Dość powiedzieć, że Marek Goczał i Maciej Marton byli wirtualnymi liderami na każdym z dziewięciu punktów pomiaru czasu. Najszybszymi byli też na punkcie numer dziesięć, czyli na mecie poniedziałkowej próby. Duet Energylandia Rally Team pokonał drugą załogę o prawie dziewięć i pół minuty, dzięki czemu po nieco ponad 10 godzinach ścigania jest liderem Rajdu Dakar w swojej kategorii.
Zwycięzcy pierwszego etapu i pierwsi liderzy Rajdu Dakar, czyli Eryk Goczał i Oriol Mena zajęli w poniedziałek 5. miejsce i znajdują się na 4. pozycji w klasyfikacji generalnej, z niewielką stratą do podium.
Tuż za nimi, na 5. miejscu w klasyfikacji generalnej, znajdują się Michał Goczał z Szymonem Gospodarczykiem. Rodzinny team wciąż jest jak najbardziej w walce o trzy czołowe miejsca imprezy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielka feta w Buenos Aires!
- Cieszę się, że jesteśmy bezpiecznie na mecie, bo to był bardzo trudny dzień, chyba najdłuższy dzień w naszej przygodzie z Dakarem. Dawno nie widziałem, żeby tyle samochodów stało na odcinku. Ta próba wywróciła klasyfikację generalną do góry nogami. Nam udało się przejechać ten oes bez większych problemów. Jechaliśmy bardzo ostrożnie - przyznał na mecie Marek Goczał, czekając aż rywale ukończą drugi etap.
- Ja i Eryk jesteśmy już na mecie. Nie ma jeszcze Michała, który jest bez świateł i to na pewno jest problem. Wygrywamy odcinek specjalny i to na pewno jest świetna informacja. Teraz wszyscy chcemy bezpiecznie zameldować się na biwaku i we wtorek walczymy dalej! - dodał nowy lider Dakaru w klasyfikacji SSV.
Powody do zadowolenia ma też 18-letni Eryk Goczał. Polak jest najmłodszym uczestnikiem Dakaru w historii, ale prezentuje niezwykle dojrzałą jazdę. - To był dopiero mój drugi dakarowy odcinek… ale myślę, że wszyscy - nawet ci bardziej doświadczeni zawodnicy - mogą powiedzieć, że to był taki prawdziwy, dakarowy odcinek z krwi i kości. To była na pewno najdłuższa i najtrudniejsza próba w moim życiu. Teren był różnorodny. Cały czas mieliśmy różne rodzaje i wielkości kamieni - powiedział nastolatek.
- Już na 12. kilometrze wyprzedzała nas jedna z Toyot z wyższej klasy. Chcieliśmy zjechać, zrobić jej miejsce i wtedy przebiliśmy dwa koła. Nie mieliśmy więcej zapasowych, więc musieliśmy uważać. Teraz pora trochę się schować i później znowu zaatakujemy! - dodał Eryk Goczał.
Z problemami do mety dojechał za to Michał Goczał. - Koszmarnie trudny odcinek za nami. Zaraz po starcie złapaliśmy od razu dwa kapcie. Miałem ogromne problemy z opanowaniem samochodu, po chwili okazało się, że mamy problemy z drążkiem kierowniczym i to on powoduje całe to zamieszanie. Naprawiliśmy samochód dopiero za strefą tankowania. Przez ponad 200 kilometrów musieliśmy uważać na kamienie, jechaliśmy z małymi prędkościami a i tak było bardzo trudno. Etap kończyliśmy już całkowicie po ciemku, bez świateł. Niesamowita historia, ale jesteśmy na mecie, a strata nie jest bardzo duża. We wtorek walczymy dalej - zakończył Michał Goczał.
We wtorek na załogi czeka kolejna dakarowa próba. Tym razem 669-kilometrowy etap poprowadzi z Al-Ula do Ha'il. Odcinek specjalny to tym razem aż 447 kilometrów. David Castera, czyli dyrektor Rajdu Dakar, określił, że początek tej próby to prawdopodobnie najpiękniejsze 50 kilometrów w całym rajdzie.
Czytaj także:
Sędziowie zmienili wyniki. Polak zwycięzcą pierwszego etapu Dakaru!
Ciężarówka niemal wjechała w kibiców. Chwile grozy na Dakarze