WP SportoweFakty: Zawodnicy są bardzo zadowoleni po pierwszych treningowych jazdach w Rzeszowie. Czy czuje pan w związku z tym satysfakcję? Tor został przez pana świetnie przygotowany.
Janusz Stachyra: Cieszę się, że chłopaki chwalą tor. Na pewno będę się starał, żeby był on jeszcze lepszy, równiejszy. Liczę, że stworzymy na nim ciekawe widowiska w tym sezonie. Najważniejsze, żeby każdy był zadowolony ze swojej jazdy i zdobyczy punktowej.
Jakie prace zostały wykonane na torze?
- Na wysokości zadania stanęła spółka na czele z Hubertem Bańborem (przewodniczącym rady nadzorczej klubu oraz właścicielem firmy Betad Leasing - dop. red). To on zamówił maszynę, która wymieszała materiał na torze. Pracowała bardzo powoli, jedno okrążenie pokonywała w godzinę. Była w stanie wymieszać materiał aż do tłucznia, czyli do samego podłoża. To była czasochłonna operacja, ale efekt końcowy jest znakomity (zdjęcia z prac na torze TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO Dał popis ze Spartą. To będzie jego sezon?
Tor odebrał Leszek Demski z Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Jak go ocenił?
- Był bardzo zadowolony, że wymieszane zostały stare warstwy nawierzchni z nową. Celem operacji było stworzenie bezpiecznego i "nierwącego" się toru. Teraz już nie będzie dziur, kolein i łat, z którymi na rzeszowskim torze zmagano się wcześniej. Tor nie będzie zdradliwy, będzie się równo sypał. Ja tylko podpowiedziałem jak to wszystko zrobić, ale to maszyna rozwiązała wiele problemów.
Czyli operacja została przeprowadzona w odpowiednim momencie.
- Ja już wcześniej chciałem to zrobić, ale po prostu nie było takiej możliwości. Ten sprzęt pracuje na autostradach i zorganizowanie całej akcji było nie lada wyzwaniem. Cieszę się, bo teraz na torze będzie odpowiednia przepustowość wody. W przypadku mniejszych opadów deszczu zawody będą mogły się odbyć.
Dochodzą słuchy, że dosypano aż 400 ton nowej nawierzchni. Czy teraz jest odpowiednio dużo materiału na torze?
- Rzeszowski tor jest duży, więc tego nowego materiału wcale nie jest sporo. Nawierzchnia jest wyższa może o centymetr, półtora. Większość osób gdy słyszy, że dosypano 400 ton materiału, to się dziwi, ale tak naprawdę to jest kropla w morzu. Z drugiej strony, większa granulacja sprawi, że będzie lepsza przepustowość wody. Trzeba podziękować miastu za to, że zakupiło ten materiał.
Rozumiem, że za jakiś czas potrzebne będzie kolejne dosypanie materiału.
- Na pewno, bo tak jak wspomniałem, jest go jeszcze mało. Trzeba się jednak cieszyć z tego, ile go jest. Zapominamy o tym, co było wcześniej. Ludzie narzekali na tor w Rzeszowie. Chcemy to zmienić.
[b]
Czy miał pan obawy przejmując posadę trenera drużyny? Klub nie jest już tak stabilny finansowo, jak przed laty.
[/b]
- Raczej nie miałem obaw. Pracownicy klubu robią wszystko, żeby było lepiej. Liczymy na to, ale czas pokaże jak będzie. Ja nie lubię narzekać, wolę pracować. Swoją pracę chcę dobrze wykonywać. Życzyłbym sobie, żeby chłopaki solidnie jeździli, żebyśmy byli dopasowani do swojego toru, robili widowisko. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i żużel w Rzeszowie będzie się rozwijał. Co z tego, że wcześniej była kasa, jak nie było wyników...
Został pan trenerem gdy skład już był zbudowany. Co pan o nim sądzi?
- Oprócz Dawida Lamparta i młodzieży wszyscy jeżdżą w ligach zagranicznych. Kontakt z motocyklem będą mieli wcześniej, jeśli chodzi o ściganie ligowe. Jazda w czterech spod taśmy jest zupełnie inna niż jazda samemu na treningach. Może ktoś się śmieje z tego składu, ale ja do niego podchodzę poważnie. Myślę, że niejeden dostanie od nas prztyczka w nos.
Na następnej stronie Janusz Stachyra wypowiedział się m.in. o młodzieżowcach Stali Rzeszów oraz odpowiedział, dlaczego klub nie ogłosił jeszcze drugiego polskiego seniora.
[nextpage]Niedawno Mateusz Rząsa zwrócił się do stowarzyszenia "Speedway Fans Stal Rzeszów" z prośbą o pomoc finansową. Dysponuje jednym kompletnym motocyklem i twierdzi, że potrzeba mu drugiego, by startować w lidze na lepszym poziomie niż przed rokiem. Jak pan się na to zapatruje?
- Jeden kompletny motocykl to na pewno za mało. Nie wiem dlaczego wcześniej nic nie miał. Ważne, że ten obecny sprzęt zrobiony jest na nowych częściach. Zauważyłem, że motocykle młodzieżowców dobrze sprawują się na treningach. Teraz mają na czym jechać i chwalą sobie ten sprzęt. Należy mieć na uwadze to, że w klubie są też inne płatności. Młodzieżowcy też to muszą zrozumieć. Każdy dostaje po trochu, żeby uregulować zobowiązania, jednak nie mnie się wypowiadać na ten temat. Jestem po rozmowie z prezesem i będziemy robić wszystko, żeby młodzi mieli kolejne motocykle. Chcemy po prostu zakupić im jeszcze lepszy sprzęt, bo jest taka potrzeba i tak się powinno zrobić.
