[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jaka jest historia wspólnego zdjęcia z Jamesem Florencem po hitowym spotkaniu PLK Anwil Włocławek - Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski (107:88)?[/b]
Kamil Łączyński, zawodnik Anwilu Włocławek: Wszystko zaczęło się od mojego syna, który aktualnie nie widzi świata poza koszykówką. Jak gra w kosza, to rzuca nazwiskami zawodników z PLK. I to polskich, i zagranicznych. Czasami jest Apiciem, czasami Leończykiem, a czasami... Śniegiem. A ostatnio miał zajawkę na Jamesa Florence'a, którym trafiał rzuty za trzy.
W grudniu miał urodziny, więc pomyślałem, że napisze do Jamesa Florence'a z zapytaniem, czy nagrałby krótki filmik z życzeniami. James odpowiedział, że nie ma problemu i faktycznie takie nagranie przysłał. Tam też były życzenia innych koszykarzy. Syn - po obejrzeniu - był w euforii. Mocno wyczekiwał tego meczu Anwil - Stal. Wpadłem na pomysł, by sprawić mu trochę radości i zrobić sobie wspólne zdjęcie. James był chętny, a po meczu nawet sam przyszedł i zapytał: "to co robimy tę fotkę?" Myślałem, że nie będzie chętny, bo przegrał mecz, ale wykazał się dużą klasą. A dla mojego syna będzie to pamiątka na całe życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
To zdjęcie pokazuje, że między wami są spore emocje na parkiecie, walka, czasami też trash-talking, ale po meczu jest wzajemny szacunek.
I o to w tym wszystkim chodzi! Sport sportem, rywalizacja rywalizacją, obaj jesteśmy charakternymi graczami, nigdy nie odpuszczamy, ale po meczu jest szacunek i podziękowanie za walkę. Uważam, że James zachował się naprawdę w porządku. Dziękuję mu za to.
Czy syn Antek podczas rzucania jest też Kamilem Łączyńskim?
Coraz rzadziej! Ale czasami mu się jeszcze zdarzy. Zapytałem go ostatnio: "czemu nie rzucasz Łączyńskim?" Chwilę się zastanowił i odpowiedział: "no dobra, zacznę rzucać, to może zaczniesz trafiać na meczach". I może tak właśnie się stało, bo faktycznie w ostatnich spotkaniach odzyskałem skuteczność.
To prawda, że twój 5-letni syn świetnie mówi po angielsku i nie miał problemu ze zrozumieniem życzeń Jamesa Florence'a?
Tak, to prawda. Wiedziałem, że jak James przyśle mu życzenia, to on w pełni je zrozumie.
W domu obowiązują dwa języki?
Tak. Przyjęliśmy taką metodę z żoną, że w domu mówimy po polsku i angielsku. Żona cały czas z dziećmi rozmawia po angielsku, ja więcej po polsku. Staramy się jak najwięcej mówić w obcym języku, bo wiemy, jak ważna to umiejętność w tych czasach. Im szybciej zaczniesz, tym łatwiej to przyswoisz. Dzieciaki już w tym wieku potrafią nie tylko zrozumieć, ale też porozmawiać z obcokrajowcami, którzy np. przyjeżdżają do nas na kolację. Tak było w sytuacji, gdy Luke Petrasek przyjechał z dziewczyną. Antek wtedy wszystko rozumiał. To jest super sprawa.
Co ci daje układanie puzzli?
To sztuka cierpliwości, świetna odskocznia od codziennego życia. Gdy układam puzzle czy klocki lego w pojedynkę, pozwala mi to porozmawiać z sobą, posłuchać, co tam się w głowie mieści. Nie ukrywam, że mnie to bardzo odstresowuje. To ważne też na aspekty wzrokowe i manualne. Wybieramy coraz mniejsze elementy, by pobudzić manualną pracę palców. To przyjemne i pożyteczne.
