Muszę podpisać, że żyję… - rozmowa z Piotrem Żyłą, skoczkiem narciarskim

Piotr Żyła miał wielką frajdę z treningów na symulatorze Superfly Tatralandia. Przyznał, że na razie nie skupia się na igrzyskach olimpijskich, jest w słabej dyspozycji, ale ciężko trenuje.

W tym artykule dowiesz się o:

Artur Długosz: Jak wrażenia po tym, co spotkało Cie w symulatorze swobodnego lotu Superfly Tatralandia w Słowacji?

Piotr Żyła: Bardzo fajnie. To naprawdę super sprawa. Idzie fajnie to powietrze poczuć. Na początku to wyglądało jak wyglądało, a potem już się tak trochę rozkręciliśmy i bardzo fajnie się latało. Tak to można określić.

Czego się nauczyłeś podczas tych zajęć?

- Myślę, że ogólnie to miało na celu poczuć trochę powietrza. W porównaniu do skoków, to trochę jest jednak inaczej, bo trzeba byłoby technikę zmienić, żeby ręce do przodu dać (śmiech). Na skoczni kiedyś tam tak próbowali. Może znowu wróci ta technika? Jak się ręce do tyłu dało, to z kolei głowa obciążała i biodro szło wysoko. Jakby nas chłopaki puścili (instruktorzy - dop.red.), to można byłoby ładne salta kręcić w naszej pozycji w której latamy. A tak to w zasadzie głównym celem było chyba poczuć powietrze i tak się udało zrealizować ten plan.

Widzisz w tym jakieś podobieństwo związane ze skokami narciarskimi?

- Co do podobieństwa, to na pewno są podobieństwa - i tu jest powietrze, i tu. Wiadomo w skokach się tak tego nie czuje, bo tego lotu jest znacznie mniej. Jedynie na skoczni mamuciej można poczuć coś podobnego, jak tu. Tu z kolei jest ta faza lotu i te delikatne ruchy robią ogromną różnicę. Na skoczni też robią, ale już przy większych prędkościach, bo tam tego tak nie czuć, jak tu. W tym przypadku minimalny ruch i można się w innym położeniu znaleźć.

Na sam koniec zajęć próbowaliście ustawiać pozycję jaką przyjmujecie podczas lotu, tak?

- Tak, tak, ale to nam nie wychodziło. Bardziej nas brało do salta. Jakby nas puścili, to byśmy pięknie je kręcili. Jednak inna ta pozycja musi być tu niż jak na skoczni.

Będziesz chciał przyjeżdżać tutaj częściej?

- Nie wiem, zobaczymy. Myślę, że jak będzie czas, to można kiedyś jeszcze przyjechać i dobrze się bawić, bo to w zasadzie dobra zabawa oraz czucie tego powietrza. Myślę, że jak najbardziej można przyjechać.

Jak oglądaliście popisy instruktorów, którzy w powietrzu wyczyniali cuda, to chciało się samemu coś takiego zrobić?

- Myślę, że nie jest to takie proste co oni pokazywali. Na pewno by się chciało, ale trochę treningu by to trwało. Trzeba byłoby kilka razy przyjechać i potrenować w tym celu, żeby takie ewolucje robić. My mieliśmy cel, aby poczuć powietrze. To zrealizowaliśmy.

To taka mała odskocznia od przygotowań do sezonu...

- Na pewno. Przepraszam na chwilę...

Żyła składa podpis na specjalnym oświadczeniu, że brał udział w takich zajęciach.

- Muszę podpisać, że żyję (śmiech)...

... Tego treningu jest teraz naprawdę dosyć sporo i można tu przyjechać na taki relaks i pobawić się trochę.

Jak wchodziłeś tam do środka to było trochę strachu czy jednak nie?

- Czy strach? Wiadomo, że są instruktorzy, to raczej strachu nie było. Prędzej taka niepewność co się stanie. Myślę, że te pierwsze razy nie były jakieś łatwe, ale daliśmy wszyscy radę.

[b]

Garbik, fajeczka i poleciało pomogło tutaj?[/b]

- Nie, tu raczej co inne bym powiedział (śmiech). Tu się nie trzeba odbijać, po prostu się tylko leci. Na skoczni głównym elementem jest część odbicia. Jak się źle odbije, to potem już się w powietrzu nic nie narobi. My trenujemy raczej odbicie. W tej fazie lotu też można coś popracować, ale to zbyt krótko trwa, więc dlatego przyjechaliśmy tutaj.

Byłeś w symulatorze pierwszy ze wszystkich. Wszystkie nowinki techniczne też zawsze pierwszy testujesz czy po prostu tak wypadło na ciebie?

- Lubię ogóle być pierwszym. Większa niepewność jest jak pierwszy coś robię czy też pierwszy na skoczni skaczę. Większa adrenalina jest.

Miałeś okazję kiedyś w swoim życiu spróbować już innych sportów ekstremalnych? Na przykład skoki na bungee?

- Nie, nie mam za bardzo czasu na takie rozmaite zabawy. Myślę, że na pewno bym spróbował. Jakby trenerzy wzięli, to pewnie byśmy poskakali. Tu poczuliśmy powietrze i przy tym dobrze się bawiliśmy.

Jesteście pierwszą drużyną, która tego próbowała, więc teraz będziecie pierwsi na igrzyskach olimpijskich?

- Myślę, że już próbowali niektórzy, ale na pewno jesteśmy jedną z pierwszych ekip. Do igrzysk to jeszcze dużo treningów. Do tego jeszcze kupa czasu.

Jak wyglądają twoje przygotowania do sezonu? Jak się czujesz? Jaka dyspozycja?

- Dyspozycja ogółem na razie jest słaba (śmiech). Tego treningu trochę ostatnio było. Myślę, że pierwsze zawody zweryfikują tę dyspozycję, bo trening jest treningiem, a zawody zawodami. Przed zawodami można jednak zmniejszyć trening i wtedy forma jest lepsza. Wiadomo, że nie nastawiamy się na lato chociaż na pewno i tę porę roku by się chciało fajnie przeskakać, bo to daje na pewno dużo pewności siebie jeśli się w lato też dobrze skacze.

Jaki główny cel?

- Celu jeszcze sobie tak nie ustalałem. Po pierwsze trzeba przepracować dobrze całe lato, a potem przed zimą będę wiedział na jakim poziomie jestem i wtedy mogę sobie jakiś konkretny cel postawić.

Jak kładziesz się wieczorem do łóżka, to odliczasz już dni do igrzysk olimpijskich czy jeszcze nie ma takiego ciśnienia?

- Jak kładę się spać to raczej śpię (śmiech).

To jak wstajesz (śmiech).

- Wtedy jem śniadanie (śmiech). Nie, nie myślę o tym. Żyje się z dnia na dzień. Trenuje się z przyjemnością, a nie z chęcią zrobienia wyniku. Wiadomo, że ten wynik by się chciało, w głowie on pewnie jest, ale jak się o nim myśli, to wtedy nie ma frajdy z treningu. Lepiej po prostu się odciąć od wyniku, robić swój trening i robić swoje.

Czyli nie wyobrażasz sobie, że wchodzisz na pierwsze miejsce na podium jako mistrz olimpijski?

- Nie (śmiech). Walczyć na pewno o to będę. Wiadomo, czas pokaże. Jeszcze dużo przygotowań przed nami. Nie myśli się o wyniku. Trzeba trenować.

Ze Słowacji dla portalu SportoweFakty.pl,
Artur Długosz