Damian Gapiński: Prezesi dali sobie wejść na głowę

Darcy Ward został zawodnikiem SPAR Falubazu Zielona Góra. Są co najmniej dwa powody, dla których ten ruch powinniśmy uznać za właściwy.

O tym, że Darcy Ward to zawodnik nietuzinkowy wie każdy, kto choć trochę interesuje się sportem żużlowym. Australijczyk udowodnił to w pierwszym po półrocznej przerwie meczu w PGE Ekstralidze. Startując w barwach SPAR Falubazu Zielona Góra zdobył 13 punktów i 2 bonusy w sześciu startach. I to jest pierwszy powód, dla którego jego przejście do Zielonej Góry powinniśmy uznać za dobre. Falubaz mimo problemów kadrowych dzięki obecności Warda będzie jednym z najsilniejszych zespołów w Ekstralidze, przez co ta będzie dla nas - kibiców - atrakcyjna i zacięta przynajmniej do końca rundy zasadniczej.
[ad=rectangle]

Drugi powód jest o wiele ważniejszy. Darcy Ward miał podpisany list intencyjny z KS Toruń. O tym, że tego typu "dokumenty" na dobrą sprawę nic nie wnoszą, mieliśmy okazję przekonać się niejednokrotnie. Podobnie było w tym przypadku. Kiedy obie strony zasiadły do omawiania szczegółów kontraktu, Australijczyk postawił dwa warunki: gwarancja startów i obecność w składzie kolegi Chrisa Holdera. Jego kompan nie tylko z toru podziękował mu zresztą za ten gest "fair play":

Wpis Chrisa Holdera na Twitterze
Wpis Chrisa Holdera na Twitterze

Czy to jednak był gest fair play? Z całą pewnością nie. Gdyby Ward sam zapowiedział, że odchodzi, bo nie chce zabrać miejsca kolegom z drużyny, to byłoby to odebrane za miły gest względem całego zespołu. W tej sytuacji fair zagrał jedynie względem Holdera. Jason Doyle i Grigorij Łaguta mieli prawo poczuć się co najmniej nieswojo. I o ile działania Unibaksu Toruń nie zawsze kojarzyły się kibicom pozytywnie (ucieczka z meczu finałowego w Zielonej Górze), o tyle działaczom KS Toruń za to, że nie ulegli naciskom Warda, należą się duże brawa. Byłby to pierwszy krok do popsucia atmosfery w drużynie.

Zgodzę się z naszym felietonistą i byłym prezesem Włókniarza Częstochowa - Marianem Maślanką, że torunianie w tej konkretnej sprawie zachowali się jak ostatni Mohikanin. Tego samego nie można powiedzieć o klubach, które od razu przystąpiły do walki o jego zatrudnienie. Prawda jest taka, że w każdej liczącej się dyscyplinie Ward przy takim podejściu do sprawy i próbach wpływania na skład, miałby problemy ze znalezieniem pracy w jakimkolwiek klubie. Nie w żużlu. Tutaj liczba wartościowych zawodników jest tak mała, że mimo jego fatalnego zachowania, mógł sobie nawet pozwolić na komfort podbijania stawki, po kolei odrzucając oferty kilku klubów. To drugi powód, który przynajmniej dla mnie jest potwierdzeniem, że dobrze się stało, iż Australijczyk trafił do Zielonej Góry. Prezesi w praktyce przekonali się, że liczba wartościowych zawodników przez ich zaniedbania w zakresie szkolenia młodzieży drastycznie zmalała. Do tej pory część z nich miała pretensje o takie przedstawianie problemu. Teraz mają namacalny dowód na to, że czas podjąć właściwe działania.

Zawodnicy już dawno zrozumieli, że są panami sytuacji i mogą dyktować warunki zatrudnienia. Postawieni pod ścianą prezesi dali sobie wejść na głowę i są w stanie spełnić prawie wszystkie ich żądania. Te z całą pewnością w świetle rynku pracownika będą stale rosły. To ostatni moment na podjęcie właściwych działań. Podobno włodarze klubowi są bliscy przeforsowania zapisu regulaminowego, który likwidowałby kwoty za tak zwane przygotowanie do sezonu. Prezesi chcą płacić jedynie za zdobyte punkty. Brawo. Trzymam kciuki za powodzenie. Przy okazji warto skupić się również na kwestii szkolenia młodzieży. Zanim będzie za późno.

Źródło artykułu: