Nie mają łatwego życia sympatycy "czarnego sportu" w Łodzi. Przez wiele tygodni nie było wiadomo, czy i w jakim kształcie dalej będzie istniał tamtejszy klub żużlowy, ponieważ Witold Skrzydlewski chciał go sprzedać za symboliczną złotówkę. Chociaż chętnych nie brakowało, z różnych przyczyn nie doszło do finalizacji rozmów.
Działacz gwarantował, że zespół ligowy zostanie zgłoszony do rozgrywek i przejdzie proces licencyjny. Jedyne, czego oczekiwał od nowego włodarza, to gwarancji, że Orzeł Łódź w Metalkas 2. Ekstralidze weźmie udział. Nie każdy był w stanie mu to zapewnić. W efekcie Skrzydlewski zdecydował się dać sobie kolejną szansę.
Wraz z Maciejem Jąderem zbudował skład na sezon 2025, oparty na Andreasie Lyagerze, któremu będą partnerować Vaclav Mlik, Patrick Hansen, Robert Chmiel, Patryk Wojdyło, Mateusz Bartkowiak (U24) oraz formacja młodzieżowa, na czele z Olivierem Buszkiewiczem.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz wciąż szuka trenera. Cieślak o potencjalnym powrocie
Wydawało się, że kibiców czeka spokojna zima i oczekiwanie na nowy sezon, w którym łodzianie w takim zestawieniu chcą powalczyć o awans do play-off. Nic bardziej mylnego.
Drifterzy zagrożeniem dla żużla
Wybudowana w 2018 roku Moto Arena Łódź, która kosztowała blisko 50 milionów złotych, jest jednym z najnowocześniejszych obiektów sportowych w kraju, przeznaczonym przede wszystkim dla żużla. Mimo to w ostatnich dniach do walki o prawo użytkowania terenu przy ul. 6 Sierpnia wkroczyli drifterzy, którzy chcą w tym miejscu zbudować Europejskie Centrum Driftu.
- Szczerze mówiąc, podziwiam pana Łaskiego (prezesa Miejskiej Areny Kultury i Sportu w Łodzi - przyp. red.) za taki pomysł. Gratuluję mieszkańcom bloków w pobliżu stadionu i personelowi szpitala. A ekologia? Przecież podczas jednej imprezy driftowej zużywa się setki opon. Dlatego drifterzy stale przenoszą się w nowe miejsca - przyznał Witold Skrzydlewski w programie "Piłka meczowa" emitowanym na kanale TV TOYA.
Właścicielem stadionu żużlowego w Łodzi jest miasto, więc to jego prezydent Hanna Zdanowska jest decydentem w sprawie tego, co na obiekcie się odbywa. Do Urzędu Miasta wpłynęły już oferty kupna stadionu, sięgające nawet stu milionów złotych.
- Myślę, że te sto milionów trzeba podzielić przez pięć. Do użytkowania tego obiektu potrzebna jest zgoda ochrony środowiska, co wydaje się w tym miejscu niemożliwe. Jednak to miasto decyduje - dodał właściciel klubu.
Drift i żużel nie pójdą w jednej parze
Witold Skrzydlewski jeszcze niedawno mówił, że nie obchodzi go, co będzie się działo na stadionie. Teraz jednak nie ukrywa pewnych obaw, że drużyna żużlowa może zostać bez domowego obiektu, bo nikt nie wyobraża sobie łączenia żużla z driftem.
Tym bardziej że łodzianie już raz na tym mocno ucierpieli, bo po imprezie samochodowej na Moto Arenie pozostało wiele zniszczeń. Ucierpiał na tym również tor, który sprawiał kłopoty w przygotowaniu do zawodów, a zawodnikom w odpowiednim dopasowaniu się do warunków.
- Widzieliśmy, czym skończył się drift na żużlowym stadionie. Do dzisiaj nie pozbieraliśmy się po tamtym wydarzeniu. Walce drogowe zniszczyły odwodnienie liniowe. Dajmy sobie spokój z łączeniem tych dwóch dyscyplin. Jeśli pani prezydent posłucha pana Łaskiego, który stał się wielkim zwolennikiem driftu, i zdecyduje o wynajmie lub sprzedaży stadionu komuś innemu, to jesteśmy za słabi - kontynuował działacz.
- Stadion nie był budowany dla driftu, który nie może znaleźć miejsca z powodu protestów, ale jako obiekt żużlowy - dodał Skrzydlewski.
Biznesmen zapytany o to, czy gdyby obiekt został wystawiony na sprzedaż, to czy przystąpi on do konkursu na jego zakup, odpowiedział, że w tym momencie nie. Orzeł jest zainteresowany wieloletnią umową na dzierżawę stadionu z opcją pierwokupu Moto Areny w przyszłości.
Warto pamiętać, że dokumenty związane z umową najmu lub zakupu stadionu będą kluczowe dla H.Skrzydlewska Orła Łódź, by uzyskać licencję na sezon 2025. Najpewniej w pierwszym terminie takiego dokumentu nie uda się uzyskać.