- Obiły mi się o uszy te komentarze i i było mi bardzo przykro. Dziwię się, że w ogóle przyszły komuś do głowy podobne pomysły. W żadnej chwili, ani przez ułamek sekundy nie myślałem o tym, żeby się specjalnie kłaść - odpierał zarzuty w magazynie PGE Ekstraligi na stacji Eleven Paweł Przedpełski.
Sporo osób nie chce dać wiary słowom Przedpełskiego z prostego powodu. Żużlowiec obalił się w kluczowym momencie spotkania.
Pod koniec trzynastego wyścigu, na wejściu w łuk trzeciego okrążenia, kiedy na czele stawki znajdowała się para gości, czwarty Przedpełski zapuścił się pod bandę, tam nadział się na solidną porcję szprycy od jadących przed nim zawodników. Reprezentant gospodarzy stracił równowagę i zapoznał się z nawierzchnią.
ZOBACZ WIDEO Prezes Stali: dwa artykuły w regulaminie dają nam zwycięstwo. Nie chcemy jednak licytować się z Włókniarzem
- To był mój błąd. Wjechałem w nasypane. W Częstochowie padało dwa dni, pod bandą nagromadziło się pod koniec zawodów mnóstwo materiału. Motocykl zaczął mnie wciągać, a w takich sytuacjach płot zbliża się bardzo szybko - tłumaczył.
Gdyby wyścig tak dojechał do mety byłoby praktycznie posprzątane. Eltrox Włókniarz musiałby wygrać dwa ostanie biegi podwójnie, aby uratować meczowy remis z Motorem Lublin. W powtórce już bez Przedpełskiego, wnioski wyciągnął Leon Madsen, pokonał Mikkela Michelsena oraz Mateja Zagara i nadzieje na zwycięstwo chwilowo odżyły.
W międzyczasie wokół wypadku narosło mnóstwo hipotez i kontrowersji. Co człowiek, to opinia. Niektórzy podnosili głosy, że Przedpełskiemu oprócz wykluczenia należała się czerwona kartka, ponieważ jeszcze na wejściu w łuk 25-latek ujął gazu, podczas gdy zawodnicy właśnie wtedy najmocniej operują manetką.
- W telewizji wszystko wygląda super. Jedziemy optycznie wolniej. Gwarantuję jednak, że nikt nie życzyłby sobie przy prawie stu kilometrach na godzinę uderzyć w płot. Gdybym chciał przyaktorzyć, zamarkowałbym defekt, usiadł na tyłek, a nie narażał swoje kości - wyjaśniał.
Przedpełski zapewnił, że poza potłuczoną klatką piersiową nie doznał większych obrażeń. - Niefortunnie uderzyłem się w mostek. Trochę mnie przytkało. Najgorzej było zaraz po zawodach i w nocy. Kiepsko mi się spało. Na szczęście z każdą godziną jest coraz lepiej - zakończył rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE: Cieślak: Dawno nie widziałem tak zdenerwowanego zawodnika jak Doyle
CZYTAJ TAKŻE: Jamróg kupił sobie spokój za sześć tysięcy euro