Hiszpania może wygrać mistrzostwa świata

PAP/EPA / PAP/EPA/OLIVER WEIKEN
PAP/EPA / PAP/EPA/OLIVER WEIKEN

- Ludzie zbyt wcześnie "zakończyli" złotą erę Hiszpanii. Ten zespół jest jednym z głównych kandydatów do wygrania mundialu w Rosji - uważa Jimmy Burns, autor książki o hiszpańskim futbolu pt. "Piłkarska Furia".

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Dwa mistrzostwa Europy, złoto podczas mundialu w RPA. Czy ta przepiękna hiszpańska historia jest już zakończona?

[b]

Jimmy Burns:[/b] Ludzie mówią o końcu ery, ale myślę, że do końca dobiegł jedynie czas konkretnych piłkarzy, którzy osiągnęli konkretny wiek jak Casillas czy Xavi Hernandez. Ale jestem przekonany, że Hiszpanie mają niesamowitą zdolność regeneracji.

O ile Casillasa można zastąpić, to już takiego zawodnika jak Xavi będzie trudno. A był to "mózg" operacji.

- Nie sądzę, by było możliwe znalezienie takiego zawodnika jak Xavi, co nie oznacza, że nie da się stworzyć drużyny bez niego. Proszę zobaczyć, jaki wybór ma obecny selekcjoner. Kilka gwiazd Premier League, kilku topowych zawodników z La Liga, są piłkarze z Serie A czy Bundesligi. I co ważne, jest wielu bardzo młodych zawodników.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Bajeczna Barcelona rozbiła Celtę Vigo - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]

[/color]

Jak to wszystko się zaczęło? Ktoś może powiedzieć, że od rzutów karnych w meczu z Włochami w 2008 roku, ale obaj wiemy, że ten sukces narodził się wiele lat wcześniej.

- Nie ma jednej daty, którą można podać. Jest wiele różnych czynników. To był proces ewolucji. Myślę, że jednym z ważnych czynników są wielkie inwestycje w sport w Hiszpanii związane z igrzyskami olimpijskimi w 1992 roku, sporo inwestycji w piłce na wszystkich poziomach, od sportu szkolnego po profesjonalny. Poza tym oczywiście akademie w dużych klubach, zwłaszcza w Barcelonie, co przyniosło znakomite pokolenie piłkarzy. Rozwój stylu Barcelony, który został doskonale zaadaptowany przez Aragonesa, a potem Vicente del Bosque.

Skąd te inwestycje w sport?

- To decyzje polityczne. Przywrócenie demokracji w Hiszpanii po śmierci Franco (w 1975 roku, był to przywódca tego kraju) doprowadziło do wpompowania sporych środków z Unii Europejskiej (Hiszpania jest jej członkiem od 1986 roku - red). Sporo publicznych pieniędzy poszło na piłkę. Dziś wystarczy przejechać się po Hiszpanii, by zobaczyć, że nie ma wioski, gdzie nie wybudowano dobrej jakości boiska piłkarskiego. Swój wkład w rozwój piłki w Hiszpanii mieli Cruyff, Guardiola. Istotna była też globalizacja piłki, na czym Hiszpanie ogromnie zyskali. Choćby sporo zawodników znalazło zatrudnienie w Anglii, takim dobrym przykładem jest David Silva, który właśnie w Premier League osiągnął najlepszy poziom, Cesc Fabregas to kolejny zawodnik. I kluczowa sprawa, czyli pogodzenie wielkich rywali, Barcelony i Realu na poziomie reprezentacji.

Rozpoczął to Aragones.

- I nie jest to przypadek, to wynika z jego charakteru, doskonale umiał pogodzić żywioły, zbudować most między potęgami.

Na początku swojej książki "Piłkarska Furia" pisze pan o tym, że Hiszpanie w końcu potrafili wznieść się ponad swoją mentalność, zaczęli współpracować. Nasi komentatorzy aż do 2008 roku powtarzali na temat tej drużyny: "Grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze". Na czym polega zmiana mentalna?

- W kraju, który zawsze był podzielony politycznie, mającym trudne dziedzictwo historyczne, takie słowa jak konsensus, pojednanie, w ogóle nie były w powszechnym użyciu. Del Bosque, tak jak wcześniej Aragones, potrafił wyciągnąć to co najlepsze z dwóch wielkich drużyn klubowych.

