swojej ekipie zawodników, którzy są zdolni do poświęceń i agresywnej defensywy: Musić, Wołoszyn czy Hrycaniuk. Ten pierwszy zagrał na własne życzenie, w tygodniu miał duże problemy ze zdrowiem. - Dziękuję mu za występ, pokazał wielki charakter - mówił Mitrović, który był w bardzo dobrym humorze po zakończeniu spotkania. Na konferencji prasowej uśmiechał się i dowcipkował.
Nie ma co ukrywać, że jego wielkim plusem - poza aspektami trenerskimi i koszykarskimi - jest szczerość i konkretne przedstawianie sytuacji. Serb - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - bryluje na konferencjach prasowych, na których zawsze coś się dzieje. Nie wieje nudą, jest interesująco. Szkoleniowiec Arki wręcz zachęca dziennikarzy do zadawania pytań, chce dzielić się informacjami i wiedzą. Tak też było w niedzielę. Tym razem mówił o sytuacji finansowo-organizacyjnej.
"W styczniu klub miał otrzymać środki finansowe od sponsorów. Czy ma pan pieniądze na ewentualne transfery?" - zapytał trenera Miłosz Romański, dziennikarz z "Gazety Wyborczej Trójmiasto".
- Sekunda, sekunda, sekunda. To Miłosz wie, że mamy otrzymać środki? To chyba muszę mu podziękować! - wypalił Mitrović.
- Nie mogę się doczekać tych środków finansowych. Szczerze? Nie wiem, co i jak to będzie wyglądało. Mogę zdradzić, że staramy się o to, by dołożyć kogoś do składu. Cały czas analizujemy sytuację, rozmawiamy i czekamy na zielone światło. Jeśli się pojawi, to spróbujemy od razu zadziałać - dodał po chwili.
Prawda jest taka, że Mitrović już od kilku tygodni sygnalizuje potrzebę wzmocnienia drużyny. Pojawiały się ciekawe kandydatury, ale brak pieniędzy w Asseco Arce torpedował zapędy serbskiego szkoleniowca. Klubu nie było bowiem stać na opłacanie siódmej licencji dla obcokrajowca (30 tys. złotych) i pensji zawodnika, mimo że kandydaci nie mieli wielkich wymagań. Sytuacja w ostatnich dniach nieco się zmieniła!
- W tym momencie mamy jednego zawodnika, który wyrażą ogromną chęć przyjazdu do Gdyni. Sytuacja jest bardzo podobna do tej, która była w przypadku Anthony'ego Durhama. To gracz, który był już w tej lidze. Może uda się coś zrobić w tej kwestii - tak Mitrović odpowiedział na nasze pytanie o zmianę sytuacji ws. ewentualnego transferu. Tym samym dał zagadkę dziennikarzom i kibicom. Próbowaliśmy jeszcze na konferencji prasowej dowiedzieć się więcej.
"Czy mógłby pan zdradzić nieco więcej szczegółów? Poda pan nazwisko?" - dopytaliśmy.
- Może zdradzę inicjały? Albo nie. To będzie za dużo. Powiem ci po konferencji prasowej, tak nieoficjalnie - żartował Mitrović.
Mamy rozwiązanie zagadki
Po konferencji rozmawialiśmy z trenerem Asseco Arki. Ten dał nam kilka wskazówek, który zawodnik może przyjechać do Gdyni w najbliższych dniach. Postanowiliśmy popytać agentów, którzy działają na polskim rynku. Pojawiło się jedno nazwisko, które idealnie pasuje do sytuacji. To 25-letni Paul Jorgensen, który sezon 2021/2022 rozpoczął w Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz. Tworzył duet obwodowy z Litwinem Dominykasem Domarkasem.
Obaj nie grali na miarę oczekiwań i już po kilku kolejkach rozstali się z Bydgoszczą. Wydaje się, że duet Domarkas - Jorgensen nie gwarantował realizacji celów postawionych przed drużyną na ten sezon, czyli awansu do fazy play-off.
Amerykanin w czarno-czerwonych barwach Astorii zagrał w siedmiu spotkaniach, w których notował po 11,9 punktu, ale trafiał zaledwie 40 procent swoich prób z gry. Mimo krótkiego pobytu w Bydgoszczy, wszyscy w klubie wypowiadają się o nim w samych superlatywach. To zawodnik, który chce ciężko pracować, nie ma z nim problemów poza boiskiem. W Astorii mu nie wyszło, klub miał po prostu inne oczekiwania.
Później wyjechał do Portugalii, podpisał krótkoterminowy kontrakt z FC Porto. Trafił tam na zasadzie "medycznego zastępstwa", zagrał w kilku meczach, w których pokazał się z całkiem niezłej strony. Zdobywał średnio ponad 13 punktów, a ostatni mecz rozegrał 28 grudnia. Od tego czasu pozostaje bez pracy.
Agent 25-latka sam zgłosił się do Mitrovicia z pytaniem, czy Amerykanin nie mógłby dokończyć sezonu właśnie w gdyńskim zespole. Pierwsza odpowiedź była konkretna: "nie mamy pieniędzy", ale okazuje się, że zawodnik jest skory do dużych poświęceń! Jego ewentualny transfer można nazwać: "bed&breakfast", czyli klub zapewniłby mu mieszkanie i wyżywienie, słyszymy także o małych bonusach za wygrane spotkania.
Wiemy, że trwają zaawansowane rozmowy w tej sprawie. Być może jeszcze w tym tygodniu zawodnik przyjedzie na kilkudniowy try-out. Klub chce sprawdzić, w jakiej formie jest obecnie 25-latek. Gdyby zagrał z Anwilem, Asseco Arka musiałaby wpłacić do ligowej kasy 30 tys. zł. za kolejną licencją.
Warto też dodać, że na bardzo podobnej zasadzie do Gdyni trafił Anthony Durham, który sam wyraził chęć gry w drużynie. Na własny koszt - pociągiem - przyjechał do Gdyni, by pokazać swoje możliwości. Po kilku treningach zaproponowano mu najniższy kontrakt dla zagranicznego gracza w drużynie (miesięczny koszt poniżej 1500 dolarów).
Asseco Arka Gdynia - mimo dużych problemów organizacyjno-finansowych - z bilansem 7:13 zajmuje 12. miejsce w PLK.
CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Zaskakujący powrót gwiazdora! Polski klub gra va-banque: aneks i większa kasa
To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze
Ivica Skelin: Koszykarski hazard. Ludzie w Polsce są ambitni [WYWIAD]