Ojciec go katował, musiał wyjechać z Polski. Dramatyczna historia Kozakiewicza
- Chyba mam geny ojca, tego czerstwego chama. Czerstwy cham to człowiek nie do złamania. Taki byłem. Mnie nie można było w sporcie złamać w żaden sposób. (…) Wychodząc na stadion, zawsze byłem w swoim żywiole. Byłem najlepszy na świecie przez dziesięć lat, przegrywałem oczywiście od czasu do czasu, nikt nie wygra wszystkiego, ale generalnie, jak gdzieś się pojawiłem, to inni się załamywali. Ja się skokiem bawiłem, degustowałem tym, co robię - przyznaje Kozakiewicz.
Ojcu jednak do dzisiaj nie wybaczył. Nie wie nawet, kiedy dokładnie zmarł. Mówi, że to było w 1985 lub 1986 roku. Już wtedy był zniszczony przez alkohol. Matka była u niego w domu, w Hanowerze. Kiedy usłyszała o śmierci męża, powiedziała tylko "nareszcie".
- Nie byłem na jego grobie. W mojej pamięci nie jest ojcem. Leży w Gdyni, na tym samym cmentarzu co mama, ale osobno - wspominał.
Dzisiaj mistrz olimpijski nadal mieszka w Niemczech. W Hanowerze jest nauczycielem WF w szkole średniej. Prowadzi również niewielki klub tyczkarski, a także organizuje zajęcia fizyczne dla emerytów.
-
yes Zgłoś komentarzEdwardzie. Przyjechali do Polski ramach późniejszej repatriacji, może z Solecznik (byłem w tej miejscowości ok. 1980).