Nowy szkoleniowiec Polek Arne Senstad nie mógł sobie wymarzyć lepszego rywala na początek eliminacji do mistrzostw Europy. Zważywszy, że czasu na poznanie drużyny właściwie nie miał. Dwa dni treningów w pełnym składzie to było już coś. Niemniej, reprezentację Wysp Owczych należało po prostu ograć i to możliwie jak najwyższym wynikiem.
Przedsmak dużych możliwości
Pierwsza akcja? Po prostu palce lizać. Szybkie podanie na skrzydło do Anety Łabudy, ta oddała piłkę na środek i do pustej bramki trafiła Kinga Achruk. Najwyraźniej Biało-Czerwone od początku zawodów zamierzały pokazać, kto tu będzie dzielić i rządzić. Ale, i słusznie, bez eksperymentów czy nieszablonowych i ryzykownych zagrań. O rywalkach natomiast trudno cokolwiek dobrego powiedzieć. No może tyle, że zawodniczki Wysp Owczych potrafiły szybko wymieniać podania, czym starały się rozbijać szczelną polską defensywę. Nic z tego nie wynikało.
Monika Kobylińska i Bogna Sobiech podbijają ligi zagraniczne. Czytaj więcej!
Wyciągnąć wnioski
Im jednak dalej w mecz, tym przyjezdne nabierały coraz większej ochoty do gry. Senstad trochę się zaniepokoił. Zwłaszcza gdy patrzyło się na naprawdę piękne rzuty z drugiej linii w wykonaniu Marity Mortensen. Jak widać warunki fizyczne to nie wszystko. Dzięki jej skuteczności rywalki zbliżyły się na dwa trafienia (9:7). Trudno było nie dostrzec, że nasza kadra ma nad czym pracować. Polki rozgrywały piłkę trochę za wolno. Brakowało płynności. Rzadko kiedy mogły wyprowadzać kontry, w obronie czasem były o krok za późno. Co jednak ważne, wynik miały pod kontrolą.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Dobrze wykorzystana przerwa
O ile przed przerwą najczęściej zagrożenie stwarzały nasze rozgrywające, choćby Monika Kobylińska czy Achruk, to po zmianie stron włączyły się też skrzydłowe. Szczególnie ta na prawej stronie. Podanie do Łabudy właściwie oznaczało bramkę. Na sześć swoich prób, pomyliła się tylko raz. Nic dziwnego, że wynik brzmiał już 19:11. Znacznie bardziej aktywna między słupkami była Adrianna Płaczek. Po swoich interwencjach lub przejęciach bezpańskiej piłki błyskawicznie ją podnosiła i rzucała na drugi koniec parkietu. A koleżanki dopełniały formalności.
Czytaj także: Pogoń przegrała w Gdańsku na własne życzenie
Meldujemy wykonanie zadania
Ostatni kwadrans to już egzekucja Farerek. Trzeba przyznać, że wysoka przewaga znacznie ułatwiała polskim szczypiornistkom wykonanie celu, jaki miały postawiony przed zawodami. 700. bramkę w kadrze dołożyła Kinga Grzyb, co tylko pokazało, że słusznie sięgnięto po pomoc 37-latki. Nie wiadomo tylko, na ile jest to opcja tymczasowa, a na ile dłuższy powrót. Wszak Senstad był bardzo zadowolony ze skrzydłowych podczas krótkich przygotowań. Znacznie trudniej będzie za trzy dni, kiedy to Polki udadzą się na Ukrainę.
W drugim meczu w grupie 7. Rumunki pokonaly Ukrainki, ale zaledwie 27:24, prowadząc do przerwy 15:12. To te pierwsze są faworytem do usadowienia się w fotelu lidera. Wynik zaś pokazuje, że Polki w najbliższą sobotę (28 września) czeka o wiele poważniejsze wyzwanie.
Eliminacje ME 2020, gr. 7, 1. kolejka:
Polska - Wyspy Owcze 28:16 (12:8)
Polska: Gawlik, Płaczek - Łabuda 5, Kobylińska 7, Grzyb 3, Matuszczyk 3, Kudłacz-Gloc 2, Janiszewska 1, Zych 1, Drabik 1, Gęga, Kochaniak, Szarawaga, Świerżewska, Achruk 4, Sobiech 1.
Karne: 2/2
Kary: 2 min. (Kudłacz-Gloc).
Wyspy Owcze: Petersen, Fridmundsdottir - Larsen, A Dunga, Hansen 3, Mortensen 3, Henneberg, Skylv Midjord, Christophersen 2, Samuelsen 2, Joensen, Weyhe 4, Brandenburg, Eystberg 1, Poulsen 1, A Borg.
Karne: 4/4
Kary: 6 min. (Mortensen, Samuelsen, Brandenburg - 2 min.).
Sędziowie: Walery i Juri Buckiewicz (obaj z Białorusi).
Widzów: 1500.