"Szprycą w twarz" to cykl felietonów Bartłomieja Ruty, dziennikarza WP SportoweFakty.
***
Można narzekać, że tu czy tam było mniej ścigania niż ostatnio. Można psioczyć, że gdzieś były jakieś organizacyjne niedociągnięcia. PGE Ekstraliga dała nam wszystkim w pierwszej kolejce taką dawkę pozytywnych emocji, że wszystkie złe rzeczy schodzą na dalszy plan. To tak, jak pierwsza randka z nieznajomą. Jesteśmy zauroczeni, w brzuchu skaczą motyle, a to, co złe pojawia się dopiero długo potem.
W piątek na trybunach zasiadło sporo widzów i po co było psioczyć całą zimę na organizowanie ligi właśnie w ten dzień? Ze swojej perspektywy wolę piątek niż niedzielę. Wtedy weekend pozostaje dla rodziny, albo innych przyjemności. Piątek jest optymalny również z punktu widzenia wyjścia na mecz z kolegami. Po meczu spokojnie można pójść na piwo, nie przejmując się faktem, że na drugi dzień rano trzeba wstać do pracy.
Frekwencja dopisała również w niedzielę. Wyniki są fantastyczne tak mocno, że sami Brytyjczycy dziwią się, co my takiego w Polsce robimy, że tak to wygląda? Odpowiedź jest banalnie prosta. Żużel w naszym kraju nie ma konkurencji, bo żadna dyscyplina nie prezentuje u nas tak wysokiego poziomu światowego.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Widzę Włókniarza w finale PGE Ekstraligi
O to dbają takie asy jak Nicki Pedersen. Duńczyk w swoim meczu był bezkonkurencyjny. Pokazał w Zielonej Górze, że ci, którzy postawili na nim już krzyżyk, są w ogromnym błędzie. Takiego Pedersena aż chciało się oglądać. W ogóle to był piątek Duńczyków.
Po kapitalnym występie Pedersena sprawy w swoje ręce wzięli Leon Madsen i Anders Thomsen. I jeden i drugi pokazali fantastyczne ściganie. Ten pierwszy już w inauguracyjnym wyścigu mijał po zewnętrznej rywali, niczym Bugatti Veyron połykał inne super-samochody wkrótce po swojej premierze. Thomsen z kolei jest objawieniem, bo niewielu na niego stawiało. Romantyczna historia zawodnika, który miał być zapchajdziurą, a stał się w jeden wieczór gwiazdą. Teraz te aspiracje musi potwierdzić.
- My tak tylko potwierdzamy, że po trzecie mistrzostwo zmierzamy - zdaje się, że chcieli powiedzieć żużlowcy Fogo Unii w pierwszym z niedzielnych spotkań. Oni aspiracje potwierdzili bardzo szybko. Betard Sparta została rozszarpana jak kawał mięsa rzucony dwóm lwom, które tygodniami pościły. Nie ma znaczenia końcowy wynik. Gdyby Leszno przejechało 15 wyścigów na motocyklach numer jeden i 60:30 mogłoby widnieć na tablicy. Ważna była pewna wygrana i punkty do tabeli.
Zobacz także: Nie skreślam Motoru.
Romantycznie było też na zakończenie kolejki w Lublinie. Speed Car Motor odrobił straty i wygrał pierwszy mecz w PGE Ekstralidze. W zasadzie na torze byli żużlowcy, których z papieru można by przypisać do walki o play-off na zapleczu. Tu jednak zadziałała magia i Miesiąc z Lampartem dokonywali na torze cudów. Pysznie się to oglądało.
Można się pastwić, że Sparta wyglądała tragicznie na torze w Lesznie. Można dorzucić do ognia GKM Grudziądz, którego żużlowcy zachowali się jak rozpuszczone nastolatki podczas wycieczki klasowej. Tylko po co? Wróciła PGE Ekstraliga. Najlepsza żużlowa liga świata i to wróciła mocnym przytupem! Jeśli ktoś był w ten weekend pierwszy raz na speedwayu, na pewno zakochał się od pierwszego wejrzenia.
Thomsen pod rękę z Lampartami, Miesiącem i Trofimowem wywalili drzwi z buta,Niesamowite jest to przywiązanie do nazwisk i wiara w twierdzenie
"W ekstralidze mogą jeździć dobrze Ci co już jeździli w ekstralidze" Super pierwsza kolejka, mecz w Lublinie działa jak dobra terapia wychodzisz szczęśliwy na cały tydzień, polecam każdemu Czytaj całość