Na żużlu naprawdę da się zarobić (tak minął mi rok)

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Nicklas Porsing w barwach Stali Rzeszów.
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Nicklas Porsing w barwach Stali Rzeszów.

31 procent zysku od obrotu. Taki był mój bilans bukmacherski po ostatnim "żużelu" w sezonie. Kluczem do sukcesu jest dobra znajomość danej dyscypliny i chłodna głowa. Za największy skandal uważam rozgardiasz w PGE Ekstralidze po wpadce dopingowej.

Moje serce zabiło mocniej. Dzieje się tak za każdym razem, kiedy moje bukmacherskie kupony są w grze. Co niedzielę stawiam zakład na dwa, czasem trzy zdarzenia i z niecierpliwością czekam do wieczora. To fajna zabawa, która przynosi mi spore korzyści, choć jest dość stresująca. Tym bardziej, że całą swą uwagę skupiam wyłącznie na żużlu. Nie gram innych sportów. Poza feralnym czerwcem, w pozostałych miesiącach notowałem dodatni bilans. Cały sezon zakończyłem z zyskiem 31 procent od obrotu, co jest przyzwoitym rezultatem.

Serce szczególnie mocno zabiło podczas Grand Prix w Gorzowie. Siedziałem w loży prasowej obok Dariusza Ostafińskiego i przeżywałem niesamowitą huśtawkę nastrojów. Tego dnia wyjątkowo straciłem nad sobą kontrolę i załadowałem kupon na 8 zdarzeń, za stawkę którą gram co tydzień. A to oznaczało, że ewentualna wygrana dałaby mi zysk 60-krotnie wyższy niż wkład. Starczyłoby na nowe auto.

Po fazie zasadniczej wszystko się zgadzało. Niestety, obstawiłem wyższe miejsce Doyle'a kosztem Woffindena. Obaj stanęli pod taśmą w wyścigu finałowym. Wciąż w pamięci miałem świetną jazdę Doyle'a w Gorzowie z meczu ligowego i czułem, że zaraz eksploduję z radości, stając się najszczęśliwszym człowiekiem na Jancarzu.

Liczyłem, że szybki z czwartego pola Bartosz Zmarzlik zamknie na dojeździe do pierwszego łuku Woffindena, przez co Brytyjczyk zostanie w tyle. Stało się zupełnie odwrotnie. Zmarzlik zdefektował już na starcie, a Dudek jadący z drugiego pola zamknął przy krawężniku Australijczyka, robiąc sporo miejsca Woffindenowi. No trudno. Ta historia tylko potwierdza, że nie warto stawiać "tasiemców". Końcówka sezonu była bardzo owocna, choć nawet ona nie zasiliła mojego konta w taki sposób, jakie mógłbym mieć tego sierpniowego wieczoru. 

Mój bohater sezonu. 
Jest ich dwóch. Pierwszy to Patryk Dudek. Przed sezonem nie dawałem mu praktycznie żadnych szans na zwojowanie cyklu Grand Prix. Byłem zdania, że brak objeżdżenia na krótkich, jednodniowych torach, przekreśli jego szanse na dobre miejsce w klasyfikacji generalnej. Myliłem się. Dudek wygrał wprawdzie dopiero w Toruniu, ale we wcześniejszych turniejach prezentował się niezwykle solidnie, co zaowocowało tytułem wicemistrza świata. Strach pomyśleć co będzie za rok. Parafrazując Jacka Frątczaka, doświadczenie Dudka powinno być teraz wartością dodaną.

Drugi bohater to Maciej Janowski. Strasznie go cenię i pałam do niego sympatią. Nie wiem czemu, ale wszyscy bukmacherzy ustawiali go przed sezonem na samym końcu kolejki do tytułu. Bardzo się temu dziwiłem. Z drugiej strony należy pamiętać, że tegoroczna stawka cyklu Grand Prix przynajmniej na papierze była najsilniejsza w historii. Janowski zakończył cały sezon na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej, wygrywając po drodze dwa turnieje; w Horsens i Cardiff. Przez chwilę był nawet liderem cyklu, a gdyby nie zawalił końcówki sezonu, to cieszyłby się z medalu mistrzostw świata. Wielkie WOW.

Słówko jeszcze o lokalnych bohaterach. Wiktor Lampart. To talent czystej krwi, a ja powiem nawet więcej, talent tysiąclecia rzeszowskiej ziemi. Jeśli tylko nie popełni błędów starszego brata, to kiedyś i Rzeszów będzie miał swojego Bartosza Zmarzlika. No i Ireneusz Nawrocki. Człowiek, który spłacił horrendalny dług swojego poprzednika. To dla mnie prawdziwy bohater. Bez Nawrockiego dziś w Rzeszowie nie byłoby sportu żużlowego.

