Tałant Dujszebajew: Brakuje nam instynktu zabójcy

- Zły okres musimy przełamać kilkoma dobrymi wynikami, nie meczami. Wtedy się odblokujemy i powalczymy o awans do Final Four Ligi Mistrzów - mówi Tałant Dujszebajew, trener Vive Tauronu Kielce. W sobotę o 16:00 jego zespół gra z Meszkowem Brześć.

WP SportoweFakty: W ubiegłym sezonie Vive osiągnęło apogeum formy. Możecie jeszcze raz zbliżyć się do tego poziomu?

Tałant Dujszebajew: Lubię patrzeć na wszystko realistycznie. Gdyby wziąć pod uwagę statystyki i historię, to tylko jeden zespół, który wygrał Ligę Mistrzów, w kolejnym sezonie ponownie awansował do Final Four - THW Kiel w 2012 roku. Barcelona, Hamburg czy Flensburg, gdy triumfowali, to za rok nie było ich nawet w Kolonii! Nikt nie wygrał jeszcze LM dwa razy z rzędu.

Dlaczego obrońcom tytułu jest zatem tak trudno?

- Wszyscy podchodzą do takiego zespołu z innym nastawieniem. Gdy jesteśmy mistrzami, każdy chce nas pokonać, ale i każdy gra z nami na luzie. My nie gramy źle, ale nie ma wyników. I jeżeli przełamiemy tę bessę pięcioma czy sześcioma dobrymi wynikami - nie meczami, wynikami - to się odblokujemy i będziemy mogli walczyć o ponowny awans do Final Four.

W zeszłym sezonie też mieliście małe problemy, a forma przyszła w odpowiednim momencie.

- Nieważne jak zaczniesz, ale jak skończysz. Możemy przegrywać, ale wszystko zależy od tego jak planujemy rok, kiedy chcemy być w dobrej formie. Nie ma zespołu, który grałby przez cały sezon na najwyższym poziomie. W Ciudad Real też mieliśmy swoje problemy; kiedy wygraliśmy Ligę Mistrzów po igrzyskach w Londynie, mocno nas krytykowano. A zawodnicy to nie roboty, to tylko ludzie.

Rok temu, po porażce dziesięcioma bramkami z Vardarem, podkreślał pan jak ważni byli kibice w powrocie na dobre tory. Po ostatnim meczu z Górnikiem znów kierował pan do nich ciepłe słowa.

- To dla mnie najważniejszy element sportu. Nie ma klubu bez zaplecza, a to są właśnie kibice. Mam blisko czterdzieści lat doświadczenia w piłce ręcznej, grałem w wielu klubach oraz krajach, a szacunek do kibiców był zawsze i wszędzie. Ci w Kielcach są jednak wyjątkowi. Chcę im tylko podziękować. Jeżeli zaczęliby nas ostatnio krytykować, też bym to zrozumiał. Wsparcie, które od nich otrzymujemy, jest jednak nieocenione. Tak jak półtora roku temu po Vardarze, kiedy przyszli na trening. Do dzisiaj na wspomnienie mam gęsią skórkę.

ZOBACZ WIDEO Kolejny świetny występ Griezmanna. Atletico ograło Valencię - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Co dziś dzieje się z Vive?

- Trwa rok poolimpijski, niektórzy zawodnicy bywają w takim momencie wypaleni. A my do Rio wysłaliśmy przecież 13 graczy! Kiedy zaczęliśmy pracę 30 lipca 2015 roku, przed niemal dwa lata zawodnicy nie mieli chwili przerwy. Spójrzmy na Sławka Szmala - on teraz odżył, ale dlatego, że w zimie miał chwilę odpoczynku. Gdyby nie to, ludzie nadal by narzekali na jego grę.

Ludzie szybko przyzwyczajają się do zwycięstw.

- Musimy sobie z tym radzić. Teraz jesteśmy w takim momencie, że po wygranych mamy trochę problemów, ale raczej mentalnych. Patrząc na to jak chłopaki walczą i trenują, jestem jednak pewien, że w końcu przełamią ten impas dobrymi wynikami. Na razie gramy dobrze, ale brakuje nam trochę instynktu zabójcy. Tak jak było z Zabrzem, gdzie na początku drugiej połowy trzy razy pod rząd nie trafiliśmy z czystych pozycji.

Najbliższa okazja w sobotę, z Mieszkowem Brześć.

Jeżeli wygramy, będziemy drudzy w grupie. O to jednak będzie bardzo ciężko. Kiedy tu przychodziłem  mówiłem, że nie chcę patrzeć na sezonowe cele, tylko na ciągły rozwój i budowanie klubu. Być mistrzem Polski i zdobyć puchar to bardzo trudne zadanie. Przyjdzie czas, że Wisła czy Azoty wygrają ligę i to też nie będzie dramat. Nie ma takiego klubu, który zwycięża pięćdziesiąt razy z rzędu.

Trzon obecnego zespołu Vive tworzą zawodnicy w sile wieku. Co się stanie, gdy w klubie zabraknie Zormana, Aguinagalde, Szmala czy Bielckiego?

- To normalna kolej rzeczy. W Polsce mówicie: umarł król, niech żyje król; w Rosji: święte miejsce pustym nie bywa. Na wszystkich przychodzi czas, każdy w końcu kończy karierę, ale pojawiają się nowe gwiazdy. Był Pele, potem Maradona, Zidane i wreszcie Cristiano Ronaldo. Tak samo dzieje się w piłce ręcznej. Był Klempel, był Waszkiewicz, teraz są inni. To naprawdę nic strasznego, nie boimy się tego. 
W przyszłym sezonie do Vive dołączą między innymi Blaz Janc, Marko Mamić i pana syn Alex. Praca z tak zaplanowanymi transferami to duży komfort.

- To świadczy przede wszystkim o tym, jak mądry mamy zarząd. Prezes wie, jak buduje się zespół.
Szkoda, że w tym gronie nie ma Polaków. Nie ma ich na rynku?

- Proporcje w składzie wcale się nie zmienią. Jedyna zmiana Mamić za Chrapkowskiego. Wciąż będzie 9:8 na korzyść Polaków lub odwrotnie, jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli. Będziemy starali się utrzymać tę zależność. Nieważne jak szeroka będzie kadra, proporcje mają być 50/50.

Nowa krew z pewnością się przyda, bo ostatnimi czasy wielu zmian w zespole nie było.

- Planujemy konsekwentne odmładzanie zespołu przez kolejne dwa, trzy lata. Po tym czasie dojedziemy do momentu, w którym dziewięćdziesiąt procent kadry będzie nowa względem tej, którą objąłem w styczniu 2014 roku. To normalna sprawa. Cieszę się, że możemy robić to w tak spokojnej atmosferze.
Pep Guardiola czy Luis Enrique mówią, że trzy sezony to idealny czas dla trenera w jednym klubie. Pan w Kielcach chyba będzie pracował dłużej.

- W tym momencie mam kontrakt, ale przyjdzie moment, gdy on się skończy. Wówczas albo podpiszemy nowy, albo się rozstaniemy. Zmiany są w sporcie naturalne. Przypadek sir Alexa Fergusona to ewenement.
Rozmawiał Maciej Szarek 

Komentarze (1)
avatar
Jasna Strona MOCY
11.03.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
,,... a szacunek do kibiców był zawsze i wszędzie. Ci w Kielcach są jednak wyjątkowi. Chcę im tylko podziękować. Jeżeli zaczęliby nas ostatnio krytykować, też bym to zrozumiał. Wsparcie, które Czytaj całość