Tylko trzech Australijczyków powalczy w tym roku o prawo udziału w przyszłorocznym cyklu Speedway Grand Prix - będą to mistrz kraju, Brady Kurtz, wicemistrz Jack Holder oraz triumfator mistrzostw Oceanii - Rohan Tungate. Próżno w tym zestawieniu szukać Maxa Fricke'a, który nie traci nadziei na to, że będzie w elitarnym gronie w 2026 roku.
Tym samym Fricke musi zająć miejsce w czołowej szóste, aby samemu zapewnić sobie utrzymanie w Grand Prix. W przeciwnym razie uratować go będzie mogła wyłącznie stała dzika karta. - To będzie pierwszy rok od dawna, kiedy nie będę częścią kwalifikacji - przyznał Australijczyk w rozmowie z serwisem fimspeedway.com.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski
Indywidualny Mistrz Świata Juniorów z 2016 roku dwukrotnie wygrywał w zawodach Grand Prix - w obu przypadkach czynił to na polskiej ziemi, bo w 2020 roku w Toruniu i w 2022 w Warszawie. Odkąd jest stałym uczestnikiem SGP, jeszcze nigdy nie udało mu się zakończyć sezonu w czołowej szóstce.
- To jeden z moich wielu celów, jakie mamy na ten sezon. To też część mojej pracy. [...] Miałem kilka dobrych lat w Grand Prix. Miałem okazję pokazać się w tych zawodach i udowodnić, że potrafię osiągać dobre wyniki. Teraz chodzi o to, by robić to częściej i regularniej - dodał żużlowiec.
- Biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku opuściłem trzy pierwsze rundy, to miejsce, które ostatecznie zajęliśmy, było niezłe. Mam nadzieję, że w tym roku będziemy w stanie utrzymać dobrą dyspozycję przez cały sezon - zauważył Fricke.
Fricke przechodzi rehabilitację po kontuzji kolana, której nabawił się na początku roku w trakcie mistrzostw Australii. Żużlowiec przeszedł już etap rehabilitacji oraz regeneracji, ale nie narzuca na siebie presji związanej z powrotem na tor. Wie, że czeka go jeszcze kilka tygodni przed rozpoczęciem ścigania.