Akcja roku. Nie przypominam sobie nic szczególnego. Być może dlatego, że choć w redakcji uchodzę za gorliwego liberała, to dla mnie przywiązanie do barw klubowych jest niezwykle istotne. A teraz, zawodnicy zmieniają kluby jak rękawiczki. Poza kilkoma żużlowcami, polska liga stała się trochę cyrkiem, w której nie ma tożsamości na linii kibice-zawodnicy, a to sprawia że poszczególne akcje nie są już rozpamiętywane przez długie, zimowe wieczory. W Grand Prix mieliśmy natomiast mnóstwo dobrego ścigania. Poza rundą w Teterow, z każdego innego turnieju moglibyśmy wybrać jakąś perełkę. W pamięci szczególnie zapadła mi szarża Bartosza Zmarzlika z Malilli. Władysław Komarnicki mówił, że popłakał się wtedy ze wzruszenia. Ja też byłem w sporym szoku.

Skandal roku. Co roku jest tego masa. Do dziwnych decyzji sędziowskich już przywykłem. Podobnie jak do różnych ludzi z otoczenia pod wpływem alkoholu, czy na środkach dopingujących. Afera korupcyjna też jakoś szczególnie mnie nie poruszyła. O podobnych zagrywkach słyszałem już dużo wcześniej. To co zraziło mnie najbardziej, to za przeproszeniem rozgardiasz w PGE Ekstralidze po tym, jak przyłapano na dopingu Grigorija Łagutę.

Rozgrywki zostały wręcz rozwalone w połowie sezonu. Lubię tabelki i statystyki, ale nawet ja przestałem się łapać w obliczeniach, kiedy sondowałem kto na kogo trafi w play-offach, a kto spadnie do Nice 1.LŻ. To był ogromny chaos, którego nie chciałbym już więcej oglądać. Nie jestem ekspertem od środków dopingujących ani prawnikiem. Niemniej, dla mnie sprawa jest prosta. Tym bardziej, że jestem przekonany, że o dopingu w żużlu usłyszymy jeszcze wielokrotnie.

Moje skromne zdanie. Żużlowiec na dopingu? Natychmiast zawieszony, a "oczka" które zdobył dla drużyny zachowujemy. Sankcją niech będzie ujemne saldo na początku nowego sezonu, adekwatne albo delikatnie wyższe do korzyści uzyskanych przez drużynę z jazdą danego zawodnika na dopingu. Darujmy sobie tę całą epopeję o policzalności dyscypliny, domniemaniu niewinności, jałowej dyskusji i szeregu bzdetów. Prewencyjne zawieszenie, a przy uprawomocnionym orzeczeniu - odebranie punktów drużynie na początku nowego sezonu. Nie weryfikujmy meczów przy zielonym stoliku, bo to źle wygląda i strasznie psuje wizerunek ligi.

Liczba roku - 15. Tyle wynosił kurs u polskich bukmacherów na zwycięstwo Motoru Lublin w Rzeszowie. Nie wiem czy ktoś oprócz mnie, skorzystał z tej oferty. Jeśli tak to gratuluję. Na żużlu naprawdę da się sporo zarobić. Wyeliminujcie tasiemce, zacznijcie grać tylko to na czym się znacie i nie bójcie się ryzykować.

Cytat roku. Wygrywa złotousty Władysław Gollob. Jest bezkompromisowy, szczery i odważny w swoich tezach, a to dobrze się klika. W tym roku prezes Polonii Bydgoszcz stwierdził m.in. że ma w swojej drużynie juniorów niedobitków, którzy nie są materiałem zawodniczym. Robiłem z nim ten wywiad osobiście i miałem poważne problemy, bo prezes Gollob cały czas mi gdzieś uciekał. Odpowiadał jednak tak trafnie i celnie, że w żadnym stopniu nie dało się go zagiąć. Podczas tej rozmowy dowiedziałem się też, że żużel jest krótkim sportem, a kto nie wygrywa wyścigu działa na szkodę drużyny. Niby banał, ale z ust Władysława Golloba brzmi to niezwykle poważnie i mądrze.

Z tego tekstu byłem szczególnie dumny. Nie należę do dziennikarzy, którzy zakładaliby spółdzielnie w środowisku. Jestem zdania, że kibic chce dostać materiał: rzetelny, ciekawy i nie obarczony stronniczością, a ja właśnie od tego jestem. Najwięcej problemów sprawiło mi napisanie rozliczenia dotychczasowych władz Stali Rzeszów. Trudno było do tego zasiąść, ale czułem się zobowiązany w stosunku do czytelników.

Poprzedni prezes Stali zupełnie nie nadawał się do prowadzenia klubu żużlowego. Wiedziałem to od początku. Początkowo jeszcze wszystko fajnie wyglądało na zewnątrz, bo Polacy naiwnie łykają huczne zapowiedzi. Ale igranie na każdym kroku i zachowania, które destruowały dobre imię rzeszowskiego ośrodka, bolały mnie jako rzeszowianina z przemnożoną siła. Cieszę się, że ostatecznie Marcin Janik znalazł wybawiciela Nawrockiego. Można powiedzieć, że z nawiązką odkupił winy poprzedniej władzy. Chciałbym zobaczyć kiedyś finał w PGE Ekstralidze pomiędzy Stalą Rzeszów a Unią Tarnów. To moje marzenie i mam nadzieję, że kiedyś się spełni. Najpierw jednak wszystko musi mieć ręce i nogi.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob: Nikt nie będzie musiał mi robić zdjęć z ukrycia

Źródło artykułu: