Bohaterem spotkania został Jordi Sanchez, który w 45. minucie pokonał Aleksandra Bobka. Widzewiacy w całym spotkaniu oddali 11 strzałów, z czego pięć poleciało w światło bramki. Szkoleniowiec czerwono-biało-czerwonych był dumny ze swojej drużyny.
- Byliśmy świadkami bardzo dobrego meczu. Często derbowe starcia kończą się faulami i kartkami. A tutaj oprócz tej energii i wsparcia od kibiców, którzy nam pomogli odnieść to zwycięstwo, było też dużo piłki, dużo pięknych akcji. A my mogliśmy strzelić kilka bramek więcej. Nie możemy narzekać, bo liczy się przede wszystkim zwycięstwo. To był po prostu dobry mecz, także w naszym wykonaniu – byliśmy agresywni, waleczni i razem budowaliśmy grę - wyliczał Janusz Niedźwiedź.
Na rozgrzewce kontuzji mięśnia dwugłowego nabawił się pomocnik Łódzkiego Klubu Sportowego - Dani Ramirez. W wyjściowej jedenastce zastąpił go Pirulo.
ZOBACZ WIDEO: Raków pisze piękną historię. Cypryjczycy kolejną przeszkodą
- Kierownik jeszcze przed meczem przybiegł i powiedział o tej zmianie, ale kompletnie się tym nie zajmowaliśmy. Dla nas było kluczowe, jakim systemem wyjdzie ŁKS. Robili zasłonę dymną na rozgrzewce, że będą szukali grania na dwóch stoperów. Mówiliśmy wcześniej, żeby poprzestawiać kilka drobnych rzeczy. Mimo, że nie trenowaliśmy pod ten system, bardzo dobrze zaaklimatyzowaliśmy się do tych wymagań - ocenił trener Widzewa Łódź.
Kolejnym aspektem, na który Niedźwiedź zwrócił uwagę, jest panowanie nad derbową otoczką. Z tego również piłkarze RTS-u - jego zdaniem - wywiązali się bardzo dobrze.
- Zarządzanie emocjami, kontrola meczu i koncentracja na elementach piłkarskich. Mieliśmy świadomość, że to będzie energetyczny mecz. Zawodnicy wyszli bardzo zmotywowani, wiedzieliśmy, że ta walka będzie, ale nie mogliśmy zapominać o tych piłkarskich rzeczach. Jeśli głowa jest "zagrzana", nie czuje się momentów pressingowych. Często z tej gorącej głowy można sobie zrobić więcej krzywdy niż pożytku - podkreślił.
Przed derbami Łodzi nie brakowało głosów, że trener Widzewa gra o swoją posadę i w razie porażki może pożegnać się ze swoim stanowiskiem.
- Każdy ma prawo do wyrażania opinii - do krytyki i oceny. Nikomu nie zabiorę tej możliwości. Też czytam prasę i wiem, co się dzieje, choć nie wchodzę głęboko w pewne rzeczy i skupiam się na tym, na co mam wpływ. Ja jestem trenerem, który bardzo skupia się na swojej pracy i bardzo pracuję nad tym, by wszystkie rzeczy dookoła mnie nie rozpraszały, a - wręcz przeciwnie - motywowały do tego, by Widzew błyszczał - odpowiedział dyplomatycznie.
Łącznie z doliczonym czasem gry mecz trwał ponad 110 minut. W pierwszej i drugiej części spotkanie zostało przerwane ze względu na dym z odpalonych przez kibiców rac, który zasłaniał plac gry. To również nie zdekoncentrowało widzewiaków.
- Zdecydowana większość pierwszej połowy była bardzo dobra, bardzo intensywna. Często na naszych meczach domowych jest głośno i nawet piłkarze biegnący 20 metrów ode mnie nie słyszą komunikatów. Wykorzystałem przerwy na to, by część rzeczy skorygować. System został zmieniony przez ŁKS i był na to czas. Gratulacje dla zespołu za to, że nawet ta przerwa czy nieuznana bramka - czyli zabranie czegoś bardzo cennego - nie wybiło nas z rytmu. Dlatego tym bardziej szacunek dla piłkarzy za ten mecz - powiedział Niedźwiedź.
Trener Widzewa nie ma pretensji do Luisa da Silvy za czerwoną kartkę, którą ukarany został za faul na Stipe Juriciu w doliczonym czasie gry drugiej połowy i pochwalił blok defensywny za to, że ŁKS nie oddał celnego strzału po zmianie stron. Nadmienił, że to pierwsze "zero z tyłu" jego drużyny w tym sezonie PKO Ekstraklasy, a do tego drugie zwycięstwo z rzędu na własnym stadionie.
Teraz ekipę z al. Piłsudskiego czeka wyjazdowy mecz z Górnikiem Zabrze w piątek 19 sierpnia o godzinie 20:30.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj także: Kazimierz Moskal skomentował przegrane derby Łodzi. "Nie będę się tym zasłaniał"