Temat kalendarza F1 na sezon 2020 nie milknie od kilku tygodni. Wszystko z powodu dołączenia do terminarza rund w Holandii i Wietnamie. Teoretycznie powinno się to wiązać z wypadnięciem z królowej motorsportu innych lokalizacji. Wiemy już jednak, że nadal będziemy oglądać wyścigi w Meksyku i Wielkiej Brytanii.
Niedawno ogłoszono także, że fundusze na kolejny sezon uzbierała Barcelona. Oznacza to, że najprawdopodobniej liczba rund w kalendarzu nieznacznie wzrośnie. - Wygląda na to, że obejrzymy więcej rywalizacji. Oczywiście jest pewien punkt graniczny, którego w przyszłości nie przekroczymy - zapowiedział Chase Carey, którego cytuje "Motorsport".
Czytaj także: Max Verstappen zachwycony Hondą
Formuła 1 notuje aktualnie stały wzrost przychodów (czytaj więcej o tym TUTAJ). Szef królowej motorsportu spodziewa się, iż trend ten zostanie utrzymany w dalszej części 2019 roku. - Jedne rundy F1 wypadają korzystniej pod względem finansowym, inne mniej. Zależy to także od roku. W niektórych lokalizacjach organizacja jest lepsza i bardziej dojrzała, w innych jest gorzej. To normalne - wyjaśnił.
ZOBACZ WIDEO Tokio 2020. Fabian Drzyzga pokazał efektowny "bilet" na igrzyska. Nie bał się o wynik w trudnym momencie
Czytaj także: Nico Hulkenberg nie martwi się plotkami. Zostanie w F1
- Dodanie kilku rund to pewien etap rozwoju. Jesteśmy podekscytowani nowymi wyzwaniami. Cieszy nas fakt, że coraz więcej miejsc na świecie jest zainteresowanych organizowaniem wyścigów F1. Kalendarz nie jest jednak z gumy. Nie wszędzie możemy się pojawić. Zależy to od wielu czynników. Musimy dokonywać mądrych wyborów - zakończył Carey.
Przyszłoroczny kalendarz F1 będzie rekordowo długi - liczyć będzie 22 rundy. Docelowo władze F1 chciałyby jednak, aby sezon składał się nawet z 25 wyścigów. Wiązałoby się to jednak ze zmianami w harmonogramie weekendu wyścigowego albo całkowitym zakazem testów w trakcie trwania kampanii, aby zespoły miały więcej wolnego.