Nicki Pedersen ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza świata, zdobyte w sezonach 2003 i 2007-2008. Co ciekawe, Duńczyk nie ukrywa, że wcale nie należał do najbardziej utalentowanych żużlowców swojego pokolenia.
- Nie byłem najlepszym zawodnikiem na świecie, ale chciałem tych tytułów bardziej niż inni. Pracowałem ciężko nad tym. To zadziałało. Popełniałem błędy, ale wyciągałem z nich wnioski. Ojciec mi zawsze powtarzał, że jak trzy razy zrobisz coś źle, to nie bądź lamą i nie popełniaj tego błędu kolejny raz - powiedział Pedersen w "Speedway Chat Show".
43-latek jako przypadek bardzo utalentowanego żużlowca podał z kolei Bartosza Zmarzlika. Jego zdaniem, pod pewnymi względami gorzowianin jest do niego podobny, bo cechuje się ogromną chęcią wygrywania. - To fantastyczny żużlowiec. Obronił tytuł, tak jak przed laty ja czy Tony Rickardsson. Na torze on chce zawsze wygrać. Zrobi wszystko, by tak było. Wykorzysta każdą najmniejszą okazję. O to w tym chodzi - dodał zawodnik ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Drużynowy Puchar Świata czy Speedway of Nations? Reprezentanci Polski komentują
Pedersen zwrócił uwagę na to, że dla Zmarzlika nie ma pozycji przegranych, co często kończy się atakami na pograniczu faulu. Równocześnie w parku maszyn jest on osobą, która bardzo pomaga kolegom z zespołu. - Bartek jest miłą osobą, ale też prawdziwym walczakiem. Nie cierpię zawodników, którzy w parku maszyn szukają przyjaźni, a potem na torze grają nieczysto i szukają okazji do faulu. Bądź sobą, nie musisz tak postępować. Jeśli coś się wydarzy, mamy od tego sędziego - powiedział Pedersen.
- Znam Zmarzlika od czasów juniorskich, gdy startowałem w Stali razem z Gollobem. To zawsze był słodki dzieciak. To wielka postać, od której wiele osób może się uczyć - dodał Pedersen.
Duński żużlowiec odniósł się też do faktu, że od wielu lat nie ma części palców w swojej dłoni. Jak się okazało, to kwestia wypadku sprzed lat, który miał miejsce w warsztacie samochodowym należącym do jego ojca. - Byłem głupi tego dnia! Miałem dwa lata. Warsztat był świeżo otwarty. Obok, w salonie z autami, był Citroen 2CV. Aby go odpalić, musiałem przekręcić przycisk i nacisnąć guzik. To mi się udało. Po chwili wjechałem w busa. Oczywiście, to nie ucięło moich palców - zaczął opowieść Pedersen.
- Po chwili pojawiła się mama i przeniosła mnie do warsztatu. Włożyłem palce do maszyny odpowiedzialnej za zmianę opon. Nie było tam żadnego zabezpieczenia. Po naciśnięciu przycisku trzy haki ucięły mi palce. Nie pamiętam tego, ale mama mi opowiedziała jak to wyglądało. To był rok 1979 - dodał duński żużlowiec.
Być może palce Pedersena udałoby się uratować, gdyby nie pomyłka jego mamy. - W tamtych czasach myślano, że palce muszą pozostać ciepłe, więc włożyła odcięte końcówki do czegoś ciepłego. Dopiero w ambulansie włożono je do lodu - podsumował doświadczony zawodnik.
Czytaj także:
Papa Zmarzlik, konstruktor maszyn
Polityczna wojna w Gorzowie