Jak to się stało?

- Rozmawiał z nimi. Gdy podczas swojego pierwszego sezonu w Madrycie Jose Mourinho chciał zniszczyć Barcelonę, był przy okazji bardzo bliski zniszczenia jedności drużyny narodowej. Pamiętamy te sceny z "El Classico", gdy zawodnicy ze sobą walczyli, a Portugalczyk włożył palec w oko Tito Villanovy. Del Bosque zadzwonił do Xaviego i Casillasa, namówił ich, by odbudowali ten most, znowu byli drużyną. I to się udało. W obliczu poważnego zagrożenia Del Bosque pokazał się jako człowiek, który umie wyjść z sytuacji. Byłby dobrym prezydentem Hiszpanii.

Czy jednak Mourinho nie zrobił tego, co musiał, żeby wygrać?

- Może pan równie dobrze powiedzieć, że zrzucenie bomby nuklearnej oczyszcza sytuację, ale to przecież nie będzie usprawiedliwione.

Czy jednak miał wybór? Trafił na czas jednej z najlepszych drużyn w historii piłki nożnej i starał się ją unieszkodliwić.

- Oczywiście. Przyszedł do Madrytu z jedną misją - zniszczyć Barcę. Florentino Perez z pewnością miał dosyć słuchania, gdziekolwiek by się nie pojawił, że Barcelona to więcej niż klub, a drużyna Guardioli jest najlepszą w historii. Mourinho miał przywrócić w ten sposób światu Real i na pewno był bardzo efektywny.

A jednak wielu fanów nie odbiera go jako "Mesjasza", może przegrany to by było za wiele.

- Myślę, że ci najbardziej zagorzali kibice go kochają, bo do nich ten język "antyBarcelony" bardzo dobrze przemawia.

Del Bosque zdołał to zażegnać. A jednak wszystko się kończy. Nawet zachwyty nad tiki-taką. W 2012 roku dało się już odczuć znudzenie tym nowatorskim stylem.

- W pewnym sensie podobna była sytuacja z Barcą. Ale czy można powiedzieć o znudzeniu? Może momentami była to gra zbyt statyczna, wyglądało to, jak podawanie sobie piłki na treningu. Ale na końcu zawsze liczy się zwycięstwo. Może ludzie zaczęli się męczyć, oglądając tyle podań nawet pod bramką rywala. "Hej, dlaczego nie kopniecie w końcu tej cholernej piłki do przodu?!" A zamiast tego dostawali dodatkowe podanie.

Przeciwnicy murowali się, bo wiedzieli, że każdy wypad tworzy dziurę, którą będzie trudno załatać.

- Dokładnie tak. Ale to ewoluowało. Przykładem jest Barca Luisa Enrique, gdzie linia pomocy praktycznie zaniknęła. Barca straciła trochę ze swojego DNA. Ale Lopetequi będzie raczej kontynuował linię Del Bosque. Ofensywny i kreatywny futbol, tego się spodziewam. I myślę, że Hiszpania w 2018 roku będzie znowu jednym z głównych kandydatów do zdobycia tytułu mistrza świata. Myślę, że go wygra.

Na razie to tylko życzenia. Fakty są takie, że upadek Hiszpanów w 2014 roku był bardzo bolesny. Czy dało się tego uniknąć? Na przykład zostawiając w domu Xaviego...

- Gdy już wejdziesz na szczyt góry, zastanów się co dalej. Problemem Hiszpanów był brak możliwości motywacji.

A jednak to im udało się zdobyć trzy tytuły z rzędu. Wcześniej nikt tego nie dokonał.

- No właśnie, dokonali czegoś, czego nikt przed nimi nie zrobił. Pojawiło się może wypalenie. Na pewno doszedł wiek. Wspomniał pan Xaviego. To już nie był ten sam zawodnik, co wcześniej. Pozostali piłkarze też byli zmęczeni. To jest normalna rzecz w piłce. Cykl. Drużyna dochodzi do mety i musi nastąpić odrodzenie. I jestem pewien, że nastąpi. Ludzie są zbyt szybcy w wydawaniu osądów. Jak możesz skreślić hiszpańską piłkę, jeśli wciąż oni mają najlepsze drużyny na świecie, wygrywają Ligę Mistrzów, wciąż mają w grze trzy zespoły w obecnej edycji.