Słowo "wyciszenie" mam wrażenie, że odgrywa u ciebie ważną rolę w tym sezonie. Są dobre mecze i statystyki, ale znacznie mniej jest wywiadów. Świadomie obrałeś taki kierunek?
Nie jest to celowe i świadome, to wynikło spontanicznie. Nie jest tak, że stronię od publicznych wypowiedzi i wywiadów. Choć może jest tak, że wolę porozmawiać raz na jakiś czas, gdy mam coś ciekawego do przekazania, a nie mówić o wszystkim i o niczym. To nie ma sensu.
Czy zwycięstwo w hitowym starciu z Arged BM Stalą jest czymś więcej? Czy można to traktować jako wysłanie sygnału w stronę innych klubów: "gramy o mistrzostwo Polski?"
To jest dobre pytanie. Szczerze? Nie wiem. Niech każdy sam oceni. Myślę, że to był kolejny mecz, który pokazał, że mamy ogromne pokłady możliwości do gry na najwyższym poziomie, choć uważam, że Anwil Włocławek jest underdogiem PLK. Po zeszłym sezonie klub znów musiał powstać z kolan. I to udaje się zrobić. Trener zbudował zespół, który jest mieszanką młodości z doświadczeniem. Na ten moment wszystko układa się całkiem fajnie. Przemysław Frasunkiewicz przed każdym meczem tak próbuje nas motywować, by wszyscy byli głodni sukcesów, rzucali się na parkiet w każdym momencie. Powtarza nam, że można być koszykarsko słabszym w danym spotkaniu, ale nie może być tak, że ktoś bardziej chciał od nas.
Anwil Włocławek (bilans 14:4) jest mocny, bo jest dobrze skomponowany pod względem charakterologicznym?
Myślę, że tak. Cały czas - mimo różnych problemów - trzymamy się razem, jeden za
drugiego wskakuje w ogień. Jak ktoś leży na parkiecie, to od razu podbiega do niego 2-3 zawodników. To detal, ale robiący różnicę, pokazujący, że w Anwilu dzieją się dobre rzeczy. Ponadto zawsze gramy całą drużyną, bo piątkę biegającą na parkiecie zawsze wspiera pozostała grupa zawodników siedzących na ławce. Zazębiające się charaktery w połączeniu z umiejętnościami koszykarskimi i taktyką dają taki efekt, że jesteśmy współliderami w Energa Basket Lidze.
Czy atmosfera w Hali Mistrzów pomaga w byciu jeszcze bardziej agresywnym i walecznym na boisku?
Tak. Tu zawsze jest ogień, a to wpływa na postawę na bosku. Trzeba zasuwać, dawać z siebie wszystko. A co najważniejsze: tu chce się grać! Ostatni mecz pokazał, jaki jest głód i zapotrzebowanie sukcesu we Włocławku. Już na 30 minut przed rozpoczęciem spotkania ludzie wstają z miejsc i oklaskują wybiegających zawodników na rozgrzewkę. Ciarki przechodzą po plecach, to jest coś niesamowitego. Zwróćmy uwagę na poświęcenie tych ludzi. Nasi ultrasi spędzili cały tydzień, by przygotować oprawę na mecz. Jak się tu nie mobilizować i nie mieć radości z grania?
A jak jest z grą na wyjazdach?
Sytuacja jest nieco inna, ale warto dodać, że kibice jeżdżą za nami. Możemy liczyć na ich wsparcie. Myślę, że na wyjazdach ważną rolę - oprócz trenerów - odgrywają doświadczeni gracze: ja, Szymon, Kyndall. Przekazujemy dobrą energię, by wszyscy byli odpowiednio zmotywowani. Wiadomo, że na wyjazdach, gdy jest cisza albo są gwizdy, gra się trudniej, ale jak na razie dobrze nam to wychodzi.
Jaki jest trener Przemysław Frasunkiewicz?