Dobrze, że chłopaki szukają wsparcia, bo być może uda im się coś zdziałać. Często jest tak, że trzeba się wykazać, a dopiero później można liczyć na pomoc. Ja bym to rozwiązał w inny sposób. Najpierw trzeba zapewnić juniorowi sprzęt, a potem od niego wymagać.
W poprzednim sezonie Mateusz Rząsa niejednokrotnie jechał na punktowanej pozycji, ale w zdobyciu punktów stanęły na przeszkodzie defekty. Często skarżył się na sprzęt...
- Dobrze, że Mateusz wypowiedział się za mnie. Widziałem większość tych sytuacji. Przykro było na to patrzeć, ale ja nie miałem nic do gadania. Niech pan zapyta Mateusza i Patryka jak sprawuje się ich obecny sprzęt w porównaniu do tego sprzed roku.
Rozmawiałem z Mateuszem Rząsą i powiedział, że teraz jest dużo lepiej.
- A to nie było takie proste z tym sprzętem. Musieliśmy namówić Darka Pielę na współpracę z młodzieżowcami. Zgodził się i w tym sezonie będzie serwisował ich sprzęt i jeździł z nimi na zawody. Teraz wszystko powinno być w porządku, bo wcześniej juniorzy byli zostawieni sami sobie.
Na mecze ligowe przyjeżdżał Rafał Karczmarz z "gotowcami". Podszkoliliśmy chłopaka kosztem naszych. Były takie mecze, gdzie wygrywaliśmy wysoko, a punkty Karczmarza nic nie wnosiły. Czy wtedy nie lepiej było jechać na zmianę chłopakami, żeby dać im możliwość wykazania się? Teraz mam zawodników, którzy na wielu torach jeszcze w ogóle nie startowali. Dlatego teraz naszym celem są zwycięstwa w domu, a na wyjazdy będziemy jeździć po wiedzę. Lekko nie jest, ale damy radę. Szkoda, że Wiktor Lampart nie może jechać w lidze od samego początku. Wtedy byłaby większa rywalizacja o miejsce w składzie. To byłby bodziec dla młodych zawodników i łatwiej by mi się pracowało.
Jak trzeba prowadzić Wiktora Lamparta, by nie zmarnować jego talentu i żeby nie uderzyła mu do głowy "sodówka"?
- Wiktor stawiał pierwsze kroki na torze u mnie.
Tak samo było w przypadku jego brata - Dawida.
- Tak. Pracujemy nad tym, żeby u Wiktora w teamie panował spokój. Ogólnie to fajny chłopak, żartowniś. Słucha się, ale czasami chce coś spróbować po swojemu. Wspólnie wyciągamy wnioski i pracujemy nad momentem startowym, żeby był lepszy, bo refleks to podstawa. Po co gonić jak można uciec ze startu? Jego jazda jest pod kontrolą. Jeździ wszechstronnie - potrafi pojechać przy krawężniku, ale też pod bandą. Wykonuje moje polecenia jak należy, a to ważne. Chcę, żeby wszystko robił szablonowo i poprawnie, zgodnie z zasadami ruchu na torze żużlowym.
Widziałem niedawno jego zdjęcie podczas jazdy. Prezentował ciekawy styl - szorował kolanem po torze niczym w MotoGP.
- Tak. Jeździ nisko pochylony, trochę za płasko. Zwracałem mu na to uwagę, ale ogólnie ma dobre nawyki. W Rzeszowie pasuje mu wchodzenie w łuki w taki sposób. Niech się tego uczy i powiela.
Czyli to jest dobry nawyk?
- Jeździ mało wyłamany, ale na rzeszowskim torze tak się da. Łuki są łagodne, a tor jest szeroki i długi, więc tak.
A czy Mateusz Rząsa i Patryk Wojdyło mają papiery na dobrą jazdę?
- Obydwaj muszą się wziąć za robotę. Rok temu mogli częściej jeździć, ale nie jeździli... Mają predyspozycje. Słyszałem, że Mateusz prowadził bieg w Daugavpils, ale motocykl odmówił mu posłuszeństwa. Patryk jechał pierwszy w Rawiczu i tam też w wygraniu biegu przeszkodziła mu awaria sprzętu. Myślę, że w tych wyścigach nie prowadzili przypadkowo. Trzeba czasu i cierpliwości. Bez pracy nie ma kołaczy.
Czy wśród adeptów szkółki żużlowej są diamenty?
- Są chłopcy, którzy rokują nadzieje. Już teraz razem z drużyną trenuje trzech adeptów. Nie czekają aż szkółka zacznie zajęcia, tylko jadą w swojej kolejce podczas treningu. Mają przygotowany sprzęt i nie są zostawieni na pastwę losu.
Dlaczego jeszcze nie ogłoszono drugiego polskiego seniora w drużynie?
- Sprawy są dogrywane. Jest jeszcze na to czas i nic się nie pali. Czekamy cierpliwie. Mamy inne sprawy na głowie. Dobrze by było, żeby ten zawodnik był dobry, ale rynek jest wąski. W tamtym roku było bezrobocie, bo nie startowały kluby z Gniezna, Ostrowa i Lublina. Teraz jest inaczej.
Rozmawiał Mateusz Kędzierski
Dobrze,ze mlodzi dostali jakis normalny sprzet,a nie zlomy,na ktorych biegu n Czytaj całość