Utworzenie U-24 Ekstraligi sprawiło, że polskie kluby jeszcze baczniej zaczęły przyglądać się zdolnej młodzieży zagranicznej. Fogo Unia Leszno zdecydowała się zakontraktować m.in. braci Knudsenów oraz Australijczyka Jamesa Pearsona. Ten drugi nie jest pierwszym i ostatnim Australijczykiem w kadrze "Byków", bowiem w połowie kwietnia kadra Agromix Polcopper Unii U-24 powiększyła się o Maurice Browna.
Zawodnik ten swoją karierę rozpoczynał od mini żużla, a następnie z całkiem niezłym skutkiem zaczął wojaże na motocyklach o pojemności 500cc. Szybko został okrzyknięty w ojczyźnie za wielki talent.
Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Zostałeś niedawno zawodnikiem Unii Leszno, ale dla wielu kibiców żużla w Polsce jesteś postacią anonimową.
Maurice Brown, zawodnik Unii Leszno: Dorastałem w małym miasteczku Cowra, na farmie mojego dziadka. To właśnie tam zacząłem jeździć na motocyklu, a czynię, to tak naprawdę odkąd skończyłem cztery lata.
ZOBACZ WIDEO Co się dzieje z Przemysławem Pawlickim? Odbył długą rozmowę z trenerem GKM-u
Dlaczego twój wybór, jeśli chodzi o uprawianie sportu, padł właśnie na żużel?
Początkowo ścigałem się na motocyklach do flattracka, ale postanowiłem spróbować czegoś innego, bo na flattracku nie masz też takiej dobrej ścieżki do rozwoju. Po raz pierwszy żużla spróbowałem, gdy miałem dziewięć lat i od tego czasu jestem zakochany w speedwayu.
Jak wielu młodych zawodników zaczynałeś ściganie na motocyklach o mniejszej pojemności. Jakim sukcesami możesz się pochwalić?
Zacząłem na motocyklu z silnikiem 125cc i tam udało mi się zdobyć m.in. indywidualne mistrzostwo Australii, a także trzy tytuły mistrza kraju w rywalizacji par. Do tego dochodzi wiele tytułów w mistrzostwach stanowych. Te sukcesy dały mi dwukrotnie szansę ścigania się w mistrzostwach świata, ale w 85cc. Najlepszy wynik, jaki osiągnąłem, to ósma pozycja. W wieku trzynastu lat przeniosłem się na 250cc, ale miałem okazję ścigać się tylko w jednych zawodach, bo skończyło się wypadkiem. Później było lepiej, bo ponownie wygrywałem turnieje stanowe, ale nigdy nic krajowego.
Śledząc twoje media społecznościowe można zauważyć, że żużel nie jest jedyną odmianą wyścigów w twoim życiu. Wspomniałeś o flattracku, ale był też longtrack, czyli jazda na długim torze. Skąd pomysł, aby jeździć w tym wszystkim i naturalnie, czy tutaj też masz już jakieś sukcesy?
Ten flattrack to był dla mnie takim punktem wyjścia do wyścigów, takim budulcem do żużla. We flattracku udało mi się zdobyć kilka pucharów w zawodach stanowych oraz raz trzecie miejsce w mistrzostwach Australii. Longtracku miałem szczęście posmakować dopiero w ubiegłym sezonie i będę to z pewnością wspominał bardzo dobrze, bo do swojego nazwiska dopisałem kolejny australijski tytuł.
Twój kontrakt z Unią Leszno to efekt tego, że to klub uruchomił swoje kontakty w Australii, czy to ty zgłosiłeś się do klubu?
Unia Leszno była ze mną w kontakcie tak naprawdę jeszcze, kiedy jeździłem w 125cc. "Iggy" (Ireneusz Igielski - dop. red.) oraz Piotr Rusiecki byli moimi wiernymi kibicami i bez ich wsparcia nie byłaby możliwa moja przygoda z tym klubem.
Twoim mentorem i niejako żużlowym nauczycielem był Leigh Adams, czyli człowiek, który w Lesznie ma status legendy.
Tak, Leigh odgrywa bardzo dużą rolę w rozwoju zawodników, także i moim. Bez jego pomocy nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Leigh to ikona wszędzie tak naprawdę, bo gdzie nie pojedziesz, to słyszysz o nim, ludzie go znają, uwielbiają. W moich oczach również jest legendą, jednym z najwybitniejszych zawodników, którzy jeździli kiedykolwiek na żużlu.
A była okazja, by porozmawiać o tym, że otwierasz nowy rozdział w swoim sportowym życiu?
Tak, rozmawialiśmy z Leigh, zarówno o Lesznie, jak i o moich planach wyjazdu zagranicznego. Leigh powiedział mi, że to jeden z najlepszych klubów, w których mogę udoskonalić swoją jazdę.
Jesteś jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w Australii, wielu wierzy w potencjał, który w tobie drzemie. Czujesz z tego powodu jakąś presję?
Czuję pewną presję, ale kiedy wyjeżdżam na tor i zaczynam się ścigać. Później wszystko znika.
Rozmawiałem z wieloma twoimi rodakami i każdy z nich podkreślał, że przy przenosinach do Europy najtrudniejsze jest rozstanie z rodziną i poniekąd konieczność rozpoczęcia nowego etapu życia, w wielu przypadkach całkowicie samemu. Z tobą było podobnie?
No tak, trudno się z tym nie zgodzić, bo trzeba było zostawić wszystkich i wszystko i rozpocząć nowe życie. Podróż do Polski zajęła mi bardzo dużo czasu, ale mam to szczęście, że trafiłem m.in. na Piotra Rusieckiego, który pozwolił mi zamieszkać w domu tuż obok siebie i pomaga mi, kiedy tylko czegoś potrzebuję. To znacznie ułatwia mi życie i sprawia, że czuję się, jakbym miał tutaj rodzinę. Piotr, jak i jego rodzina bardzo mnie wspierali, kiedy doznałem kontuzji, upewniali się cały czas, że mam najlepszą pomoc. Ponadto klub bardzo mi pomógł w urządzeniu warsztatu i kwestiach bieżącego zapotrzebowania.
Miałeś okazję zapoznać się z leszczyńskim torem i to dosłownie, bo twój premierowy trening zakończył się upadkiem, a na domiar złego, kontuzją...
Żużel jest trudnym sportem, a ja po prostu miałem pecha. Upadłem już niejako na samym początku sezonu i teraz skupiam się na tym, aby wrócić do formy, którą miałem przed tym zdarzeniem, kiedy to też czułem się komfortowo.
A wiadomo, kiedy można się spodziewać twojego powrotu na tor?
Na tym etapie leczenia nie ma jeszcze daty, ale nie chcę się spieszyć. Chcę wrócić na tor dopiero wtedy, kiedy będę wiedział, że jestem w 100 procentach na to gotowy.
Kiedy wrócisz do jazdy, to będziesz ścigał się w Polsce. A miałeś lub masz jakieś oferty z innych krajów?
Nie, nie miałem żadnych propozycji. Czas pokaże, kiedy wrócę na tor, czy będzie okazja na takową zapracować, ale na razie skupiam się wyłącznie na Polsce.
A jakie były twoje plany związane z sezonem 2022?
Teraz celem jest tak naprawdę to, aby po powrocie na tor, jak najwięcej trenować oraz startować, co pozwoli mi poprawić moje umiejętności oraz doskonalić pracę nad motocyklami.
Czytaj także:
Dziedzictwo Jędrzejaka sekretem Jabłońskiego
Syn Nickiego Pedersena już wygrywa. Pójdzie śladami ojca