Żużel. Niels Kristian Iversen: Wywalenie Chomskiego? Ale co to da? Hejt na pewno nie postawi nas na nogi [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu z prawej Iversen.
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu z prawej Iversen.

- Mamy lipiec, pięć kolejek za sobą, a ja czuję, że odjechałem jeden mecz. Po czasie wiem, że w Rybniku było dla mnie za wcześnie. Zapewniam jednak, że z każdym dniem i meczem będę w lepszej formie - mówi Niels Kristian Iversen z Moje Bermudy Stali.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Moje Bermudy Stal znowu przegrała. Tym razem derby z RM Solar Falubazem. A to wszystko po jednostronnym meczu. Pan zdobył 7 punktów i bonus. Szału nie było, ale do zawodnika, który wraca po kontuzji, przykładam trochę inną miarę. Moim zdaniem pojechał pan nieźle…

[b][tag=5615]

Niels Kristian Iversen[/tag], żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów:[/b] Faktycznie, jeśli chodzi o mój indywidualny wynik, to nie czuję się z nim najgorzej. Wiem jednak, że te siedem punktów i bonus to na pewno nie szczyt moich możliwości. Liczę na zdecydowanie więcej, ale mam z tyłu głowy myśl, że przecież dopiero wracam do gry i muszę wykonać jeszcze wiele pracy, żeby było jak kiedyś. Najważniejsze, że czuję się w pełni sprawny i gotowy do działania.

Czyli w Rybniku gotowy pan nie był?

Tamto spotkanie pokazało, że było chyba za wcześnie na powrót po kontuzji. Teraz myślę, że to była zła decyzja, bo nie spędziłem na motocyklu wystarczająco dużo czasu. Z drugiej strony pewnie pan wie, jak jest z nami zawodnikami. Chcemy jechać i pomagać drużynie. A Stali moje punkty były bardzo potrzebne.

Można powiedzieć, że mądry Duńczyk po szkodzie. Czasu nie cofniemy, ale chciałbym jeszcze wrócić do pana wypadku przed startem sezonu i namówić pana na chwilę szczerości. Co tak naprawdę się wtedy stało? Z klubu słyszeliśmy, że to nie była poważna kraksa i w sumie nic panu nie dolega. Tymczasem w Rybniku nie wyglądał pan, jak facet, który zaliczył niegroźny upadek.

Prawda jest taka, że ten wypadek był naprawdę poważny, a kontuzja okazała się gorsza, niż początkowo przypuszczałem. To całe wyjaśnienie. Najgorsze, że wszystko wydarzyło się w fatalnym momencie, bo straciłem czas, który powinien być przeznaczony na rozjeżdżenie po długiej przerwie, którą wszyscy mieliśmy. Poza tym u nas żużlowców pomiędzy gotowością do jazdy a gotowością do jazdy w meczu jest naprawdę cienka granica. Teraz czuję, że jestem już przygotowany także na to drugie. Wykonuję ogrom pracy przy sprzęcie, żeby uczynić go szybszym. No i oczywiście staram się jak najwięcej jeździć. Jestem przekonany, że z każdym kolejnym dniem i meczem będę w lepszej formie.

ZOBACZ WIDEO Prezes Stali: dwa artykuły w regulaminie dają nam zwycięstwo. Nie chcemy jednak licytować się z Włókniarzem

A co dzieje się z Moje Bermudy Stalą Gorzów? Dlaczego drużyna, która była tak dobra na papierze, jest taka słaba na torze?

Mam wrażenie, że całe zło w Stali zaczęło się od mojej kontuzji. Jestem przekonany, że z Iversenem w topowej formie bylibyśmy dziś w zupełnie innym miejscu. Na pewno dałbym wiele temu zespołowi. To oczywiście nie jest jedyne wytłumaczenie, bo wszyscy zawodzimy. Musimy szukać wszystkich sposobów, żeby poprawić nasze położenie. Zapewniam, że to właśnie robimy.

Po meczu w Zielonej Górze słyszałem teorię, że wszystkiemu są winne limitery, bo zawodnicy Stali Gorzów lubili startować z pełnego gazu. Co pan na to?

To naciągana teoria, bo limiterów używają wszyscy, nie tylko Stal Gorzów. Jasne, że pewne rzeczy się zmieniły i musimy się dostosować, ale nie róbmy z tego wymówki, bo na tym samym wózku jadą inne zespoły. Odpowiadam zatem, że na pewno nie przegrywamy przez limitery.

W takim razie szukajmy innych przyczyn.

Jedną z nich są realia, które narzucił nam koronawirus. Trenujemy i testujemy sprzęt tylko na własnym torze, a to daje jeszcze większy atut gospodarzom. Niektórzy żużlowcy nie mają jeszcze najgorzej, bo dochodzi im SEC lub inne imprezy, ale my jeździmy głównie w Gorzowie. Gdyby ten sezon wyglądał standardowo, to mógłbym ścigać się teraz w Szwecji, Danii i Wielkiej Brytanii. A wtedy wiedziałbym więcej, jak reagują moje motocykle na poszczególne tory. Koronawirus sprawił zatem, że żużel stał się bardziej nieprzewidywalny. Z drugiej jednak strony puenta może być podobna jak w przypadku pana pytania o limitery.