To jest osoba, którą trudno zdefiniować w jednym zdaniu. On potrafi być totalnie wyluzowanym człowiekiem, ale są momenty, gdy jest surowym szefem, który czepia się tego, że nie postawiłeś dobrze przecinka w artykule, który miałeś opublikować w swojej redakcji. Gdy go poznawałem jako trenera, to szedłem na trening z myślą: "ciekawe w jakim będzie dzisiaj nastroju". I nie chodzi o to, że jest humorzasty, ale z racji tego, że jest bardzo ambitny i profesjonalny, nawet najmniejsza rzecz, która mu się nie spodoba, może wywołać niemałą burzę i wtedy np. odprawa taktyczna może potrwać ponad godzinę.
Jesteś zadowolony ze współpracy?
Bardzo. Dogadujemy się na ten moment, mam nadzieję, że zostanie tak do samego końca. Trener dał mi dużą rolę, to mnie bardzo cieszy. Widzę, że jest zadowolony z tego, co zbudował, wszystko pracuje odpowiednio, mamy wyniki, więc niech tak zostanie jak najdłużej!
Tworzysz duet obwodowy z Jonahem Mathewsem. Jaki to człowiek i zawodnik? Czy on faktycznie za kilka lat jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie w Europie?
To jest gość, który ma ogromne papiery, by grać w przyszłości na wysokim poziomie za kilka lub kilkanaście razy więcej niż to ma miejsce obecnie. Jonah wciąż chce się uczyć. Spójrzmy na to, że po rozegranych kilkunastu meczach w Szwecji przyjeżdża do nas zawodnik, który ładuje mistrzowi Polski prawie 40 punktów. To o czymś świadczy, to nie jest przypadek. On chce się rozwijać na każdym treningu. To jest osoba, która wie, że "sky is the limit". Zdaje sobie sprawę, że ciężką pracą jest w stanie bardzo daleko zajść. Jeśli dorzuci do swojego arsenału elementy taktyczne, czytanie gry i dzielenie się piłką - czego niestety nie uczą w Stanach Zjednoczonych - to myślę, że jego poziom minimum to EuroCup.
To prawda, że często się radzi w sytuacjach na treningu?
Tak i to mi się u niego bardzo podoba. Po treningu potrafi przyjść i zapytać: "Kamil, masz chwilę?" I wtedy następuje lawina pytań.
Jakich?
Jonah pyta o konkretne sytuacje na boisku, rozwiązania taktyczne w danych akcjach. "Dlaczego wybrałeś taką zagrywkę?", "Dlaczego, gdy rywale mieli run punktowy, a trener nie wziął czasu, a z tobą rozmawiał, to co ci powiedział?" - słyszę. Jest analityczny, chce się uczyć. Ma dużo młodzieńczej fantazji. Czasami u niego jest jeszcze trochę wariactwa. Gdy ostatnio rzucał, to ze 3 razy złapałem się za głowę. Ale ma 23 lata, cała kariera przed nim.
Kiedyś był duet Łączyński - Sobin, który zapewniał dwa złota Anwilowi. Czy teraz będzie podobnie w ducie z Zigą Dimcem?
Dobrze się dogadujemy, szybko złapaliśmy nić porozumienia, widać, że grał na wysokim poziomie. Dimec jest innym typem gracza od Sobina, bardziej polega na swojej fizyczności niż na technice. Umie się zastawić, łatwo mu dostarczyć piłkę. Jest przygotowany do tego, by łapać piłkę w odpowiednim momencie po pick&rollu. Może nie jest aż tak skoczny jak Bigby-Williams, ale czy jest przez to mniej efektywny? Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Otwiera nam wiele możliwości poprzez np. stawianie kapitalnych zasłon. Można przez to stworzyć przewagę w ataku.
CZYTAJ TAKŻE:
Łukasz Koszarek apeluje: Młodzi, myślcie strategicznie [WYWIAD]
Trener rewelacji PLK: Każdy mecz jak o życie. Tak przeżywał spotkania w domu
Porównania do legendy PLK nie dziwią! Nowa gwiazda polskiej ligi: Nie myślę o NBA
Gwiazdor ligi odmówił grania! Klub żąda dużego odszkodowania