Bracia Pawliccy od najmłodszych lat przejawiali ogromny potencjał do ścigania. Starszy z nich, Przemysław, notował już na najwyższym poziomie rozgrywkowym bardzo dobre wyniki, przez jeden sezon występował nawet w cyklu Grand Prix. W ostatnich latach ma jednak problem z ustabilizowaniem formy.
W podobnym kierunku zresztą poszła kariera młodszego z wychowanków leszczyńskiej Unii, Piotr, choć ten akurat przejechał kilka sezonów w PGE Ekstralidze na bardzo wysokim poziomie. W indywidualnych mistrzostwach świata występował przez dwa lata, wygrywając jedną rundę. Mija jednak już kolejny rok, kiedy zmienia klub, gdyż nie spełnił oczekiwań.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski
- Ja mało o nich wiem, poza tym, co wszyscy wiedzą. Jakby to powiedzieć - im byli mniejsi, tym byli lepsi. Trudno znaleźć receptę, jeśli się nie jest blisko zawodnika. Powiedziałbym, że popełniają, a szczególnie Piotr, elementarne błędy techniczne. Proszę zobaczyć ile razy ma defekt, bo spadł mu łańcuch, a ten mu spadł, ponieważ wyłamał mocno motocykl - próbował zdiagnozować problem Rufin Sokołowski.
Choć były prezes i ekspert docenia ich "smykałkę" do jazdy, widzi również całe tło, które przyświeca utalentowanym braciom.
- Ambicji na pewno nie brakuje ani jednemu, ani drugiemu. Oni w swoich zespołach wprowadzają taką nerwowość i obaj szukają przyczyny gdzieś indziej. Prawidłową diagnozę, moim zdaniem, uzyskałby Pan, gdyby Pan zadzwonił do ich byłych mechaników. Jakbym ja miał zaczynać pracę z nimi, to bym zaczął od elementarza - kontynuuje.
A zatem to charaktery są czynnikiem determinującym fakt, że zarówno Przemysław, jak i Piotr, popadają w przeciętność?
- To są nerwy. Mało się o tym mówi, ale w żużlu był taki test na siłę nerwów u zawodnika. Polegał na tym, że trzeba chłopaka upić. I obserwować, jak się zachowuje. Możliwości są dwie - albo będzie szukał miejsca, żeby zasnąć, co znaczy, że ma panowanie nad nerwami, albo zacznie urządzać awantury i tłuc, co się da. I jemu trzeba podziękować - wyjaśnił były prezes Unii Leszno.
O ile w dzisiejszych czasach ciężko byłoby, oficjalnie, taki test przeprowadzić, wydaje się, że jakieś ziarenko prawdy w tych słowach drzemie.
- Chodzi o to, że w momencie, w którym coś mu nie wyjdzie, jakiś defekt, czy coś - on dostaje czerwone oczy. To jest diagnoza człowieka, który go widzi przeważnie w telewizji. To leży gdzieś w głowie, a wszystko inne jest następstwem. Jeśli pójdą tą drogą, to staną się przeciętnymi zawodnikami - przewiduje Sokołowski.
Nie da się ukryć, że najbliższy sezon może być ostateczną weryfikacją obu braci. Od formy Piotra zależeć może nie tylko los, ale również utrzymanie Krono-Plast Włókniarza, natomiast Stelmet Falubaz, jeśli chce realnie myśleć o fazie play-off, będzie potrzebować Przemysława na najwyższych "obrotach".