Zastanawiam się, czy to była najlepsza drużyna narodowa w historii piłki. Wygrali najwięcej, ale to były zbyt często zwycięstwa w stosunku 1:0. Pięć na dziesięć ich spotkań w fazach play-off zakończyło się takim wynikiem, w siedmiu nie strzelili więcej niż jednej bramki.

- Jednak upieram się, że Hiszpania w swoim apogeum to była najlepsza drużyna narodowa, jaka istniała. Finał Euro 2012 z Włochami to był jeden z najbardziej spektakularnych meczów, jakie widziałem. Przez te kilka lat Hiszpanów oglądało się z uśmiechem na twarzy, dawali radość. Może ktoś powie o Holendrach z lat 70. czy Brazylii w 1982 roku, ale z kolei oni nie wygrywali trofeów. Może być to też drużyna Argentyny z 1986 roku. Głównie ze względu na Diego Maradonę.

Muszę przyznać, że pańska "Ręka Boga" to jedna z najlepszych książek, jakie napisano o piłce. Po lekturze jednak zastanawiam się, jakie jest pańskie nastawienie do bohatera. Jakie jest słowo, które przychodzi panu na myśl.

- Człowieczeństwo. Jakby nie patrzeć, Diego to nieprzeciętna osobowość, fascynujący charakter. Dlatego jest tak popularny. To nie tylko geniusz boiska, ale też człowiek pociągający przez to, co mówi, z jakiego środowiska się wywodzi.

Na początku "Ręki Boga" jest taki moment, że mały Diego wpada do dołu z odchodami. To taki powtarzający się motyw w jego życiu, zawsze wpada w g...

- I bez względu na to, do jak głębokiego dołu wpadnie, zawsze z niego wychodzi.

Czy właśnie jego słabości nie czynią go tak fascynującym? To nie jest Pele, pomnik, który przemawia na kongresach swoimi okrągłymi słówkami.

- Oczywiście. Ta wiara w możliwość przetrwania, ciągłe odrodzenia. To człowiek, który kilka razy wracał z uścisku śmierci. Oczywiście ta scena z dołem pełnym ekskrementów jest centralnym obrazem jego życia.

Maradona w jakiś sposób pośredni łączy się z tą współczesną hiszpańską-barcelońską piłką poprzez osobę Leo Messiego. Jest symbolem Barcelony, a jednak, gdy jego koledzy w 2010 roku świętowali mistrzostw świata, on pożegnał się już w ćwierćfinale. Selekcjoner Maradona był za to odpowiedzialny.

- Wielkim błędem było zrobienie Diego selekcjonerem. Ktoś, kto wpadł na taki pomysł, musiał mieć problem z głową. Pewnie myślenie było takie: "Połącz Maradonę z Messim i otrzymasz zjawisko w skali świata". Co to za pomysł?

Kusi pana, by ich porównywać?

- Messi gra w piłkę z wielkim obciążeniem. Maradona zawsze będzie dla niego punktem odniesienia. Zawsze ludzie będą pytali: "Gdzie jest mistrzostwo świata, gdzie jest Meksyk'86?". Jego zwolennicy będą podawali gol przeciwko Getafe: "Zobaczcie, on umie tak samo jak Maradona z Anglią". Ale jak w ogóle można porównać te bramki? Anglia, ćwierćfinał mistrzostw świata, i jakiś mecz ligowy. Jeśli chodzi o grę, Messi jest piłkarzem mającym większe umiejętności. To, czego w porównaniu do Diego nie ma, to charyzma.

Może to taki cichy zabójca.

- Oczywiście, jeśli ma dobry dzień, jego wpływ na zespół jest ogromny. Przemawia poprzez grę. I to inspiruje innych zawodników. Myślę, że Messi jest też twórcą całej tej choreografii.

Oglądając skróty z meczów Diego, można dojść do wniosku, że właściwie połowę czasu spędza, leżąc na murawie po jakimś brutalnym faulu. Na pewno Messi zawdzięcza mu też to, że nie ma dziś polowania na jego nogi.

- Tak, wtedy było trudniej. Ale z drugiej strony znacznie większa jest presja na współczesnych piłkarzach. Gra się zmieniła, więcej się biega, więcej meczów.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Źródło artykułu: