Futbol stanął w miejscu z powodu pandemii koronawirusa, a to dobra okazja, by powspominać dawne mecze. 1 kwietnia to nie tylko prima aprilis, ale także rocznica najwyższego zwycięstwa reprezentacji Polski w historii.
W 2009 roku kadra prowadzona przez Leo Beenhakkera podejmowała San Marino w ramach eliminacji do mistrzostw świata 2010. Piłkarze zapewnili kibicom świetne widowisko i ograli rywali 10:0.
- To nie był prima aprilis. Można powiedzieć, że wystrzeliliśmy San Marino w kosmos. Ale po kolei... Przed tym meczem powątpiewano już w charyzmę Leo Beenhakkera. Przegraliśmy z Irlandią Północną, atmosfera nie była najlepsza, w związku z tym chcieliśmy bardzo poprawić nastroje. Szanse na awans na mundial w RPA były już iluzoryczne, dlatego PZPN już przed spotkaniem rozważał zwolnienie Beenhakkera - wspomina Dariusz Szpakowski w TVP Sport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Można zazdrościć Milikowi widoków podczas treningu
Nasi piłkarze nie mieli litości dla rywali z San Marino. Motywowała ich szansa na pobicie wyczynu Niemców oraz chcieli wesprzeć holenderskiego trenera.
- Polscy piłkarze chcieli pobić rekord Niemców, którzy wygrali z San Marino 13:0. Ostatecznie skończyło się 10:0. Ale już po pierwszej bramce wszyscy podbiegli do linii bocznej w geście solidarności z Beenhakkerem.
Zobacz bramki z meczu Polska - San Marino:
Piłka nożna. "Niekochani". Najtrudniejsze momenty w szatni kadry Jerzego Brzęczka >>
Guilherme mógł grać dla reprezentacji Polski. "Zostają mi wielkie marzenia o kadrze Brazylii" >>