Żużel. Po bandzie: Dziedzictwo Jędrzejaka sekretem Jabłońskiego [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Hubert Jabłoński (w kasku białym)
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Hubert Jabłoński (w kasku białym)

- Sobotnia zdobycz Bartka Zmarzlika, czyli Wielka Nagrody Chorwacji, była trzynastym triumfem z rzędu w cyklu Grand Prix, który poszedł na konto Ryszarda Kowalskiego - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Oskar Bober, najszybszy zawodnik sobotniego meczu 2. Ligi Żużlowej pomiędzy Unią Tarnów a Budmax-Stal Polonią Piła, dosiadał, zdaje się, silnika przygotowanego przez lubelskiego tunera Michała Marmuszewskiego.

Z kolei w PGE Ekstralidze coraz więcej pola zdobywa Jacek Rempała. Jednostki napędowe z inicjałami JR dodają prędkości m.in. Chrisowi Holderowi, Jasonowi Doyle'owi czy Jaimonowi Lidseyowi. I dobrze, niech nie każdy sukces rodzi się w Cierpicach pod Toruniem. Choć przed peletonem goniącym logo RK Racing wciąż daleka droga. Otóż sobotnia zdobycz Bartka Zmarzlika, czyli Wielka Nagrody Chorwacji, była trzynastym triumfem z rzędu w cyklu Grand Prix, który poszedł na konto Ryszarda Kowalskiego. Ta passa trwa od jesieni 2020 roku.

ZOBACZ WIDEO Takiej imprezy w polskim żużlu jeszcze nie było. Samolot, Greg Hancock i nietypowy finał

Inna sprawa, że w żużlu nie wszystko złoto, co się świeci. I nie wszystko, co lśni nowością. Jeśli mielibyśmy wskazać najbardziej niespodziewany i najbardziej fenomenalny występ pierwszego periodu rozgrywek PGE Ekstraligi, najpewniej byłby to wystrzał pod Jasną Górą nastoletniego Huberta Jabłońskiego, jednego z cudownych dzieci Romana Jankowskiego. Co mnie w tamtym występie uderzyło? Że ten dzieciak był przeszybki w każdym fragmencie wyścigu - pod taśmą, na dojeździe, a także w polu.

A wiecie, z jakiej jednostki korzystał? Po... Tomku Jędrzejaku. Pozyskanej przez Fogo Unię po śmierci byłego indywidualnego mistrza Polski. Bo dobry leszczyński lotnik i na drzwiach od stodoły pofrunie. O czym Roman Jankowski, miłośnik latania, świetnie wie. Kiedyś nawet zerwał swoim samolocikiem linie energetyczną, pozbawiając okolicznych mieszkańców prądu.

Młodzieżą Fogo Unii zachwyca się w tym roku cała żużlowa Polska, więc ja już przesadnie nie muszę. Choć bez wątpienia jest czym. Jako że w sporcie generacja generacji nierówna, a materiał ludzki jest niezwykle ważny, wielu sądziło, że po wyfrunięciu z gniazda Bartosza Smektały oraz Dominika Kubery nastanie pustka. Ale nie, te dzieci wygrały już Bykom dwie niezwykle prestiżowe bitwy. Mianowicie nie byłoby triumfu pod Jasną Górą, gdyby nie punkty Jabłońskiego i nie byłoby wygranej na Olimpijskim, gdyby nie punkciki Borowiaka.

Na jedną rzecz zwracam uwagę. Mianowicie Tomek Jędrzejak odszedł w 2018 roku. A więc ten silnik po nim, niedościgniony w Częstochowie i też z warsztatu Kowalskiego, jest przynajmniej czteroletni. I w obecnych czasach nie jest to odosobniony przypadek. Takich leciwych jednostek, które jeżdżą z przodu, można się obecnie doszukać więcej.

To nie tak, że w Lesznie mają wszystko, co najdroższe. Bez wątpienia tak to nie wygląda. Wystarczy porównać miejskie subwencje w PGE Ekstralidze, by mieć jasny obraz, że Fogo Unia to jeden z mniej zamożnych klubów najlepszej ligi świata. Co pewnie miało też jakiś wpływ na odejście wspomnianych Smektały i Kubery.

Porównałbym to do sytuacji z innych dyscyplin sportu, takich dość niszowych, jak wioślarstwo czy szermierka. Jest sobie wychowanek. Swój chłopak, skromny, uśmiechnięty i szczęśliwy, że w nagrodę za niezły wynik otrzyma z klubu napój izotoniczny z kawałkiem sernika oraz dobre słowo. Bo ono czasem znaczy najwięcej. Ludzie jednak dojrzewają, a gdy ten wychowanek sięgnie w końcu po duży medal, np. olimpijski, po prawdzie zaczyna być dla swojego macierzystego, niewielkiego i środowiskowego klubu utrapieniem. Bo zaczynają się też wymagania. Chłopak w końcu zauważa, że rówieśnicy gdzie indziej mają się o niebo lepiej. Więc on też chciałby nieco więcej, bo w końcu czuje, że nastało jego pięć minut, tylko nie idzie tego zdyskontować. I wtedy często następują rozstania, zmiany barw klubowych. Pojawiają się też niesnaski, pozostaje żal - czasem na krócej, czasem na dłużej. Życie, normalna kolej rzeczy.

Pewne jest jedno - w Lesznie uprawiają sport, gdzie indziej zdarza się, że bardziej biznes. Wystarczy spojrzeć, jakie mają podejście do rozgrywek U24 Ekstraligi w Lesznie, a jakie we Wrocławiu. Choć byłoby krzywdzące stwierdzenie, że we Wrocławiu nie uprawiają sportu, skoro są akurat drużynowymi mistrzami Polski. Pójdźmy więc na kompromis i ustalmy, że w takich klubach jak Fogo Unia uprawiają sport, a w takich jak Betard Sparta - biznes sportowy.

Betard Sparta może dziś tylko żałować, że Francisa Gustsa oddała do Poznania przed zawieszeniem Rosjan. Bo to chłopak, który winien się już próbować w PGE Ekstralidze. Spójrzcie, jak piekielnie mocną parą młodzieżowców dysponował drugoligowy poznański klub w ostatnim spotkaniu z Bedmet OK Kolejarzem. Gusts zdobył 13 oczek (3,3,3,3,1), a Damian Ratajczak 4+2 (2*,1,1*,0).

Już w piątek spartanie podejmą na Olimpijskim Arged Malesę. Zatem to spotkanie z Jędrzejakiem w tle, okazja do wspominek. W Ostrowie się wychował, we Wrocławiu odniósł sukces. Szkoda, że jego memoriał upadł po pierwszej edycji i dziś już się nie mieści w biznesplanie.

Alfred Smoczyk, też indywidualny mistrz Polski, ma się w Lesznie trochę lepiej.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Kończyli w piątkę, ale zwyciężyli. Popisowa jazda Jakuba Poczty
Ciekawe ściganie w Bydgoszczy. Polska górą przeciwko Reszcie Świata

Źródło artykułu: