Syn Sławomira Drabika nie zdołał wygrać indywidualnie żadnego wyścigu. Młodzieżowiec jednak nie załamuje rąk i stara się z optymizmem spoglądać w przyszłość. Już w najbliższą niedzielę wrocławianie staną przed szansą na zdobycie pierwszych punktów. Na Stadionie Olimpijskim podejmą drużynę Stelmet Falubazu Zielona Góra.
- Ogólnie poszukaliśmy adekwatnych na ten tor przełożeń. Staraliśmy się z moim teamem jak mogliśmy - powiedział zaraz po meczu z Fogo Unią Maksym Drabik. - Myślę, że nie powinniśmy cofać się w przeszłość i nie skupiajmy się na samych negatywach. Trzeba znaleźć również jakieś pozytywy i wciągnąć odpowiednie wnioski, by nie powielać tych błędów, które miały miejsce tutaj. Koncentrujemy się już na przyszłości, przed nami sporo meczów - zapowiedział wicemistrz świata juniorów.
Czytaj także: Zera Kołodzieja mogą martwić. Żużlowiec wskazuje przyczynę gorszej dyspozycji
Wiele kontrowersji wzbudził drugi wyścig, w którym zmierzyli się młodzieżowcy obu drużyn. W rozpędzającego się po zewnętrznej Drabika uderzył Dominik Kubera. Atak ten na tyle wybił z rytmu młodego wrocławianina, że ten spadł na ostatnią pozycję. Co więcej, ucierpiał również motocykl żużlowca.
ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?
- Myślę, że komentarz jest zbędny. Przednie koło mojego motocykla zostało zniszczone. Jechałem bez kilku szprych. Dalsza jazda nie była możliwa. Trzymałem swoją linię, jechałem swoim torem, a zawodnik, jadący po wewnętrznej, wysuwał się w moim kierunku. Nie miałem perspektyw na uniknięcie tego zdarzenia. Nie uważam, żebym popełnił jakikolwiek błąd - stwierdził Drabik.
Żużlowiec Betard Sparty podkreślał, że nie jest zawodnikiem, który ryzykuje zdrowie, by wymóc przerwanie wyścigu. - Jest to nie fair, że musimy, brzydko mówiąc "wpaść w poduchy" lub upaść na tor, żeby wyścig został przerwany - przyznał podopieczny Dariusza Śledzia.