Tego, jakim Paulo Sousa jest selekcjonerem, jeszcze nie wiemy. Okaże się po pierwszych meczach naszych piłkarzy. Mam tylko nadzieję, że jego kadra będzie się lepiej prezentować niż Portugalczyk na konferencjach prasowych. Bo zęby bolą, gdy słucha się tego, co i jak mówi.
Niedawno zwolniony Jerzy Brzęczek czasem coś palnął, ale nie bał się konkretu. Adam Nawałka, jego poprzednik, był znany z tego, że mówił tak, by nic nie powiedzieć. Wywiadów nie udzielał, na konferencjach męczył słuchaczy pustosłowiem. Leciały truizmy, banały, oklepane frazesy.
Sousa idzie tą samą drogą. Też jest dobry w laniu wody. Stara się być tak "przezroczysty", że swobodnie mógłby zapowiadać prognozę pogody. Jego grzecznościowe "Dziękuję za to pytanie" robi się irytujące, bo co komu po takiej grzeczności, gdy odpowiedzi są puste? W sumie to dziwne, bo dziś komunikacja z mediami i kibicami to część warsztatu trenera. Konferencje prasowe bywają elementem strategii, realizacją taktyki wobec rywala, albo przekazem do własnej drużyny. Wystarczy obejrzeć fragmenty konferencji klasyków gatunku, wielkich autorytetów trenerskich: Juergena Kloppa, Pepa Guardioli czy Jose Mourinho.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące decyzje Sousy. "Brak powołania dla Kapustki jest ogromnym zaskoczeniem"
Dlaczego Sousa woli pozostać nijaki, nie wiem. Sensu w tym nie widzę żadnego. Co gorsza, jego próby tłumaczenia własnych decyzji są nieprzekonujące. Łapanie selekcjonera na niekonsekwencjach jest zadaniem godnym ucznia szkoły podstawowej. Wystarczy posłuchać: "Nie mówię o zawodnikach, którzy nie są powołani, ale wam wyjaśnię". Niestety wyjaśnienie jest mniej więcej takie: "Podejmujemy pewne decyzje i nie wychodzimy poza ramy tych decyzji". No, litości! Gdyby takie dyrdymały mówił Jerzy Brzęczek, media rozerwałyby go na strzępy.
Odnoszę wrażenie, że sposób, w jaki Sousa odpowiada na pytania, nie jest przypadkowy. Kiedyś Leo Beenhakker, zirytowany sposobem myślenia i działania w polskim futbolu, powiedział: "Ludzie, wyjdźcie ze swoich drewnianych chatek". Było to niegrzeczne i wielokrotnie Holendrowi wypominane. Sousa natomiast w ogóle nas z tych chatek nie chce wyciągać. Przemawia niczym szaman, który posiadł wiedzę tajemną, ale raczej się nią dzielić nie chce (nie ma żadnego polskiego asystenta, więc trudno uznać, że inwestycja w pensję Portugalczyka jest inwestycją w polską myśl szkoleniową).
Trudno mi przyjąć - tak z góry - że Sousa dostrzegł w naszych zawodnikach coś, czego nie widzieli przed nim inni trenerzy i teraz nagle wszystkich zaskoczy swoimi rozwiązaniami. Zresztą, polskim piłkarzom przyglądał się krótko. Gdy jest pytany o konkrety, w odpowiedziach "pływa". Trudno dostrzec w planie Portugalczyka jakąś szerszą myśl i konsekwencję w działaniu. A jest to na zewnątrz sprzedawane jako wielka strategia. Mały szczegół: czy rozsądny człowiek może uznać za przekonujący argument, że ze względu na pandemię i niejasną sytuację z wyjazdem niektórych kadrowiczów do Anglii, Sousa nie powołał 26 zawodników tylko… 27! Wow! To jest coś.
Opowieści o tym, że gdy poznamy system, jakim chce grać Sousa, to będziemy wiedzieli dlaczego niektórzy są w kadrze, a innych nie ma, są bajkami dla naiwnych. Bo jakiż to będzie system, w którym grać nie potrafi Tomasz Kędziora, ale Bartosz Bereszyński, Maciej Rybus i Kamil Piątkowski to go umieją? No czekam na konkrety, zapewne buty mi spadną z wrażenia. Bo chyba nie chodzi o to, że obrońca Dynama Kijów gorzej broni, albo że nie potrafi zagrać "na wahadle" w systemie z trzema stoperami, bo to nieprawda. Świadczą o tym poprzednie mecze i statystyki Kędziory.
Argument, że dwaj młodzi piłkarze Pogoni Szczecin przyjeżdżają na kadrę po naukę, potrenować z Lewandowskim, Klichem, Szczęsnym, do mnie trafia. Tyle że zarówno Sebastian Kowalczyk jak i Kacper Kozłowski nie mogą zbierać doświadczenia kosztem piłkarzy, którym do tej kadry dużo bliżej i którzy mogą być jej realnym wzmocnieniem. Nie dostał powołania Sebastian Walukiewicz, a to jest stoper, który będzie grał w reprezentacji przez długie lata. Nawet długo po tym, gdy selekcjonera Sousę wszyscy już zdążą zapomnieć.
Co - na zdrowy rozum - byłoby bardziej wartościowe na trzy miesiące przed EURO: zapoznanie "młodych" z kadrą czy ogrywanie piłkarza Cagliari Calcio z Bednarkiem i Glikiem? Sousa argumentuje, że Walukiewicz nie gra w podstawowym składzie w klubie. A Kamil Grosicki gra? Nie, a jednak dostał powołanie.
Kolejny kamyczek do ogródka: nie został powołany Michał Karbownik. Młody, utalentowany, walczący dopiero o miejsce w angielskim klubie. Skoro holujemy "Grosika", dlaczego nie jego?
Tacy piłkarze jak Walukiewicz czy Karbownik są przyszłością tej kadry, a Sousa jest tu… przejazdem.
Dariusz Tuzimek