Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Włókniarz po dwóch kolejkach ma dwa punkty. Jesteście w klubie usatysfakcjonowani?
Michał Świącik, prezes forBET Włókniarza Częstochowa: Najlepiej byłoby mieć cztery punkty, ale to jest sport. Nie udało nam się z Grudziądza wywieźć cennych punktów do tabeli. Na pocieszenie zostaje nam to, że przegraliśmy niewysoko.
Czy zdaniem pana, zarządu, ale też sztabu szkoleniowego zespół pokazał już swoją pełną siłę?
Uważam, że pojechaliśmy na 50 procent swoich możliwości. Chłopaki na pewno się rozkręcą. To nie jest ten Włókniarz, który będzie w trakcie sezonu. Przegraliśmy w Grudziądzu czterema punktami, ale trzeba powiedzieć wprost, że właściwie jechaliśmy dwoma zawodnikami.
Ma pan na myśli tych, którzy nigdy nie zawodzą, czyli Leona Madsena i Fredrika Lindgrena. Szarpał też Paweł Przedpełski. A reszta?
Na pewno Paweł Przedpełski miał przebłysk swojej dobrej jazdy. Natomiast z mojej strony trudno jest mieć uwagi. To jest początek sezonu. Ciężko mi oceniać zawodników za mecz w Grudziądzu, bo warunki rozgrywania tego spotkania były anormalne. Temperatura w granicach zera stopni powodowała to, że zawodnikom nawet trudno było się komunikować, gdyż każdy po zjeździe z toru biegł w stronę farelki, aby ogrzać skostniałe ręce. Gospodarze mają ten handicap, że mogą pojechać na pamięć, swoimi ścieżkami. Goście muszą tor rozgryźć, a te warunki pogodowe sprawiły, że trudno było normalnie funkcjonować. To były arktyczne zawody, dlatego trudno mi powiedzieć, co nie zagrało w Grudziądzu.
Na pewno na swoim poziomie w ogóle nie pojechali juniorzy. W przypadku Adriana Miedzińskiego, szuka on odpowiednich ustawień sprzętu. W zeszłym roku było podobnie i już w trzecim meczu Adrian odpalił i pokazał klasę w Zielonej Górze. Tak jak powiedziałem, uważam, że zespół pojechał na 50 procent.
ZOBACZ WIDEO Bez Łaguty też można wygrać! Zobacz skrót meczu MRGARDEN GKM Grudziądz - forBET Włókniarz Częstochowa
Jednak drużyna z Grudziądza jechała w takich samych warunkach. Uważa pan, że mieli łatwiej, bo byli gospodarzami?
Oczywiście, że tak. Miejscowi zawsze mają łatwiej, bo znają swój tor. Przeciwnik musi podpatrywać, szukać ścieżek. Naszym zawodnikom w takich warunkach było ciężko znaleźć odpowiednie ścieżki na owalu, który jak nigdy został przygotowany tak, że umożliwiał ściganie. Przepływ informacji między zawodnikami był utrudniony, bo każdy z nich skupiał się głównie na tym, aby utrzymywać rozgrzanie organizmu.
Wspomniał pan o Adrianie Miedzińskim, a ja dopytam: co się dzieje? To są tylko kwestie sprzętowe? Bo w tej chwili z polskich seniorów gorsze średnie od Adriana mają tylko Krzysztof Kasprzak i Norbert Kościuch.
Ująłbym to w ten sposób: Adrian to jeden z lepszych Polaków w PGE Ekstralidze, ale ma za sobą jeden z najsłabszych dwóch meczów na starcie sezonu. To bardzo pozytywny chłopak i wierzę w to, że odpali. Mam nadzieję, że stanie się to już w najbliższym spotkaniu.
W przypadku Mateja Zagara bardzo optymistycznie wyglądały treningi i sparingi, natomiast w obu dotychczasowych spotkaniach nie przekonał. Z czego to wynika?
Każdy może sprawdzić, jak wyglądały starty Mateja na grudziądzkim torze...
No tak, jednak te tłumaczenia są ciągle takie same, a to jest przecież zawodnik z Grand Prix.
Dokładnie, startuje on w cyklu wyłaniającym mistrza świata, mało tego, w zeszłym sezonie potrafił pojechać kilka dobrych wyścigów w Grudziądzu, dlatego liczyliśmy, że jego zdobycz będzie większa. Matej próbował gonić, starał się znaleźć swoje miejsce na torze do wyprzedzania, ale nie pozwalali na to przeciwnicy. Jego jazda nie wyglądała źle, ale punktów nie przywoził. Sam Matej musi mocno popracować. Przy zaspanym starcie trzeba pamiętać, że na jednym torze łatwiej o wyprzedzanie, a na drugim ciężej. W Grudziądzu wyprzedzanie było możliwe, ale ten tor ma inną geometrię od owali w Częstochowie, Lesznie czy Toruniu, bo łuki są bardziej wąskie. Tam jednak przy wyjściu z wirażu czasami brakuje miejsca, by wyjechać zza pleców przeciwnika. Myślę jednak, że nie ma się co denerwować meczem w Grudziądzu. Jest takie powiedzenie: "pierwsze śliwki robaczywki". Na pewno będzie lepiej.
