Kadra A skoczków narciarskich prowadzona przez Łukasza Kruczka czwartkowe popołudnie spędziła w Słowacji. Piotr Żyła, Kamil Stoch, Maciej Kot, Krzysztof Miętus i Dawid Kubacki przeżyli niezapomniane chwile w symulatorze swobodnego lotu Superfly Tatralandia. Co to takiego?
Symulator działa na zasadzie pionowego przepływu powietrza, które jest wdmuchiwane do komory o wysokości 14 metrów (z czego 5 m przeszklonych) o średnicy 4,3 metra przez wentylatory o mocy 1420 kW. Prąd powietrza osiąga prędkość do 290 km/h, czyli wyższą niż podczas rzeczywistego swobodnego spadania. Dzięki temu możliwe jest pokonanie siły grawitacji i wywołanie uczucia latania lub wznoszenia się. Podczas latania w symulatorze można wykonywać różne figury akrobatyczne i przećwiczyć mięśnie jak nigdzie indziej. Profesjonalni sportowcy porównują latanie w symulatorze do jogi na powietrzu.
Symulator ma ok. 28 metrów wysokości i 30 metrów szerokości. Około 14 metrów znajduje się pod powierzchnią ziemi. Dzięki temu nadziemna część symulatora ma niespełna 17 metrów. [b]
[/b]- Symulator Superfly umożliwia doznanie identycznych odczuć jak podczas swobodnego spadania albo skoku z samolotu. W przeciwieństwie do skoków, jest dostępny dla ogółu ludzi, nie wymaga doświadczenia ani specjalnego przygotowania. Wypróbować mogą go nawet dzieci od lat 5 o wzroście powyżej 110 cm i osoby z ograniczeniem ruchowym, które w ten sposób mogą doświadczyć uczucia swobody, jaką daje ruch. Na bezpiecznej wysokości i pod stałym nadzorem instruktora można doświadczyć kilku minut swobodnego spadania, przy czym warto zauważyć, że już pakiet podstawowy odpowiada 3- 4 skokom z samolotu z wysokości 4 tys. metrów - mówi Lenka Pardelova, marketing and funflight manager Superfly Tatralandia. W budowie symulatora uczestniczyło 12 wykonawców głównych, wykorzystano 3 tys. m3 betonu i 128 t konstrukcji stalowych. Łączny koszt inwestycji to 5,3 miliona Euro.
Polscy skoczkowie pod okiem doświadczonych instruktorów najpierw odbyli szkolenie, a następnie dobrano im odpowiednie kombinezony i... wszystko się zaczęło. Zawodnicy kolejno wchodzili do symulatora na krótkie sesje podczas których doskonalili technikę wznoszenia się i opadania. Jako pierwszy swoich sił spróbował nie kto inny, jak Piotr Żyła. - Lubię ogólnie być pierwszy. Większa niepewności, jak pierwszy coś robię czy też skaczę na skoczni. Większa adrenalina - żartował w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl uśmiechnięty od ucha do ucha skoczek.
Na samym początku zawodnicy uczyli się podstawowych ruchów, a po ponad godzinie wzlatywali już kilka metrów w górę, a potem swobodnie opadali. Swoim zawodnikom zza szyby bacznie przyglądał się Łukasz Kruczek, który wielokrotnie wybuchał śmiechem widząc pozy, jakie przyjmowali jego podopieczni. - To była dla nas nowość i musieliśmy się oswoić z warunkami. Pewnie jeszcze kilka razy tutaj przyjedziemy, bo myślę, że sporo wyuczonych tu rzeczy można przenieść na skocznię. Dużą różnicę robi rozluźnienie ciała i napięcie ciała. Można sobie skontrolować jak to wszystko funkcjonuje - wyjaśniał Kamil Stoch.
W symulatorze Superfy Tatralandia skoczkowie spędzili blisko dwie godziny, wchodząc do niego na zmianę na krótkie sesje. - Traktuję to jako ciekawostkę i kwestię zrozumienia pewnych zjawisk - skomentował Łukasz Kruczek, opiekun Polaków. To pierwsza, ale prawdopodobnie nie ostatnia wizyta polskich skoczków w Superfy Tatralandia. Obie strony są bowiem chętne do dalszej współpracy.
Ze Słowacji dla portalu SportoweFakty.pl,
[b]Artur Długosz
[/b]