No tak, bo przecież pozostałe drużyny jadą na tym samym wózku. Najgorsze, że ten gorzowski wózek jedzie na razie nie w kierunku fazy play-off, ale eWinner 1. Ligi. Pan doskonale wie, jak wygląda życie w takiej drużynie, bo rok temu podobnie było w Get Well Toruń. Niektórzy już wieszczą powtórkę.

To bez sensu. Uważam, że nie można łączyć ze sobą dwóch różnych sezonów. Rok temu było, jak było i nie wracajmy do tego. Byłem jednym z ośmiu zawodników, którzy mieli udział w tym, że spadliśmy. Gorzów to zupełnie inny rozdział. Zapewniam jednak, że rozumiem rozgoryczenie fanów. Czuję to samo co oni, ale w takiej sytuacji nie ma innego rozwiązania, jak wzajemna pomoc. Cała drużyna musi się wspierać, bo tylko w ten sposób możemy uwolnić nasz pełny potencjał. Jestem przekonany, że możemy to jeszcze zrobić. Wtedy zaczniemy wygrywać.

Jak na to wszystko reaguje prezes Grzyb? Sporo zainwestował, chciał silnej Stali, przekonał do tego projektu kibiców. Wydawało się, że macie wszystko, żeby zrobić dobry wynik, a jest tragedia.

Rozmawiam z Markiem na bieżąco i powiem szczerze, że jest w naprawdę trudnym położeniu. Ciąży na nim wielka presja, ale uważam, że zachowuje się tak, jak powinien szef klubu. Jest w tym wszystkim razem z nami i pracuje tak samo ciężko, żebyśmy wyszli na prostą. Bardzo go za to cenię. Uważam, że w całym klubie obraliśmy jedyną słuszną drogę, która w końcu pozwoli na pokonanie kryzysu.

A uważa pan, że prezes ma rację w sprawie meczu z Eltrox Włókniarzem Częstochowa? Jego zdaniem należy zaliczyć wynik.

Oczywiście. Kto jest winny, że ten mecz nie dojechał do końca? Nikt. To bardzo podobna historia do tych, kiedy spotkania żużlowe przerywa deszcz. Jestem jak najbardziej za utrzymaniem wyniku po wyścigach, które udało się odjechać. To jednak tylko moja opinia. Musimy poczekać na ostateczną decyzję.

A widzi pan nadal ogień w oczach trenera Stanisława Chomskiego? Kibice uważają, że już dawno zgasł i na prostą powinien wyprowadzać was ktoś inny.

Na pewno widzę sporo hejtu, który wylał się na naszego trenera. Po części ta frustracja przeniosła się już na mnie. Prawda jest taka, że niektórym to wszystko przychodzi łatwo, bo siedzą w domu w wygodnej sofie, mają pod ręką komputer, internet i obrzucają nas obelgami. Niestety, ci ludzie wiedzą bardzo mało o żużlu. Jak już powiedziałem, rozumiem rozgoryczenie, ale niech mi pan wyjaśni, co da nam teraz wywalenie trenera? Przecież to nie on siedzi na motocyklu. Tak samo nie pomogą nam te wszystkie komentarze. Zapewniam, że nie postawią nas na nogi. Nie sprawią również, że nasze motocykle odzyskają szybkość. Na szczęście w ten sposób zachowuje się tylko garstka ludzi. Znam doskonale gorzowskie środowisko i wiem, że w mieście jest bardzo liczna grupa kibiców, którzy będą stać za nami murem. Nawet w tych trudnych czasach.

A jak żyje się panu w Polsce? Niektórzy zawodnicy mocno narzekają nie tylko na obcięte kontrakty, ale także tęsknią za rodzinami.

Dla mnie życie w Polsce nie stanowi żadnego problemu. Jestem tutaj razem z rodziną i niczego nam nie brakuje. Zupełnie inna sprawa to jazda w jednej lidze. O tym już panu opowiadałem wcześniej. Zawodnicy są różni i różnie odczuwają mniejszą dawkę startów.

A jak jest u pana? Wydaje mi się, że zawsze był pan żużlowcem, który lubił mieć napięty grafik.

Zgadza się. A teraz jestem jeszcze po kontuzji, więc byłoby to tym bardziej wskazane. Gdybym jeździł trzy, cztery razy w tygodniu, to szybciej wróciłbym do strefy komfortu. Nie ma jednak sensu dłużej narzekać. Trzeba trenować. Na dziś mógłbym to wszystko podsumować tak, że mamy połowę lipca, pięć kolejek za sobą, a ja jechałem tak naprawdę tylko w jednym meczu. Tym niedzielnym z Falubazem.

Zobacz także:
Komarnicki: Drugim Apatorem nie będziemy
Zimny prysznic dla Włókniarza

Źródło artykułu: