Tragiczna śmierć Polaka. Uderzył prosto w betonowe schody

YouTube / raniszewski.com.pl / Na zdjęciu: moment upadku Zbigniewa Raniszewskiego
YouTube / raniszewski.com.pl / Na zdjęciu: moment upadku Zbigniewa Raniszewskiego

W 1956 roku w tragicznych okolicznościach zginął Zbigniew Raniszewski. Polski żużlowiec stracił życie podczas meczu z reprezentacją Austrii. Uderzył w betonowe schody. Prawdę o jego śmierci zatajano przez lata.

W tym artykule dowiesz się o:

Dziś kwestie bezpieczeństwa w żużlu są niezwykle ważne, ale nie zawsze tak było. Dawni bohaterowie rywalizowali w warunkach, o których obecnie nikomu nawet by się nie śniło.

Tak było 21 kwietnia 1956 roku w Wiedniu, gdzie rozgrywano mecz towarzyski pomiędzy Polską a Austrią. Biało-Czerwoni jednak nie spieszyli się z udziałem w zawodach. Mimo że stan nawierzchni można było uznać za zadowalający, infrastruktura uniemożliwiała już bezpieczne ściganie.

ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski

Banda otaczająca łuki toru wykonana była z betonu. Co więcej, żużlowcy musieli uważać na betonowe schody, które pozostały niezabezpieczone. W takich warunkach łatwo było o tragedię.

Nasi reprezentanci apelowali, by obłożyć je belami słomy. Organizatorzy pozostawali zaś nieugięci, lekceważąc protesty Polaków. Wypełniony po brzegi "Prater" łaknął widowiska. Ostatecznie otrzymał krwawe igrzyska, w których śmierć poniósł Zbigniew Raniszewski. Piętnasty wyścig meczu towarzyskiego stał się ostatnim w jego życiu, które zakończyło się w wieku raptem 29 lat.

Podczas tego wyścigu żużlowiec Gwardii Bydgoszcz toczył zażartą walkę, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli. Wychowanek TKM Toruń stracił panowanie nad motocyklem i z pełnym impetem, skulony, uderzył we wcześniej wspomniane betonowe schody. Poniósł śmierć na miejscu. Tuż przed wypadkiem zdążył jedynie schować głowę za kierownicą. Nie miał szans.

Prawda zatajana przez lata

Prawda ujrzała światło dzienne dopiero wiele lat później. Organizatorzy skrupulatnie dbali o to, aby szokujące kulisy tragedii nie ujrzały światła dziennego. Nie chcieli przyznać się do błędu. Rodzinę Raniszewskiego okłamywano. Zeznania były niejasne. Świadków zastraszano. Nikt nie miał odwagi stanąć do walki z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.

Ostatecznie, po wielu latach, a konkretnie w 2011 roku, w sieci odnaleziono filmik przedstawiający mrożący krew w żyłach wypadek. Na trop wpadł wnuk tragicznie zmarłego zawodnika. W internecie utworzono specjalną stronę "raniszewski.com.pl", na której można znaleźć szereg zeznań. Uczestnicy wydarzenia odważyli się mówić. W sprawie nastąpił przełom.

- Całą sytuację widziałem z parkingu, gdzie już było nerwowo po wcześniejszym upadku Andrzeja Krzesińskiego. Doszło do kontaktu między Raniszewskim i przeciwnikiem jadącym przed nim. Zbyszek po zetknięciu się z rywalem nie był w stanie zamknąć gazu. Odprostowało go, przymusowo stracił rytm jazdy, a potem doszło do kolizji z Sidlo. Następnie skulony Polak z całym impetem uderzył w betonowe schody. Obraz był wstrząsający. O wszystkim decydowały ułamki sekund i skończyło się, tak jak się skończyło. Nie było szans, aby się uchronić przed uderzeniem w beton, gdyż w tym miejscu nie było żadnej bandy - wyjawił po latach Włodzimierz Szwendrowski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

To jednak nie koniec skandali. Rodzina Raniszewskiego odnalazła trumnę z jego ciałem tydzień po chwili fatalnych wydarzeń w... Czechach, na bocznicy. Wysłano ją wagonem towarowym do Polski, lecz wkrótce uznano za zaginioną. Najbliżsi zdradzali, że na pogrzebie nie dało się dostrzec żadnego śladu wypadku na ciele ofiary, które według doniesień krewnych "wyglądało jak z wosku".

- Pamiętam doskonale tamten wyścig. Przed jego rozpoczęciem Zbyszek poprosił, abyśmy zamienili się torami. Zgodziłem się. Wystartowałem jako pierwszy i cały wypadek zarejestrowałem kąta oka. Dojechałem jeszcze do następnego wirażu i zatrzymałem się. Wiedziałem, że stało się coś strasznego. Do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego pochylił głowę i uderzył w beton, a nie próbował podnieść motocykla i nim zamortyzować uderzenie. Może wtedy żyłby? Po tym wszystkim czułem się okropnie - zdradził Florian Kapała w książce "Asy Żużlowych Torów".

Groźby i brak odpowiedzialności

Taki scenariusz w żaden sposób nie zgadzał się z relacją trenera reprezentacji Polaków, Alfreda Fredenheima, który przedstawił śledczym inną wersję. Według jego zeznań na miejscu zdarzenia znajdowały się bele słomy prasowanej. - Na optykę, jak oglądaliśmy tor w przeddzień wypadku, ta ułożona ilość bel słomy wydawała się względnie wystarczająca - wspominał szkoleniowiec.

Organizator dodał, iż - Po wypadku na torze miało znajdować się sporo słomy porozrywanej po uderzeniu przez polskiego żużlowca.

Wciąż nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za tragiczne wydarzenia z 1956 roku. Rodzina nie otrzymała pieniędzy z ubezpieczenia. Walczący o sprawiedliwość prezydent Leszna, Łukasz Borowiak, miał nawet otrzymywać niepokojące telefony z zastrzeżonych numerów, by nie zajmować się sprawą. 24 lutego 2024 minęło 97 lat od chwili narodzin Raniszewskiego.

Jego największym sukcesem w karierze było zdobycie Drużynowego Mistrzostwa Polski w 1955 roku w barwach Gwardii Bydgoszcz. Ponadto dwukrotnie wywalczył brązowy medal IMP (1951, 1955).

Komentarze (1)
avatar
Sokhar
1 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I tak co roku ten sam artykuł 24 lutego... 
Zgłoś nielegalne treści