Czytaj także: Zagar zawalił mecz w Grudziądzu
Tylko ten niedosyt wśród kibiców Włókniarza rodzi się stąd, że GKM jechał bez Artioma Łaguty. Wyobraża pan sobie teraz częstochowską drużynę bez np. Leona Madsena?
Łagutę pięknie zastąpili jego koledzy w ramach zastępstwa zawodnika. W mojej ocenie poradzili sobie bardzo ładnie. Rozumiem rozgoryczenie kibiców, ale, jak już wspomniałem, dwoma zawodnikami nie byliśmy w stanie wygrać tych zawodów. Oczywiście, fizycznie dysponowaliśmy pełnym składem, ale ich dyspozycja sportowa sprawiła, że rywalizowało dwóch i pół zawodnika.
Wróćmy do inauguracji z truly.work Stalą Gorzów. Nawet pan na Facebooku przyznał, że częstochowski tor się panu nie podobał. Po zawodach mówiono, że wpływ miała późna godzina, niższa temperatura i fakt, że mamy początek wiosny, w związku z czym nawierzchnia jeszcze oddaje wodę po zimie. Trener Cieślak i toromistrz mieli być zaskoczeni, że tor tak się zachował. Natomiast po tych zawodach rozmawiałem z Pawłem Przedpełskim i on stwierdził, że owal był taki jak na treningach. O co więc chodzi?
Być może chodziło mu o to, że tor przed zawodami był rzeczywiście zrobiony tak, jak na treningach. Jednak po godzinie się zmienił. Nigdy wcześniej na wiosnę w Częstochowie, i chyba w ogóle w Polsce, zawody nie były rozpoczynane o godzinie 20:30. Tor dziwnie się zachował, bo zamiast odprowadzić wodę, która była w niego wlewana zgodnie m.in. z zaleceniami komisarza, przez godzinę i temperaturę zabrakło nie tylko jej odprowadzenia, ale też nawierzchnia zaczęła tę wilgoć przyjmować. Ktoś teraz może spytać, dlaczego w Grudziądzu tor był do ścigania, mimo że temperatura była niższa. Stało się tak dlatego, że przed meczem owal był mocno ubijany, więc wilgoć się nie przedostała, bo nawierzchnia była zbita.
U nas natomiast tor się rozpulchnił. Zrobiła się taka lekko wilgotna, sypka kopa. Szpryca spod kół była bardzo ciężka. Nikt się tego nie spodziewał, łącznie z trenerami obu drużyn. Być może po pierwszej kolejce wyciągnięto wnioski. Z moich informacji wynika, że już na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem meczu, komisarz w Grudziądzu zezwolił na ubijanie toru. Efekt był taki, że nawierzchnia nadawała się do ścigania.
Rozmawiałem też z Michałem Finfą. Powiedział, że w przypadku przygotowania toru musicie wyciągnąć wnioski. Zrobiliście już to?
Oczywiście, że tak. Mamy też nadzieję, że pogoda będzie bardziej wiosenna niż zimowa i pozwolimy oglądać w Częstochowie to, do czego przyzwyczailiśmy kibiców, czyli piękne ściganie.
Na tym fanom najbardziej zależy i chyba też drużyna Włókniarza lepiej się czuje na takim torze.
Zdecydowanie, dużo lepiej. Mamy jeden z najlepszych torów do ścigania na świecie i musimy to wykorzystywać.
Zwłaszcza, gdy trybuny są wypełnione po brzegi i oczekują wielkiego widowiska. Oglądając takie zawody jak ze Stalą publiczność może się zrazić.
Ale nie było w tym żadnej celowości. Też nie jesteśmy zadowoleni z tego, co się stało z torem. Naprawdę jednak nie wynikło to przez prace torowe, polecenia komisarza czy kogokolwiek. Wiemy na przyszłość, że przy takich temperaturach i porze rozgrywania meczu trzeba będzie ubijać nawierzchnię. Nie możemy więcej dopuścić do tego, by wyglądało to tak jak na inaugurację.
Wasz kolejny rywal to Speed Car Motor Lublin. Drużyna skazywana na pożarcie, która tymczasem pokazuje, że nie będą chłopcami do bicia.
Widać, że walczą, chcą wygrywać, jednak w sporcie każdy chce zwyciężać. W Grudziądzu nie pojechaliśmy optymalnie, były duże braki. Liczę na to, że teraz każdy z naszych zawodników pokaże swoje prawdziwe możliwości w meczu przeciwko Motorowi. W pierwszych dwóch kolejkach zespół z Lublina pokazał rogi, bo to w końcu Koziołki. To jest piękne w żużlu. Ci, którzy jeszcze przed sezonem skreślili Motor muszą zweryfikować swoje myślenie. Ta drużyna ambitnie walczy. Przypominają mi trochę nas z 2017 roku, kiedy to też skazywano nas na spadek. Pokazaliśmy jednak, że potrafimy walczyć i obroniliśmy wtedy PGE Ekstraligę.
Nie zlekceważycie ich?
Absolutnie! Przygotujemy się solidnie.