Ojciec go katował, musiał wyjechać z Polski. Dramatyczna historia Kozakiewicza
- Z Solecznik pamiętam tylko przebłyski: jak dostałem kopniaka i fruwałem po chałupie, czy w twarz, czy pasem. Ojciec nauczył się szyć trochę i pracował jako krawiec. Ale jełop był, trzy klasy podstawówki. Nie chciał pracować, wściekły był na wszystko. Chorobliwie. Krowa się zerwała ze sznurka, to tak ją walił kłodą, że rogi połamał. Najnormalniejszy sadysta. Jak wytłumaczyć sadystę? Widział krew, to mocniej bił. Nie kończył na paru pasach przez tyłek - jakbym tak dostał, to bym się oblizał i cicho siedział. Ale nie, bił, abyś poczuł. Brał pas i sprzączką uderzał. Żeby krew poleciała. Jak bił, krew była na ścianach, wszędzie - opowiadał.
Kozakiewicz mówił, że on i tak był najmniej bity. Większy koszmar przeżywało jego rodzeństwo, a także matka. W jednym z wywiadów zdradził, że na plecach starszego brata Edwarda ojciec łamał krzesła. Kiedyś zapytali mamę, dlaczego nie odeszła od ojca-kata.
- Pytaliśmy ją potem z siostrą i bratem, dlaczego się nie rozwiodła. Ona: „Nie wiem”. Ze strachu oczywiście. Że mógłby ją zamordować. Był zdolny do tego. Wszystkie zęby jej wybił. Pięścią, doniczką, deską, co było pod ręką.
Koszmarne dzieciństwo nadal w nim siedzi. Przyznaje jednak, że być może charakter po ojcu pomógł mu w karierze sportowej.
-
yes Zgłoś komentarzEdwardzie. Przyjechali do Polski ramach późniejszej repatriacji, może z Solecznik (byłem w tej miejscowości ok. 1980).