- Ciężko coś powiedzieć po takim spotkaniu, bo dla mnie jest niewytłumaczalne dlaczego zagraliśmy tak słabo. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego występu. Poprzednie dwa mecze były bardzo dobre, a z Gwardią zabrakło może trochę więcej wsparcia w bramce i innych elementach - stwierdził Lis. - Zawiodło wszystko, począwszy od obrony, po skuteczność w ataku - potwierdził młody rozgrywający Azotów, Jan Antolak.
Pierwsza połowa nie zapowiadała tak kiepskiego zakończenia dla puławskiej drużyny. W pewnym momencie tej części gry, po udanej akcji Kacpra Adamskiego, wynik brzmiał 12:6. Co prawda Gwardia za chwilę poderwała się do walki i zmniejszyła straty, ale do przerwy przewaga wydawała się względnie bezpieczna i mogła być przyzwoitą trampoliną do odskoku rywalom.
Tymczasem już pierwsze akcje drugiej połowy pokazały, ze czas spędzony w szatni lepiej wykorzystali Gwardziści, którzy dosyć szybko złapali bezpośredni kontakt bramkowy i udanie go utrzymywali. W 41 min. nieopierzony (rocznik 2005) Piotr Zawadzki, zachowując zimną krew przy rzucie karnym, doprowadził w końcu do remisu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu
Azotom nie ułatwiało zdania zdarzenie, które miało miejsce 180 sekund później, a o którym tak mówił po meczu Antolak. - Myślę, że duże znaczenie miało wykluczenie z gry Iwna Burzaka (czerwona kartka), który grał na środku obrony. Mamy mało defensorów, a on jest jednym z podstawowych. W końcówce jego pomocy zabrakło.
Nie można oczywiście przyjąć, że ten fakt, zdecydował o porażce puławian, choć opolanie skrzętnie skorzystali z braku tego zawodnika. Większe pole do działania na pozycji obrotowego zyskał Mateusz Jankowski, który często brał wówczas odpowiedzialność za wynik. Za to u puławian jedynym nominalnym graczem pozostał Kelian Janikowski.
Problem, który trapił Azoty i miał fatalne skutki był zdaniem trenera Lisa, był następujący: - Nie pamiętam kiedy zmarnowaliśmy tyle sytuacji sam na sam z bramkarzem, jak to miało miejsce w drugiej połowie. Rozumiałbym gdyby były to rzuty z drugiej linii, ale te nie stuprocentowe z szóstego metra. Nie trafialiśmy w bramkę - powiedział.
Na koniec pomeczowej rozmowy dla mediów pozostawił realną ocenę sytuacji. - Trudno, trzeba tę porażkę przeżyć, wyciągnąć wnioski i zastanowić się co dalej, bo nie ma sensu rozdzierać szat. Wiemy, że potrafimy grać. Szkoda tylko punktów. Niestety w lidze można grać słabo, ale zdobywać je trzeba.
Zobacz także:
Przełamanie Chrobrego Głogów -->
Niedosyt w Ostrowie. MMTS Kwidzyn wrócił do żywych -->